Nie było mnie. Ale że na robieniu list i stawianiu gwiazdek znam się naprawdę dobrze, a i czytać ze zrozumieniem umiem, więc pozwolę sobie oficjalnie powiedzieć to, co jeszcze nie padło wprost, że
tegoroczna wyprawa forumowa do Radocyny miała (podobnie jak ta sprzed dwóch lat) pięć gwiazdek. Poprawnie odczytałem relacje?
No, może miała i sześć, ale to pewnie zależy od subiektywnych czynników. Ja mówiłem obiektywnie
Nie rozumiem tylko, jak MAQ mógł cokolwiek Wam opowiadać o Tour de Poloń, przecież on 3/4 tego Touru przespał! Widzę jednak, że w Radocynie więcej mówił niż spał, co niby nie powinno dziwić, ale jednak nie zgadza się z moimi ostatnimi doświadczeniami...
Nie będę jednak małostkowy. Tourowi, mimo że go lubię, bliżej jednak do obrzydlistwa Galerii Mordor niż do leżenia pod czereśnią, może to rozbudziło Maka.
Ogromnie bym chciał pójć znowu z Witkiem nad jeziorko. Ogromnie żałuję, że nie widziałem Panka na drzewie. Ogromnie bym się cieszył, mogąc przyczynić się do zwycięstwa Trenu. Fajnie by było podbudować interakcje z innymi uczestnikami turnusu w Radocynie, których dwa lata temu było jakoś mniej. Nie sprostałbym też Morelli & co. w cytowaniu Potopu, niemniej jednak myślę, że MAQ zgodnie ze swą nową tożsamością, zamiast rzucać kamieniami do ludzi, winien był podbiec chyżo do tego gazika, co Was ochlapał, i rzucić kierowcy ostro: "na ziemię!"; chociaż gdyby tamten odparował mu "a ty w ziemię", to role by się niebezpiecznie obróciły.
Przede wszystkim, to chciałbym Was wszystkich zobaczyć, i to właśnie w takich okolicznościach.
Noo... tylko coś słyszę, że Moody Blues nie było? A moim najgorętszym wspomnieniem sprzed dwóch lat jest to, kiedy śpiewaliśmy na takiej stromej łące, na którą wyszliśmy po wycieczce chyba do jeziorka, a może po innej, w każdym razie tam, gdzie jakaś straż graniczna chciała nas wziąć za nielegalnych emigrantów i mieliśmy krzyczeć "Polacy, nie strzelać", i tam śpiewaliśmy, a najpiękniej brzmiącą piosenką, zresztą dla mnie bodaj najpiękniej na całym tym radocyńskim wyjeździe, było
high above the forest lie the pastures of the sun, czyli You Can Never Go Home, a potem z Witkiem robiliśmy przewroty w dół polany... pamiętasz? I już na płaskim, po zejściu z łąki rozmawiałem z Boskim o winylach i owadach, co też było jednym z fajniejszych momentów, a Boski w tym roku też nie dojechał.
Może ten wyścig rowerowy w końcu wypali (przecież miał już w tym czerwcu być, nawet termin wstępny był) i ponownie zawitam do Radocyny po takim tour przez pologne?...
PS. A w co uprawialiście hazard? Bo jak w dmuchanie w monety, to z góry stałbym na przegranej pozycji, ale jeżeli panek uczył grać w nerwusa, to zdaje się, że zdarzało mi się z nim wygrać!