Ultima Thule

Chciałem zainaugurować wątek o Oscarach, nie tylko tegorocznych, które właśnie w nocy zrobiły ze Slumdoga potentata w historii tej nagrody (osiem oskarów, i to poza aktorskimi - bo w filmie chyba grali naturszczycy - absolutnie wszystkie najważniejsze: film, reż, scenariusz, zdj, muz, pios, montaż, dźwięk),
ale w ogóle o tej nagrodzie.

Czy uważacie ją za ważną? Czy filmy, które zdobywają Oscary, to takie, które chcecie zobaczyć/ które warto było zobaczyć?
Czy może powiecie zgodnie z pewnym trendem antyamerykańskim i antymainstreamowym, że to taka beznadziejna nagroda dla filmów, jak jakieś Grammy w muzyce?

No a najbardziej to chciałbym powspominać jakieś najbardziej ekscytujące rozdania oskarów, konkurujące ze sobą w tym samym roku filmy wybitne, z drugiej mańki także największe wpadki i głupie decyzje.
W tej chwili nie napiszę nic od siebie, ale rzucam temat, bo może pojawią się jakieś komentarze do dzisiejszej nocy, to od razu tu, poproszę

Slumdoga nie widziałem, ale bardzo mnie interesuje, kolega-co-się-zna widział za granicą i bardzo mu się podobał.

_________________
ćrąży we mnie zła krew

Na dzień dobry krótko powiem, że ja cenię sobie następujące kategorie:
- aktorskie
- scenariusz
- film zagraniczny
I choćby nominacja do jednej z nich jest dla mnie wystarczającą wskazówką, by film obejrzeć.
Natomiast te co uznałeś za
czyli:
mogłyby dla mnie nie istnieć...
Jak się zastanowię i przejrzę archiwa, to chętnie powspominam
oraz

_________________
In an interstellar burst
I am back to save the Universe.

Do oscarów stosunek mam raczej chłodny. Ciekawi mnie kto otrzymuje te statuetki i nieraz sprawdzam wygranych. Nie uznaje ich jednak za wyznacznik jakości. Akademia wiele razy dokonywała kuriozalnych wyborów [brak oscara dla Kubricka, Scorsese (i to za co w końcu dostał) itd], że jej wiarygodność jest dla mnie nieco ograniczona.

_________________

jak załozyłeś o niej wątek to pewnie ma swoje znaczenie
Ja tam lubię tę zabawę i nawet regularnie oglądam, choć wczoraj (dziś włąściwie) przysnąłem w trakcie. Na pewno sporo daje filmom ale czy obiektywnie jest najlepsza. Na pewno nie. Nagradzani byli aktorzy i filmy słabe albo jedynie dobre. Niektórzy przegrani przeszli do historii a nie którzych wygranych po dwóch trzech latach nikt nie pamięta. Poza tym często o nagrodach decydowały, albo przynajmniej duży wpływ miały, aspekty pozafilmowe. Pamiętam takie nagrody, pierwsza nagroda dla czarnej aktorki w roli pierwszoplanowej, temat akurat na czasie.
Najbardziej oczywiście przyglądam się tym nagrodom, które wymienił Pippin, je jest laikowi łatwiej ocenić. Tzw reszta może mogłaby rzeczywiście nie istnieć, bo w dużej mierze służy nabijaniu licznika dla paru filmów, chociaż z drugiej strony to są też ważne skłądniki filmu, czasami mniej lub bardziej widoczne a przede wszytkim okupione ogromną pracą więc chyba dobrze, że są doceniane. Kino to nie tylko scenariusz, aktorzy i reżyser.

A z ciekawostek to pamiętam szlemika jakiego zgarnęło Milczenie Owiec lata już temu - najlepszy film + reżyser + scenariusz + rola główna damska i męska. Chyba takich sytuacji w historii nie było zbyt wiele a od tej pory na pewno żadnej.

_________________
Klaszczę w dłonie ...
... by było mnie więcej ...

Trzy razy:
- Ich noce (jakoś 1934)
- Lot nad kukułczym gniazdem
- Milczenie owiec

_________________
In an interstellar burst
I am back to save the Universe.

Ostatnim "oscarowym tytanem", którego obejrzałem kierując się zachwytem wśród członków akademii był "Titanic", przedostatnim "Tańczący z wilkami" = raczej nie nadążam za oscarowymi trendami, a prawdę powiedziawszy jakoś za bardzo mnie nie interesują.

Wolę kierowac sie opiniami znajomych.



...ale Slumdoga mam zamiar obejrzeć .

...tyle tylko, że dwa tygodnie temu zarekomendował mi go mój koleżka - zapalony kinoman.

Zdrówka życzę

Niechcący wywołałeś mnie do tablicy. Jako że obiecałem powspominać.

Kurwa mać*. Ten film wygrał z "Tajemnicami Los Angeles", jednym z moich ulubionych filmów. Odczułem to wtedy nawet nie jak kpinę, tylko osobistą zniewagę.

* - jak widać, do dziś to wspomnienie jest we mnie żywe....

_________________
In an interstellar burst
I am back to save the Universe.

Wkurw w pełni zrozumiały. "Tajemnice Los Angeles" to kino przez duże "K". Mogę ten film oglądać w kółko.


No ale to "Titanic" był najbardziej kasowy, najbardziej wyopasiony w efekty specjalne, najbardziej trzymający w napięciu ("a może jednak nie zatonie?!") i w ogóle najbardziej "naj!"

Zdrówka życzę

głupi Amerykanie przyznają głupie Oskary głupim filmom

_________________
szczęście osiągniesz i dobrze ci będzie
Psalm 128

https://thesoundrops.bandcamp.com/

Ba. Byłem w kinie, następnego dnia poszedłem znowu.
Ale co tam misterny scenariusz, mroczny klimat lat pięćdziesiątych i wspaniałe aktorstwo... Ważniejsze były kostiumy, kiczowata historyjka miłosna, Celine Dion i boski Leo.

_________________
In an interstellar burst
I am back to save the Universe.

Ale na dno szedł ładnie





Idealne podsumowanie.

Zdrówka życzę

Aż chciało się powiedzieć: "W końcu".
Przypomniałem sobie że jedna scena tam była naprawdę dobra - po zatonięciu, gdy łódki w ciemności płynęły wśród pozostałości statku i ci którzy ocaleli szukali czy jeszcze ktoś przeżył, wołali, świecili.

_________________
In an interstellar burst
I am back to save the Universe.

ej, muszę jednak tego titanica obejrzeć w całości.

_________________
ja herez ja herez

Dziś rano wstałem i akurat trafiłem na moment, w którym Sean Penn odbierał statuetkę, do dziś go nawet lubiłem po jego przemówieniu przestałem.

_________________

"Niewole robią z nas ponurych i złych"
"Nie ma przypadków, są tylko znaki"

Ledger dostał Oscara? Dla mnie to jakaś pomyłka...