Przedpremierowo...
CAŁY CYKL dotychczasowy, mimo obciachu z midichlorianami itd. * * * * * *
best film: Nowa nadzieja
best moment: You're not my father!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
worst moment: mógł zostać poczęty przez midichloriany
Jedna z tych rzeczy, które w pełni usprawiedliwiają istnienie przemysłu filmowego, Hollywood i innych badziewi.
Wielka Bajka, najpotężniejszy mit popkultury, ukoronowanie gatunku pt. "opowieść przygodowa" (czy to książka, film, czy co bądź).
Do oglądania bez końca.
Jako autor pracy magisterskiej o filmach kultowych powiedziałbym również, że jest to najbardziej kultowe dzieło w dziejach kina. I dobrze!
NOWA NADZIEJA * * * * * 1/2
best scene: spojrzenie Kenobiego w kierunku Luke'a... opuszczenie miecza ... ciach! ...
Film właściwie doskonały. O tyle najlepszy, że pierwszy i - przede wszystkim - że jest w 100% tym, czym chce być, a więc opowieścią przygodową opartą na archetypach. O tyle nie najlepszy, że brakuje mu jednak - na tle Imperium zwłaszcza - trochę tego napięcia między Lukiem a Vaderem oraz (last but not least!) NIE MA TAM MARSZA IMPERIALNEGO! I za te braki tylko 5 i pół.
IMPERIUM KONTRATAKUJE * * * * * 1/2
best scene: you're not my father, ale to już zaznaczyłem wyżej, więc oprócz tego - cała sekwencja Luke'a na Dagobah
Taka sama ocena, co pierwszej części, bo z jednej strony film ewidentnie lepszy pod względem filmowym, z drugiej - osobiste upodobanie mam bardziej do poprzednika. I to, co zaznaczyłem - Nowa nadzieja w tym, czym jest, jest doskonała. Imperium jednak gdyby traktować je tak w pełni poważnie to mogłoby wykazać pewne niedociągnięcia... płycizny na głębi...
Gwiezdnych wojen nie można jednak traktować w pełni poważnie. Nie można też traktować ich niepoważnie, proszę sobie nie myśleć!!! TO jest bardzo poważna sprawa! Ale... mniej więcej tak jak Winnetou
(ci, co się na Winnetou wychowali będa wiedzieć, o co mi chodzi)
Imperium to przede wszystkim to, co się dzieje na linii Luke-Vader. Sekwencji wstępnej na Hoth dla mnie mogło by równie dobrze nie być. Perypetie Hana i spółki - oczywiście bomba, ale nie jest to sprawa pierwszorzędna tutaj. Zaczyna się na Dagobah - Yoda w swoich najlepszych momentach! - i tu też zaczyna się problem Luke'owo-vaderowy. Tu też po raz pierwszy w pełni, może nawet najbardziej z całego cyklu, można poczuć, czym jest Moc. Dla mnie być może najlepsze pół godziny (czy ile tam) całego cyklu.
Ale oczywiście kulminacją totalną jest spotkanie ojca i syna. Spotkanie, bo to bardziej o spotkanie chodzi niz o samą walkę.
The Force is strong in you, young Skywalker, but you are not a Jedi yet
Ach! ach!
POWRÓT JEDI * * * * 1/2
best scene: hmm, chyba wejście smoka jednak, czyli entre Luke'a, który już stał się Jedi, do pałacu Jabby
Film trochę świetny i trochę beznadziejny. Najlepszy początek sposród wszystkich filmów cyklu - arrival Lorda Vadera na nową Gwiazdę Śmierci, grzmi Marsz Imperialny, a potem cała świetna sekwencja u Jabby. A potem się delikatnie kisi. Dagobah niby jak dawniej, ale to już było, a poza tym to głównie siekanina - dla mnie nawet Ewokowie nie są problemem, w sumie zawsze ich lubiłem, ale za dużo takiej wielkobudżetowej batalistyki, za mało dramatu.
Nie no, oczywiście dramat rozgrywa się za kulisami i to nie byle jaki. Momenty, kiedy widać rozterki Vadera nawet pod hełmem należą do najlepszych momentów ever.
Ogólnie jednak za dużo łomotu. I coś TRZEBA odjąc za zakończenie!
PHANTOM MENACE * * .... i pół (?)
best scene: Darth Maul czający się za tymi bzyczącycmi przesłonami, po drugiej stronie Qui-Gonn w przyklęku, koncentrujący Moc
Dwie i pół gwiazdki to w mojej skali film
średni. Tylko że tutaj jest to film boleśnie średni
A przede wszystkim boleśnie spieprzony. Choćby wymieniona wyżej best scene, naprawdę doskonała sama w sobie, w kinie pamiętam, że wrażenie było niesamowite (jak zwykle największe wrażenie robią nie masy walczących ludzi/robotów/etc., jakieś strzały, latające miecze, tylko właśnie takie przyczajone coś...) - ale konkluzja z tej sceny jest BEZ SENSU. Oto co - dobra strona Mocy w najlepszym wydaniu Qui-Gonna, który nawet w obliczu śmiertelnego zagrożenia zachowuje wszelkie prawidła sztuki, zostaje POKONANA przez ciemną stronę, podczas gdy narwany młodzik zwycięża. A do tego Darth Maul walczy wspaniale, przyjemność popatrzeć, ale z czym do gości? On jest po prostu za dobry na tle innych, to razi wręcz...
Dużo efekciarstwa, czasem fajnego (wyścig ścigaczy, chociaż mogliby to skrócić o dobre pięć minut), czasem bezcelowego (gonienie się z potworami wodnymi w drodze z miasta gan-ganów).
O samych ganganach nie warto w ogóle gadać, tak nieudani że aż strach.
Ale gorszym problemem niż jakieś nieistotne Jar Jary są niesławne midichloriany. Pomysł głupszy niz policja pozwala, od początku do końca. Moc to Moc, co za midichloriany, PO CO??????? I jeszcze z tym poczeciem, to dramat całkowity.
Film ma swoje momenty, ci kolesie z Federacji Handlowej są całkiem udani, sceny z matką Anakina są OK, Darth Maul bardzo się dobrze zapowiada... ale ginie nie mając okazji zrobić nic oprócz pomachania mieczami
szkoda takiej postaci na same błyskotki.
ATAK KLONÓW * * * * *
best scene: inspekcja Obi-Wana na Kamino
Obym się nie rozpisał za bardzo, bo to mój cichy i osobisty faworyt!
Film, który moge oglądać dowolną ilość razy, z niesłabnącą przyjemnością.
Powiedzmy, że dzieli się na część pierwszą, bardzo mało batalistyczną - do momentu zjechania się wszystkich na Geonosis - oraz część drugą, gdzie biją się na arenie, potem przylatują klony, potem Yoda macha mieczykiem.
Wiele osób wydaje się nie dostrzegać tej pierwszej części. Jest ona moim zdaniem zdecydowanie lepsza. Potem to się biją, jak bija (OK, Yoda fajny jest z tą laseczką, co ja wymienia na miecz a potem z powrotem, ale..)
Natomiast w pierwszej części ilość super scen Obi-Wana w róznych miejscach jest zaskakująca: z barmanem Dexem, w bibliotece, z młodymi uczniami Jedi, wreszcie cała sekwencja na Kamino - mniammm!!
A Anakin - dla mnie świetny. Oczywiście wiadomo, że część scen z Amidalą jest niesłychanie kiczowata. Kleszcze pasące się na łące, wodospady, kurs legislacyjny, jedzenie gruszki, ..... aaaaargh! Ale kiedy się nabierze do tego dystansu i można się z tego pośmiać, to da się przezyć.
Natomiast uważam, że pomijając wady poszczególnych scen, cały wątek rozwoju postaci Anakina jest przeprowadzony wzorowo. Napięcie na linii Anakin-ObiWan, bardzo wyraźne, choć wstrzymywane, doskonała króciutka scena Anakina z Palpatine'm, gdzie widać, co się zaczyna święcić, gniew Anakina kulminujący wyrżnieciem Tuskenów i tam te przebitki Marsza Imperialnego ... ha ha! zaczyna się!
Wreszcie romans z Amidalą - znów, poszczególne sceny bywają straszne, ale cały wątek bardzo mi się podoba. Arogancki szczyl, pewien swojej siły, zafascynowany samym sobą i kobieta, która nie może się temu oprzeć.. no nie może, on ją osaczył sobą totalnie... mnóstwo prawdy widzę w przedstawieniu postaci Anakina, przy całej swojej szczególności jest typowym przykładem młodzieńca w tym wieku.
Ech, przepraszam, ten film znam na pamięć
Zemsta Shitów - obaczym już w środowo-czwartkowa noc...