Jacek Kaczmarski - Live 1991
Płyta, którą u panka w 1991 miałem na trzecim, wyżej niż Nevermind.
Dziś miałbym ją pewnie też wyżej, a do tego wyżej od Red Hotów, którzy wtedy byli na drugim...
Właśnie słucham i słuchając, będę po kolei opisywał...
Nasza klasa * * * * 1/4
Jakkolwiek piękna ta piosenka, muszę wyznać, że ograła mi się, a nawet sam ją sobie cokolwiek ograłem. Wzruszająca melancholia, ale trochę brakuje mi mocy w tej tęsknocie za odeszłymi czasami. Tekst bardzo lubię, choć też brakuje w nim iskry, która buchnie wręcz w następnym utworze. Dlatego cztery a nie pięć, ale i ćwierć, bo pobrzękuje tam już coś dużego.
Przejście Polaków przez Morze Czerwone * * * * *
Za to ta
piosenka, której by nie było stanowi egzemplarz piosenki genialnej tak wyraziście, jak rzadko się to zdarza. Jest i w niej melancholia i utracona szansa, ale jednocześnie są dreszcze! Tekst daje w łeb - dla mnie jest może nawet najlepszym, jaki Kaczmarski w ogóle napisał! Gdyby muzyka była tak niesamowita jak tekst, byłoby to gwiazdek sześć, ale choć w melodii i wykonaniu dzieje się wyraźnie więcej niż na naszej klasie, to jednak pozostaje tylko akompaniamentem.
Głupi Jasio * * * * 1/2
Bardzo urokliwie opowiedziana historia z akompaniamentem prostym, ale niezwykle trafionym. Pamiętam, kiedy uczyłem się grać tę piosenkę, to im dłużej się uczyłem, tym więcej
fajności odkrywałem w tych niby zwyczajnych gitarowych brzdąknięciach.
Trylogia (Pan Kmicic) * * * * 1/4
Jest to prawdziwy CZAD, mocniejszy od znacznej ilości elektrycznogitarowych łomotów, jakie znam, ale niestety za długo się to ciągnie, a urozmaiceń brak. Potencjalnie więc arcydzieło, ale czegoś za mało, w rezultacie choć świetne, to tylko w jednym wymiarze. No ale ale! - jak to oddaje klimat historii pana Kmicica!
(również w aspekcie dłużyznowym
)
Poczet królów polskich * * *
Nie przepadam za tą piosenką, bo trąci mi ona pretensjonalnością. U Kaczmarskiego napuszenie i pretensjonalność w ogóle bywa częstą wadą, ale właśnie na tej płycie LIVE jest tego wyjątkowo mało. Natomiast Poczet nie ma moim zdaniem tego, co udało się tak dobrze wyważyć w Morzu Czerwonym, czyli że na skrzyżowaniu tematyki historycznej i współczesnej powstaje coś uniwersalnego - Morze Czerwone jest utworem archetypicznym, Poczet zaledwie publicystycznym.
Uff, a teraz aż wcisnąłem pauzę, bo szykuję się do czegoś, co może okazać się
najdłuższym ciągiem pięciogwiazdkowców na jakiejkolwiek płycie, którą kiedykowiek oceniałem...
Ballada wrześniowa * * * * *
Zaczyna się zwyczajowym kaczmarskim galopem po strunach i jeszcze nie wiadomo, że dalej będzie tak:
Ale zaczynają się słowa, "długośmy na ten dzień czekali" i zaczynają się jakieś niesamowite rzeczy w melodii i napięcie zaczyna lawinowo wzrastać, a kiedy dołącza fortepian, a na dodatek Chrystus z kulą w tyle głowy... to ja odpadam!!!!
Jałta * * * * *
No i tak się wydaje na początku, że pitolenie trochę... niby tematyka ważka, a jakoś nic się nie dzieje, muzyka jakby za lekka, początek tekstu nie robi na mnie wrażenia. Już od drugiej zwrotki zaczyna się to jednak wyraźnie zmieniać, nie dlatego, żeby była wyraźnie lepsza, ale jak się okazuje wielkim atutem tego tekstu jest jego konstrukcja, konskwencja, budowanie napięcia - tym razem nie emocjami (jak w Balladzie wrześniowej), lecz w sposób ukazujący podziwu godne opanowanie warsztatu i twórczą samodyscyplinę. A wydająca się lekką muzyką okazuje się taką tylko na pozór, podobnie jak tylko na pozór lekkie i miłe były obrady Trójki na Krymie. W rezultacie otrzymujemy jeden z najlepszych tekstów Kaczmarskiego, wykład historyczny, na którym można by ludzi uczyć, co to była Jałta. Arcydzieło, tak.
Opowieść pewnego emigranta * * * * *
Ta opowieść dławi mnie w gardle i jeżeli kiedyś przy słuchaniu Kaczmarskiego łza zakręciła mi się w oku, to na pewno tu. Tą opowieścią jestem wstrząśnięty.
Kara Barabasza * * * * * *
Choć chciałem się bronić i czekać z przyznaniem szóstej gwiazdki do końca płyty, to jednak nie dam rady - ta piosenka to jest jakiś TOTAL. Dla mnie napisał ją Mistrz, a zachwycić się nią mogła Małgorzata. Ale do tego muzyka!! - wkład Łapińskiego we wspaniałość tej płyty jest dla mnie nie do przecenienia.
Lalka * * * * *
Jako oddany fan powieści Prusa przede wszystkim doceniam tu idealne wprost oddanie klimatu powieści, w pełni udane spuentowanie przeróżnych problemów w niej poruszanych, no i to, że autor chyba tak samo kocha tę książkę, jak ja. Ale wydaje mi się też, że pozostając poniekąd wyłącznie w świecie powieści, tekst Kaczmarskiego brzmi naprawdę uniwersalnie...
I nie da się ukryć, że bardzo bardzo podoba mi się i melodia, i wykonanie. Stonowane, jednocześnie pełne emocji, i jakiegoś oddalenia (całkowicie udało się uniknąć patosu), pełne godności.
Obława * * * * *
Ile razy bym tego nie słyszał w wykonaniu Kaczmarskiego, czy jakiegoś kolegi przy ognisku - ta piosenka NIE PRZESTAJE kłami gończych psów mnie szarpać
Obława 2 * * * * *
Ale ale - czy aby ta nie jeszcze lepsza?! Powiem tak: kiedy nie słucham, to na pamięć pierwsza Obława wydaje się bezkonkurencyjna, jest w niej klasyczność, bezbłędność, po prostu strzał w dziesiątkę.
Ale kiedy z głośników rozlega się płyta Live z 1991 roku, to prawie zawsze właśnie druga Obława robi na mnie większe wrażenie. Niesamowite jest w niej wrażenie przestrzeni, że to już nie kilku myśliwych goniących zabłąkanego wilka w jakiejś kniei, to
planowe niszczenie gatunku, to bardziej przerażające, bo bardziej totalitarne. Bez ani jednego słowa odniesienia do konkretnych realiów historycznych czy politycznych, udało się stworzyć muzyczny obraz taki, że ja słucham i widzę wojnę, którą potwory ubrane w maskę cywilizacji wydały zwykłym ludziom...
Obława 3 * * * * 1/2
Na tym kończy się ten niesamowity ciąg pięciogwiazdkowców, bo trzecia Obława, choć świetna, jest jednak znacznie bardziej jednowymiarowa od obu poprzedniczek i w pewnym sensie bardziej oczywista, mało odkrywcza, również muzycznie (świetne też, ale brakuje po prostu piątej gwiazdki
)
Sentymentalna panna S * *
Niestety smęt, tekst jakiś taki wymęczony, nie budzi we mnie żadnych emocji, nawet nie wiem właściwie, o czym on tam śpiewa. Może jest w tym jakaś prawda, ale podane to w formie, która do mnie nie trafia.
Zbroja
pięć czy sześć pięć czy sześć pięć czy sześć pięć czy sześć pięć czy sześć pięć czy sześć pięć czy sześć pięć czy sześć...
No dobra, nie przesadzajmy * * * * * "zaledwie".
Muzycznie jest to dla mnie Kaczmarski
numer jeden, bez wahania. No i bynajmniej nie jest tak, że tekst mi się nie podoba. Ba - jak cholera się podoba, a może raczej: pierwsze trzy zwrotki się podobają. Następne też, ale nie jest to aż tak wyraziste, próbuje chyba stworzyć równie wszechogarniające wrażenie, co Obława 2, ale nie do końca udanie. Tym niemniej cały tekst nie ma tego geniuszu, co Morze Czerwone, Barabasz czy Jałta. Więc podobnie jak Morze Czerwone (numer jeden tekstowy) zostaje ściągnięty do pięciu gwiazdek przez muzykę, tak tutaj (numer jeden muzyczny) troszkę traci przez tekst i może pewną też jednostajność.
Epitafium dla Wysockiego * * * * * *
Choć tematyka już nie jeruszalaimska, znowu wydaje mi się, jakby mógł to stworzyć Mistrz (może w drugiej powieści, gdyby go diabli nie wzięli?
a może u tych diabłów to był napisał?). Arcydzieło absolutne, jedna z najpoważniejszych u mnie nominacji do miana "najlepszej polskiej piosenki ever" i dość prawdopodobny zwycięzca tej kategorii.
Ja nie umiem nauczyć się tego tekstu na pamięć i jego siła nie leży w konkretnych wersach i zwrotkach, tu chodzi raczej o coś całościowego, o
wizję, która nie mieści się w słowach, ani Kaczmarskiego, ani moich. I do tego dochodzi - a nawet w szokujący sposób całość koronuje - puenta, która stanowi dla mnie wstrząs moralny i emocjonalny. Co sił! Co sił! I jeszcze wykonanie takie, że aaaaaaa!
Kiedy ta piosenka się kończy, mam wrażenie, że dopełniło się coś wyjątkowego i w pełni skończonego, a takie wrażenie jest czymś unikalnym.
Kończy się też cała płyta, z którą dla mnie mało która płyta rockowa może się równać.