Ja z interpretacją poezji nie osiągam wyżyn, strasznie się przy tym męczę, więc się zabierałem tak długo, że oczywiście teraz pozostaje mi tylko robić przypisy do cudzych recenzji. Z przypisów w stylu "o, właśnie tak" wynika niewiele, z przypisów "jestem pod wrażeniem, brawo" jeszcze mniej (poza tym, że robi się miło), więc postanowiłem z nich zrezygnować. Należy przyjąć, że jeśli się do czegoś nie odniosłem, to znaczy, że się mniej lub bardziej z tym zgadzam (ewentualnie jest poza moim zasięgiem i nie mogę się nijak ustosunkować), a niżej będą płytsze lub głębsze czepiactwa:
natalia pisze:
Ja odpowiedź na tą ciemność widzę nie na Lunie ale na "dementi". Tu jest "Umieraj" a tam "Nie umrzesz, nie lecz będziesz żył".
Hm... tyle że mi jakoś śpiew Budzego na "Lunie" brzmi autentyczniej, szczerzej niż na "Dementi". Zwłaszcza
Miłuję Pana, albowiem słucha krzyku mej modlitwy brzmi jakby wokal był odczytany, wyrecytowany, podczas gdy na
Lunie wypływa z wnętrza. Choć już refren "Powróć duszo moja do swego pokoju, bo Pan wyświadczył ci dobro" brzmi autentycznie. Autentycznie brzmi też "Cenna jest w oczach Pana śmierć Jego synów". To właśnie pokazuje, jak nieoczywiste może być wyświadczane dobro. To pokazuje, że to, co my zdefiniujemy jako "cacy" (patrz niżej), niekoniecznie jest "cacy" w planach Boga.
bezdomna pisze:
Bo ja osobiście nie znoszę przesłań w stylu "pomódl się i wszystko będzie cacy".
No więc wystarczy zredefiniować "cacy", zmienić perspektywę, i to przesłanie nadal będzie prawdziwe.
antiwitek pisze:
W ten sposób, że to płyta z najmocniejszymi słowami o wierze od czasów "Ducha".
No właśnie nie wiem. Tzn. tak na pewno i mi się wydaje, ale czy tak jest naprawdę, czy tylko nie do końca zrozumieliśmy teksty pomiędzy "Duchem" a "Luną"?
Sula pisze:
w 'Trenie' wers 'Jak letni deszcz jak zwiastun burz' powoduje, że tęsknię za latem
Jakoś trudno mi z tej piosenki wyciągnąć pozytywne tęsknoty. Letni deszcz i ciepły, łagodny wiatr to nawiązanie do łagodnego objawienia Boga Eliaszowi na górze Horeb, ale tu już łagodny powiew przemianowany zostaje na zwiastuna burz. Bóg objawia się jakby proponował leniwą letnią przechadzkę z wietrzykiem, a ten wietrzyk okazuje się forpocztą wichury, ciepło powiewu jest zapowiedzią pustynnego powietrza niosącego burzę piaskową. Miło jest poobserwować letnią burzę przez okno, wiedząc, że dach jest solidny, a burza wkrótce minie. Jednak prorok jest wyrwany ze swego bezpiecznego domu i trafia w sam środek burzy. Burzy, która wcale nie musi przynieść oczyszczenia i rozładowania napięcia. Jeden z następców Eliasza - Jeremiasz - zdaje sobie z tego sprawę i dlatego wcale nie chce swojej misji. A misję tę musi pełnić nocą i dniem.
elsea pisze:
Ale nocą i dniem, u boku i w sercu mym - jedno wielkie TAK.
No właśnie może wcale nie TAK. Może raczej "nie chce mi się (odpowiadać)", może "skoro mi każesz, to tak, ale wolałbym, żebyś kazał komu innemu"? Nocą i dniem jest otuchą i podporą. Tak jak
nie boję się, gdy ciemno jest - ojciec za rękę prowadzi mnie. Ale co, gdy ojciec prowadzi np. do dentysty? Obiecuje, że pójdziemy na lody, ale najpierw trzeba wyleczyć zęba, i że to prawie nie będzie bolało. Może troszkę, ale nie tak, żeby nie dało się wytrzymać. Potem będą już niebieskości i lody, ale teraz trzyma za rękę i nie możemy pójść poskakać w kałuży, tylko ta ręka ciągnie nas do dentysty, a więc nas zaboli tak, jak jeszcze nigdy dotąd... W takiej sytuacji ta ciągła obecność Boga może być postrzegana jako udręka, bo kto może powiedzieć, że nie ma nic, co by wolał przed wzrokiem Boga ukryć? Kto może powiedzieć, że zawsze chce czynić Bożą wolę. Modlitwa
Tego właśnie pragnę - Twego prawa w głębi mego serca jest modlitwą o zrzucenie z siebie konieczności pracy. "Panie, spraw, żebym tak sam z siebie, automatycznie chciał robić właśnie to, czego Ty chcesz - wtedy będzie mi o wiele wygodniej, nie będę musiał się zastanawiać, czy ja sam chcę dobrze". A tymczasem...
elsea pisze:
rodzimy się by oglądać cierpienie i ból! Oglądać i doświadczać. Jeremiasz nie wahał się mówić, że to sam Bóg sprawił, że jego życie jest tak pełne doświadczeń. Jak znieść cierpienie i jaki ono ma sens?
To też, ale w tym tekście nie to mi się wydaje głównym motywem. Ból i nieszczęście są. Jeremiasz się z tym pogodził, do tego przyzwyczaił - wszystko jedno - przyjął do wiadomości, że na świecie jest źle. Już nie o to ma pretensję do Boga. Pretensję ma o to, że Bóg akurat jemu każe to zło wydobywać na powierzchnię. Nie ma pretensji o to, że
długie oblężenie zamienia miasto w więzienie, ale że to akurat jemu Bóg zleca powiedzenie obrońcom ojczyzny
Nie bronić, nie bronić - wyjść i się poddać. Jeremiasz chciałby powiedzieć, że jest już zmęczony, że chce iść do domu odpocząć, ale nie może, bo próba stłumienia głosu Boga i zamknięcia go wewnątrz powoduje jeszcze większą mękę. Jeremiasza nie tyle męczy to, że widzi zło, ale to, że musi o tym mówić. To, że musi je zapowiadać, że musi ludziom mówiącym "Pokój, pokój" odpowiadać, że nie ma pokoju, podczas gdy właśnie wolałby zapowiadać pokój i piękno. (Tu polecam z kolei piosenkę "Something beautiful (Jeremiah)" Sinéad O'Connor.)
Czekam oczywiście na dalsze wpisy, żebym miał się do czego przyczepić.