Jim Jarmusch jest jedynym oprócz Lyncha reżyserem, którego wszystkie filmy widziałem (taki ze mnie filmoznawca
).
Miło mi zwłaszcza stwierdzić, że oglądałem je wszystkie w kinie.
Nieustające wakacje * * (?)
Znak zapytania ważniejszy jednak niż te słabe gwiazdki, bo choć
wydaje mi się, że film pamiętam, to widziałem go dawno, tylko raz jeden i może teraz odebrałbym inaczej.
Tym niemniej pozostał mi w pamięci jako "film po nic", jak powiedziałby Gero, gdyby pisywał czasem na tematy filmowe
Gość łazi, John Lurie gra tam gdzieś na saksofonie, ale nic mi to nie dało.
Inaczej niż w raju * * * *
A ten już owszem, dał. KoT dobrze to ujął ogólnie, a do tego filmu to pasuje szczególnie - film o ludziach, o których się nie robi filmów, bo niby po co, tacy nieciekawi... a jednak ich nudna historia i puste dialogi w jakiś sposób były mi bliskie, a do tego najzwyczajniej BARDZO zabawne.
Poza prawem * * * * *
Arcydzieło małej formy! Film zrobiony w sposób skrajnie ascetyczny, by nie powiedzieć: zgrzebny, trzech aktorów, z których dwóch było muzykami (ale jak rewelacyjnie zagrali na kinie!), jakaś absurdalna historyjka urągająca zasadom dramaturgii... Ale ma to w sobie maksimum wdzięku, jest zabawne do bólu i to nie tylko dzięki błazenadzie Benigniego, ale może nawet bardziej dzięki znudzonym, bez wyrazu twarzom pozostałej dwójki (no - najbardziej dzięki kontrastowi oczywiście). Miałem wrażenie, że w tym filmie absolutnie wszystko jest na swoim miejscu.
Mystery Train * * * * 1/2
Kolor po raz pierwszy, z Nowego Jorku gdzieś na duszne południe... niektórzy recenzenci narzekali, że to już nie to samo, ale nie wiem, o co im chodziło. Talent Jarmuscha do portretowania ludzi i jego wrażliwość na
twarze osiągnęła tu mistrzostwo, para Murzyn (gra go Screamin' Jay Hawkins!) i boy hotelowy z zapadłego motelu jak wejdzie w głowę, tak nie wychodzi
, do tego np. ci Japończycy...
Niby-intryga super skonstruowana, niby
mystery, a proste aż miło i leniwym rytmem się toczące, jak na Południe przystało.
Hi hi, i duch Elvisa unoszący się nad całością!
Noc na Ziemi * * * * -
Ja bym powiedział, że w porównaniu do poprzednich dwóch było to mimo wszystko obniżenie lotów. Ale bez tego porównania film broni się jak najbardziej, zwłaszcza nowelą nowojorską (Helmut i YoYo, kolejna wspaniała para
), Benignim szarżującym na granicy dobrego smaku, ale wprost STRASZLIWIE śmiesznym, i helsińską zimą. Los Angeles lekko nijakie, zgadzam się z Petem, a Paryż w ogóle do mnie nie przemówił, chyba nie znalazłem płaszczyzny identyfikacji.
Problem w tym, że te nowelki chyba lepiej się bronią same dla siebie niż jako cały film. Konstrukcja całości jest pomysłowa, ale nic tak naprawdę nie wnosi... stąd minus do tego mimo wszystko bardzo dobrego filmu.
Truposz * * * * *
Drugi najlepszy a może i zupełnie najlepszy! Ale też całkowicie inny! Pozostała wprawdzie niesłychana
twarzowość bohaterów (cała pierwsza sekwencja!!!!!!! ci coraz dziwniejsi ludzie dosiadający się do Deppa i coraz większy kontrast), pozostały martwe, nieklejące się dialogi, pozostał humor absurdu, a więc wszystko co najlepsze pozostało.
Ale dotychczas Jarmusch stał na gruncie raczej twardym, groteskowej, ale realistycznej obserwacji rzeczywistości. Tutaj natomiast... odleciał
I wyszło mu to doskonale. Są w tym filmie ogromne pokłady psychodelii i jakaś egzotyczna (indiańska? pseudoindiańska?) mistyka, przy czym nawet tu wkrada się ten humor (cały upór Indianina w kwestii Williama Blake'a dziwnie przypomina mi święte przekonanie Benigniego, że jego pasażer-ksiądz jest biskupem
). Oderwanie od rzeczywistości jest tu konsekwentne aż do niesamowitej końcówki... Genialny film!
Ghost Dog: droga samuraja * * (?)
I znowu z pytajnikiem no bo...
... dotychczasowe trzy podejścia zakończyły się zawsze zapadnięciem w sen... Ale nie było tak, że film mi się ewidentnie nie podobał albo nudził. Nie wciągnął mnie, to fakt, ale niewykluczone, że kiedyś obejrzę go w sprzyjającyh warunkach i coś zaskoczy.
Broken Flowers * * *
Za to tu chyba nic nie zaskoczy, bo mam wrażenie, że nie ma co
Film oglądało mi się przyjemnie, nie powiem. Podobały mi się niektóre pomysły podczas podróży bohatera, fajna postać sąsiada detektywa
, bardzo przekonywujący Bill Murray... ale jakoś bez jaja to wszystko, nie chodzi mi nawet o humor, którego jak na Jarmuscha jest tu stosunkowo mniej, ale mało wyrazisty to film i mało go we mnie zostało.
Kawa i papierosy * * *
Nie umiem pooceniać poszczególnych epizodów, nie mam teraz jak odświeżyć, ale podejrzewam, że średnia mogłaby wypaść lepiej niż ocena całości. Pamiętam, że oglądane hen hen dawno jako przedprojekcje do Inaczej niż w raju czy Mystery Train najstarsza miniaturka (Strange to Meet You, ta z Benignim) oraz Twins o bliźniaku Elvisa podobały mi się na maksa! - i kiedy poszedłem nie tak dawno do kina na całość Kawopapierosów to jednak się zawiodłem, bo tak wrzucone na kupę straciły dużo wdzięku i dość szybko zaczęły mnie nużyć.
Swoją drogą ciekawa sprawa u Jarmuscha z tą identyfikacją. Pisałem o niej niedawno przy okazji Love Actually i muszę dodać, że tu nie chodzi o doslowne identyfikowanie się z bohaterami.
Na przykład kawa i papierosy - jest to mieszanka, która osobiście kojarzy mi się ewidentnie żigowo; a jednak wydaje mi się, że w pełni rozumiem czar takiej sytuacji i co w niej może być wciągającego, może kuszącego, że chce się do niej komuś wracać, że trudno się oprzeć, i że chce się oglądać takie filmiki. Sam nigdy w takich sytuacjach się nie znajdowałem, a jednak identyfikacja jest w pełni możliwa!