Nie wiem co mnie do tego skłoniło, ale (pod wpływem weekendu i ładnej pogody) postanowiłem oddać hołd tej kapeli. W paru (dwóch) miejsach pojadę nawet trochę z grubej rury.
Otóż po pierwsze - Maanam z okresu pierwszych dwóch, a może nawet trzech płyt, oraz rzeczy pobocznych, to (obok Armii) mój ulubiony polski zespół. Może nawet nie najlepszy, ale ulubiony. Regularnie wracam, regularnie słucham, a każdy powrót do tych nagrań kładzie mnie na łopatki. Powody są złożone. Po pierwsze - sentyment. Wychowałem się na tej muzyce, a fakt, że niektóre numery (np. "1984") brzmią (w sensie soundu osiągniętego w studiu) dość słabo, sprawia, że kojarzą mi się one z jakimś zamglonym wspomnieniem z dzieciństwa, które mocno się zatarło, ale jednak we mnie siedzi. Tego typu reminescencje mieszają się dla mnie z współczesnym zachwytem nad tymi numerami - jak dla mnie jest czym sie zachwycać, ale po kolei...
Po drugie - po płycie "Mental Cut" mogliby nie istnieć. Serio, słyszałem większość z tych płyt. Sprawdzałem te numery, co wszyscy polecają. Nic, z najlepszych utworów można zrobić najwyżej...EP-kę. Tak samo mam z Republiką (pozdro Arasek!). O postaci Kory w mediach się nie wypowiadam, bo po co - liczy się muzyka
Maanam - *****
O, na przykład ta płyta. Nie wiem czy jest rzecz, którą słyszałem w życiu częściej, conajmniej dwieście odsłuchów zaliczyłem. Znam jej każdy szczegół, a mimo to nie ziewam na myśl o kolejnym położeniu igły na rowku
Co mnie rozwala w tej muzyce, to to, że jest to dla polskiego rocka dzieło pionierskie, że nie jest to pierwsza polska płyta rockowa (bo przecież masa znakomitych rzeczy wcześniej powstała), ale jednak to pierwsza rzecz, która jest po prostu rockiem - nie jakimś progresywnym, nie bluesem, nie psychodelą, tylko (maksymalnie uproszczając sprawę) zwykłym napieprzaniem na gitarach, bez kombinacji - i która była aż tak popularna (wszystkie listy przebojów studia gama, radio, telewizja itd.). A jednak ta pionierska płyta jest nieporównywalnie bardziej nowoczesna, radykalna, nadążająca za zachodnimi trendami i w ogóle cool niż to co działo się później. Kiedy czytam wywiady z Hołdysem czy innym Borysewiczem, to mam wrażenie, że znają oni tylko The Police i trochę starego hard rocka
Kora i Marek Jackowski inspirowali się (to nie są moje domysły, sami to mówili w wywiadach) Pistolsami, Clashami, Talking Heads i Television. I to w 1980 roku! Wtedy w Polsce popularna była Krystyna Prońko (swoją drogą super piosenkarka, mam cztery płyty, wszystkie trzymają poziom
), a oni wyjeżdżali z trendami z klubu CBGB z Nowego Jorku
How cool is that? W tym sensie myślę, że mentalnie bliżej im do Kryzysu i Tiltu (Lipinski i Brylu chyba też o tym mówili) niż do mainstreamu polskiego rocka. Plus.
I wykonanie. Ryzykowny pomysł, żeby nowofalowe kompozycje wykonywali jazzowi muzycy, perfekcjoniści i profesjonaliści, którzy pewnie zagraliby wszystko. A z jaką pasją oni to zrobili! Jest to dla mnie dokładnie ten sam casus co gra Rołta na czarnej Brygadzie, przyszli kolesie z innego świata i wymietli. Widziałem kiedyś zdjęcie Maanamu z Ryszardem Kupidrą, pierwszym perkusistą (bo w połowie sesji była zmiana składu) - nie wyglądał raczej na dynamicznego człowieka, a to jak (przepraszam, nie moge inaczej) napierdala w "Szarych Mirażach" to jakiś kosmos. Basista (potem odszedł, bo wolał grać dżez, jego sprawa, następca tez nie był od macochy
) szalenczo gruwi, w sumie to każda ich sekcja to absolutna czołówka. Nawet solowki mnie porywają. I bardzo mi się podoba jak lider - Marek Jackowski znaczy się - na tle tego całego grania, oszczędnie gra na brzęczącym, czystym telecasterze, taki rdzeń ich brzmienia. Bardzo fajnie (mam wrażenie, że od grania wstępu do "Stoję, stoję" może odpaść prawa ręka, ale nie probowałem).
Ulubione numery? "Biegnij razem ze mną" z featem Namysłowskiego (tak jakby Don Cherry grywał sobie po godzinach z Talking Heads
), jaka to jest piękna piosenka! Uwielbiam dwuakordowy riff ze szkoły Rolling Stonesów, uwielbiam jak jej tytuł ją świetnie opisuje. Szaleńcze gruwy "Żądzy Pieniądza" i "Stoję, stoję". "Szał Niebieskich Ciał", który wprowadza potrzebną chwilę spokoju (i naturszczykowska, wyjątkowa na tym albumie solówka Jackowskiego). Wstawka instrumentalna w "Szarych Mirażach".
A, brzmienie (wbrew temu co bywało potem, a bywało czasem tragicznie
) jest okej. Andrzej Poniatowski, pozdrawiamy zespół Klan. Lubię to właczać i wsłuchiwać się np. w samą gitarę rytmiczną, albo w samą sekcję. Polecam fanom zespołu
O - ****+
Tej płyty długo...no nie powiem, że nie lubiłem. Nie ogarniałem
Bo debiut to jest petarda, "Nocny Patrol" to wiadomo. A to to takie trochę nie wiadomo co mi się wydawało. Teraz uważam, że ta płyta jest najbardziej psychodeliczna, odrealniona, dziwna. Ma swój klimat, którego nie umiem zupełnie opisac. Pierwsza płyta brzmi jakby chcieli coś udowodnić, ta jest na luzie, coś tam sobie grają bez pośpiechu. Może to dlatego, że nagrywali ją na samym początku stanu wojennego? W sytuacji kiedy czołgi jeżdża po ulicach, a jeszcze jest zima, chyba łatwo stracić poczucie czasu...
Używając tego klucza, bardzo tę muzykę polubiłem. Ma swoje smaczki. Te wszystkie skity od czapy - np. "Bodek". "Paranoja" to jeden z najfajniejszych hołdów dla Rolling Stonesów jakie kiedykolwiek słyszałem, uwielbiam takie gitarowe granie. W tytułowym ślicznie gra nowy basista, niejaki Bogdan Kowalewski - jego partie są tak leciutkie i giętkie, jakby były ulepione z plasteliny. Kwintesencją psychodeliczności tej płyty jest "Parada słoni" - może tekst, to faktycznie jakieś przypadkowe marihuanowe skojrzania, ale mi to nie przeszkadza. O najlepszym momencie w "Granicach", to już Crazy pisał. Nawet głupie "Nie poganiaj mnie, bo tracę oddech" ma dla mnie swój urok. Fajna płyta, nie ma co.
Nocny Patrol - ****+
Na początku postu wyraziłem się o tej płycie z lekką rezerwą, pisząc, żę lubię Maanam z "okresu pierwszych dwóch, a może nawet trzech płyt", tak jakby ta trzecia była na doczepkę czy coś. Na pewno nie jest, ale...Już wyjaśniam. Maanam z pierwszych dwoch płyt (i niezliczonej ilości singielków Tonpressu) to jest mój zespół, ten ulubiony i bliski. Maanam z "Nocnego Patrolu" - bardzo doceniam, szanuję, ale nie mam z tą płytą tak emocjonalnej więzi. Momentami jest w tej muzyce coś nieprzyjemnego i są momenty kiedy nawet umiem to zdefiniować - przeszkadza mi czasem ile dowalili tego pogłosu na gitary, ogólna sterylność brzmieniowa, utwór "French is Strange". Myślę, że mimo wszystko "O!' i debiut lepiej zniosły próbe czasu.
Tyle mojego ględzenia, bo obiektywnie nie mam do czego się doczepić. Bardzo lubię "Jestem Kobietą" (tekst tego utworu bardzo pasuje do tego co pisałem o płycie "O!"), "Eksplozję" (wstęp basu i gitar - element ciepła na tej zimnej płycie
), "Krakowski Spleen" (wszyscy wiedzą za co). Dostrzegam wątki stanowojenne (ten przerażający, a zarazem wciągający instrumental), ale nie przeceniałbym ich np. w "Zdradzie" - jak dla mnie to uniwersalny tekst, ale wszyscy jednoznacznie go intepretują. I "Raz Dwa Raz Dwa" - tak by brzmiało Iron Maiden, gdyby grało nową falę
Śmieszna rzecz - ta płyta była pomyślana na sukces międzynarodowy i polskie wokale były dograne później. Przez co np. w "Eksplozji", Kora śpiewa "eksploozja", a chórki podają jej "eksplołżyn". Taka ciekawostka
Kolejną płytę znam tak sobie. Są fajne momenty, są też wady, o których wspomniałem przy "Patrolu", nawet spotęgowane. Basista WYMIATA - solo w "Szmince"
panie Bogdanie - pozdrawiam i dziękuję za inspirację!
No i jeszcze są single. Zrobiłem sobie ich własną nieoficjalną składankę - to co wyszło na singlach, wymieszałem z rzeczami, które nie weszły na płytę, typu "Espana Forever", albo "Chcę ci powiedzieć coś". Ten drugi brzmi jak Talking Heads z pierwszych dwóch płyt! Bawi mnie brzmienie pierwszej sesji nagraniowej (tej z "Hamletem" i "Oprócz") - tak jakby realizatorzy przestraszyli sie świeżej nowofalowej muzyki i dowalili jakieś łagodzące efekty na wszystkim. Single są mocarne - z jednej strony takie leciutkie, fajne numery jak "Cykady na Cykladach" (uwielbiam) czy "Hamlet", z drugiej cudowne smęty jak "1984" (tam solowki to chyba sam Tom Verlaine z Television gra, tak brzmią) czy numer z Wielkiej Majówki. To takie najbardziej ich melodyjne, naturalne granie. "Kocham cię kochanie moje" jest świetne - umiem zaśpiewać solówkę nuta w nutę, hehe. I to najlepsze niereggaowe (w sensie - grane przez rockowy czy popwy zespół) reggae, jakie znam