Ultima Thule

Forum fanów Armii i 2TM2,3
Dzisiaj jest czw, 28 marca 2024 17:04:00

Strefa czasowa UTC+1godz.




Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 65 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1, 2, 3, 4, 5  Następna
Autor Wiadomość
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 18 listopada 2009 14:08:23 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 11:17:46
Posty: 4935
Skąd: Biadacz
hehe... film pokolenie JP2 :oops:

pozdro...
KoT


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 18 listopada 2009 17:16:05 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
czw, 06 września 2007 13:57:13
Posty: 1878
Skąd: Warszawa
natalia pisze:
jeszcze mi się przypoomniał film, który mnie totalnie zawstydził: "kto nigdy nie żył" seweryna

o, tak... to aż bolało.

Ja tu jeszcze wrócę, bo muszę sobie poprzypominać sporo :)

_________________
http://nemesister.tv


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pt, 20 listopada 2009 19:16:55 

Rejestracja:
pn, 07 marca 2005 22:40:05
Posty: 1662
Garden State. Technicznie spoko, ale treściowo <pustka>


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: sob, 21 listopada 2009 08:31:46 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
sob, 17 lutego 2007 09:03:24
Posty: 17986
...paskudny..
http://www.filmweb.pl/f31740/Pianistka,2001


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: sob, 21 listopada 2009 09:42:17 

Rejestracja:
pt, 18 maja 2007 18:23:53
Posty: 1220
Skąd: Turek/ Warszawa
Ja nie potrafię zrozumieć zachwytów polskiego środowiska filmowego nad filmem "33 sceny z życia".


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 28 stycznia 2010 09:54:48 

Rejestracja:
pt, 06 lutego 2009 09:39:10
Posty: 1497
dawno nie widziałem takiego gniota jak "imaginarium doktora parnassusa"...
nawet "avatar" był lepszy


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 28 stycznia 2010 09:57:36 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 10 stycznia 2005 11:49:49
Posty: 24304
Skąd: Kamienna Góra/Poznań
rajza pisze:
"imaginarium doktora parnassusa"...

Idź Pan w diabły. :)
Znaczy, nie mam zamiaru robić z niego arcydzieła, ale oglądało się fajnie. Nie zmienia to, wyrażonego już tu przeze mnie, przekonania, że Gilliam chyba się skończył.

_________________
In an interstellar burst
I am back to save the Universe.


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 28 stycznia 2010 10:04:58 

Rejestracja:
pt, 06 lutego 2009 09:39:10
Posty: 1497
dla mnie to tylko OGROMNY przerost formy nad treścią.
w zasadzie, to nad brakiem jakiejkolwiek treści...


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 28 stycznia 2010 10:16:37 

Rejestracja:
pt, 18 maja 2007 18:23:53
Posty: 1220
Skąd: Turek/ Warszawa
Jakaś tam treść jednak była. Mieliśmy historię, którą da się opowiedzieć, świat dobra i zła, rzeczywistości i wyobraźni, który był wizją Gilliama. Nie jest to moja wizja świata, bo jak już napisałem wolę filmy bardziej jednolite symbolicznie, w "Parnassusie" zobaczyłem ich mieszaninę. Niemniej jednak nie powiedziałbym, że reżyser nic tym filmem nie przekazał. Można się zgadzać z tym przekazem lub nie. ale myślę, że on w tym filmie był. Staram się unikać takich radykalnych ocen, bo zawsze biorę pod uwagę fakt, że mogłem filmu nie zrozumieć. Tak się stało w przypadku recenzji z "Rz' chwalonego przez Ciebie rajza filmu "Limits of Control". Ja też uważam, że ten film jest bardzo dobry. Niestety pan z "Rz" nie doszukał się w nim treści. Napisał recenzję, nie rozumiejąc filmu:
http://www.rp.pl/artykul/9146,425171_Ba ... scha_.html


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 28 stycznia 2010 10:25:08 

Rejestracja:
pt, 06 lutego 2009 09:39:10
Posty: 1497
a kto by się przejmował, co piszą krytycy :lol:

nie będę sie pastwił nad "parnasussem", bo błędy tego filmu mogą wynikać ze śmierci H.Ledgera (zmarł w trakcie zdjęć)
ale jedna uwaga:
jeśli w dowolnym momencie filmu, może się pojawić jakakolwiek scena (np. ze stepującym słoniem) i nie wpłynie to na sens tego filmu - to dla mnie to jest beznadziejne kino


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 28 stycznia 2010 17:35:14 

Rejestracja:
śr, 06 sierpnia 2008 12:54:25
Posty: 616
Cytat:


dla mnie bardzo dobry.


marcin pisze:
http://www.rp.pl/artykul/9146,425171_Banaly_Jarmuscha_.html


Ja tam Jarmuscha w ogóle nie rozumiem, kompletnie nie podobają mi się jego filmy, ale Limits of Control nie oglądałem, więc może kiedyś obejrzę. Natomiast do tego wątku mi nie pasuje, podobnie jak np filmy Almodovara, których również nie mogę zdzierżyć.

Jak dla mnie to kwintesencją tego wątku mogą być filmy ojca i syna Żuławskich: Szamanka i Chaos.


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pt, 29 stycznia 2010 00:34:28 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 21:37:55
Posty: 25363
Szkic tej recenzji napisałem kilka miesięcy temu po jednym z najbardziej wstrząsających filmów, które widziałem...

Pomieszanie z poplątaniem

"A.I. Sztuczna inteligencja" Stevena Spielberga. Film kuriozalny. Tak beznadziejny, tak STRASZNIE zły, że aż jakiś urok w tym zaczynam odkrywać... aż przypomnę sobie, jaką traumą było przebrnięcie przez cały seans i wtedy urok jakby blednie ;-)

Chciałbym zwrócić uwagę na nieprawdopodobny miszmasz, jaki występuje tu na poziomie konwencji.

Najpierw mamy całkowicie niepotrzebny wstęp stanowiący zapowiedź filmu katastroficznego o podłożu ekologicznym. Szybko pojawia się motyw Doktora Frankensteina, wchodzą moralne dylematy, ale wątek ten pozostaje niedokończony, zarzucony na korzyść kina familijnego z melodramatem pociągniętym tu do skrajności.
Po jakimś czasie trwania powyższego, gdy następuje przełamanie akcji i bohater zostaje porzucony w lesie, trafiamy na wyjętą z kontekstu scenę futurystycznego seansu nienawiści ludzi do robotów.

W momencie absurdalnej ucieczki bohatera z powyższej opresji mój system nerwowy nie wytrzymał i musiałem wyjść z pokoju. Wróciwszy po jakimś czasie wywnioskowałem, że kolejna część była czymś w rodzaju sekwencji o charakterze przygodowo-młodzieżowym. Wydawało się to nawet nie takie złe, ale nagle powrócił doktor Frankenstein, tym razem nie wydaniu moralitetowym, lecz znów melodramatycznym.

Potem następuje krótka sekwencja przeniesienia w świat bajkowy, wreszcie próba stworzenia epilogu w odległej przyszłości, chyba w stylu końcowej części Odysei 2001 albo Wehikułu czasu, i znów z akcentami katastroficzno-klimatologicznymi, jednak co zabawne okazuje się to wcale nie być właściwym epilogiem, ponieważ wszystko kończy się jeszcze jednym, jeszcze skrajniejszym wydaniem melodramatu z silnie zaznaczonym (ale czy świadomie?) wątkiem kompleksu Edypa.

Ów niezrównany stylistyczny kompot wydaje się całkowicie przypadkowy. Nie ma tu żadnej gry konwencją, żadnych postmodernistycznych oczek do widza. Jedyny film, który mi przychodzi do głowy, który może się równać z A.I. pod względem niepohamowanego skakania po konwencjach, to Rocky Horror - tam jednak ten miszmasz jest celem samym w sobie. Można powiedzieć, że taki cel to hochsztaplerka, erudycyjne popisywanie się itp., tym niemniej Rocky Horror jest pod tym względem w pełni świadomy, gra z widzem poprowadzona jest mistrzowsko, w wyniku czego film może mieć mnóstwo uroku, jeżeli kogoś nie zniesmaczy na serio.

Tymczasem kiedy myślę o filmie A.I. mam przed oczyma obraz twórców jako dorosłych chłopców, do których nagle dotarło, że mają okazję zrealizować marzenie życia i stoją z rozdziawionymi gębami, z takim wielkim WOW, i mówią sobie "tak!!! zrobimy to! :D zrobimy to i będziemy się bawić jak nigdy w życiu, i nic, ale to NIC nie będziemy się przejmować tym, co ktoś powie!".
Urocze to samo w sobie, ale szkoda że owocu ich zabawy nie da się oglądać ;-)

Bo co najgorsze każda z tych konwencji występuje w swoim najgorszym wydaniu! :D

Część katastroficzna jest całkowicie pozbawiona sensu.

Doktor Frankenstein reprezentuje samo gadanie i jest nieskończenie nudny.

Część melodramatyczna jest to pełen CZAD. Postaci matki i ojca prześcigają się w tym, kto gorzej zagra, a zmiany ich postaw w kolejnych momentach są całkowicie nieuzasadnione, za to bardzo dramatyczne.

Futurystyczny seans jest totalnie sztuczny, efekty jak z Akademii Pana Kleksa, sceny niszczenia robotów jak z taniego kina klasy B, tyle że z użyciem najnowocześniejszych technologii efektów specjalnych (co jest wewnętrznie sprzeczne, ale tak to właśnie wygląda), zachowanie ludzi niepodobne do niczego, a postać pana w kapeluszu w ogóle stanowi karykaturę człowieka jako takiego.

Sekwencja przygodowa wydaje się być stosunkowo najlepsza, może dlatego, że jej większą część opuściłem ;-). Cóż z tego, skoro oparta jest o postać graną wprawdzie nieoczekiwanie dobrze (przez Jude'a Lawa), i nawet potencjalnie interesującą, ale z punktu widzenia narracji pozbawioną żadnego znaczenia: jego pojawienie się i udział w opowieści nie wnosi absolutnie NIC, ani z punktu widzenia przebiegu wydarzeń, ani z punktu widzenia wewnętrznych przeżyć głównej postaci, ani też sama nie podlega żadnej istotnej przemianie.

W scenie spotkania z profesorem uderza przede wszystkim jej przegadanie oraz maksymalna drętwota Williama Hurta.

W sekwencji bajkowej, choć trzeba przyznać, że jest ładna wizualnie, nic się nie dzieje. Patrzy na tę Wróżkę i patrzy.

Epilog-nie-epilog z przyszłości wizualnie znów piękny, ale też niesłychanie nudny i powolny.

Zaś zakończenie z matką, która x razy musi powtórzyć, że chłopca kocha (naprawdę musiała to w kółko powtarzać?! :x ), jest wręcz nie do
wytrzymania.

O CO W TYM W OGÓLE CHODZIŁO???

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 07 grudnia 2010 20:51:34 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 21:37:55
Posty: 25363
Napisałem kiedyś, że co prawda wiele świetnych filmów jest przez Oscary przeoczane, ale jeżeli już jakiś film dostaje Oscara za najlepszy film, to daje jakąś gwarancję, że będzie to przynajmniej dobre, jak nie bardzo dobre.
Oczywiście zdarzało mi się wcześniej przejechać na tej zasadzie, ale na tyle rzadko, że trzymałem się jej.

W sobotę moje zaufanie do Akademii zostało bardzo poważnie podważone. Obejrzałem oto wielkiego triumfatora Oscarów z początku naszego tysiąclecia, niejakiego Gladiatora.
Słyszałem o tym filmie niemało, między innymi to, że historycznie rzecz biorąc jest bzdurny - postanowiłem więc przyjąć to z dobrodziejstwem inwentarza, potraktować albo jak równie przecież bzdurne powieści Sienkiewicza, czyli jako dobrą przygodówkę, albo może jako wzruszający melodramat, albo po prostu dramat umieszczony gdzieś tam w historii, ale traktujący ją tylko pretekstowo. Byłem ogólnie nastawiony pozytywnie i skłonny wybaczać filmowi różne ewentualne gafy.

Niestety niemal od początku byłem zdziwiony tym, na co patrzę i nie mogłem nijak złapać oddechu w tym filmie. Jakieś to było... na siłę. Ta cała sekwencja batalistyczna w germańskim lesie, cóż, autorzy napatrzyli się na Ryana w Normandii i postanowili, że przecież u Germanów też musiało bryzgać flakami, a ichniejsze kamery na pewno też się trzęsły w ten specyficzny sposób, który wynalazł w Normandii Spielberg... Tylko, że na plaży Omaha to było jakoś wstrząsające, a tu nie mogłem w ogóle znaleźć sensu tej siekaniny.

Co gorsza, co i raz czułem się jak w środku komputera. Wizualność tego filmu jest dziwna, miejscami idzie wręcz w stronę filmu 300, który jednak przy całej swojej głupocie był stylistycznie bardzo konsekwentny, a tu tylko od czasu do czasu obraz robił się taki dziwny, no - plastikowy wręcz. I komputerowy do bólu.

Ale obraz to obraz. Potem zaczęli rozmawiać :cry: Poziom dialogów w tym filmie był żenujący. Skojarzenia miałem dwa: A.I. Sztuczna inteligencja (patrz wyżej) oraz Moda na sukces. Oczywiście Gladiatorowi nie udało się osiągnąć poziomu tamtych antydzieł, ale kierunek obrał słuszny. Historia historią - ale jaka psychologia! To wszystko stało się dlatego, że dobry cesarz nie sprawdził się jako tatuś i nie kochał syna swego. Myślał jednak, że syn zrozumie i pogodzi się z odrzuceniem (hi hi), a ten bum! Nie pogodził się i stał się tyranem...
A niesprawiedliwie odrzucony i zniszczony Gladiator, do końca szlachetny choć okrutny, umyka kolejnym pułapkom niczym prawdziwy heros, spiskuje w więzieniu w taki sposób, że pusty śmiech ogarnia (ci spiskowcy pod osłoną nocy!) i jakże kipi w nim ten gniew cały czas... i w końcu dopada swego wroga, choć i sam dopadniętym jest.

Ja już nie mówię, że to wszystko jest albo bardzo przewidywalne, albo na tyle głupie, że nieprzewidywalne, ale połączenie patetycznego zadęcia (niestety nici z przygodówki, to miało być Wielkie Kino) z niesłychanym nagromadzeniem melodramatyzmu, jest wprost okropne.

Do tego sposób filmowania opierający się na pokazywaniu wielkich gąb na cały ekran - znowu Moda na sukces się kłania, a także ta straszliwa sekwencja z wąchaniem truskawek na Orodruinie.

Miałem nadzieję, że cokolwiek by nie było, Russell Crowe będzie tak powerful, że pociągnie cały film za sobą. Ale jakoś ten jego gniew nie był obezwładniający, magnetyzmu żadnego nie poczułem. Dobra rola, ale bez rewelacji.

Już w 1/3 chciałem wyjść, i udało mi się przynajmniej wycofać na tyle, że córka Asia sobie darowała, która najwyraźniej czuła, że powinna z nami oglądać, skoro ją do tego zaprosiliśmy (w końcu u nas oglądanie filmów to takie trochę zajęcia pozalekcyjne ;-)), ale widziałem jak się nudziła i przewracała oczami, a nawet wprost mówiła, że jakiś dziwny ten film. Ja potem wróciłem, żeby z elseą razem dopatrzeć, ale szczerze mówiąc - byłem zażenowany.

Dla mnie jest to jedna gwiazdka.

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 07 grudnia 2010 21:12:51 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 29 maja 2006 07:57:07
Posty: 10786
Skąd: Gdynia
"Gladiator" dostał Oscara za najlepszy film? O Zgrozo. Z twoją opinią kompletnie się nie zgadzam (chyba), ale nie jest to film godny tej nagrody. Z tamtej piątki dałbym "Trafficowi" (Ale "Czekolady" nie widziałem).

Crazy pisze:
Dla mnie jest to jedna gwiazdka.
A w jakiej skali ocen? Bo jak dałeś minimum to się nie znasz. Zmiażdżyłeś go, a tak obiektywnie ( :D ) to jest trochę powyżej połowy skali.

_________________
Obrazek


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 07 grudnia 2010 21:38:47 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 21:37:55
Posty: 25363
W takiej, że Sztuczna Inteligencja w ogóle się nie mieści ;-)

Zresztą ona akurat naprawdę nigdzie się nie mieści, a zwłaszcza w głowie. Nie no, właściwie nie wiem, jaki jest dół skali.
Dwie i pół gwiazdki traktuję jak połowę, więc niby do zera, ale...
Dwie gwiazdki = kiepski, choć jeszcze nie boli
Półtorej = słaby
Jedna = zły
Niżej - nie wiem.

Sęk w tym, że bardzo rzadko oglądam cokolwiek, czemu bym dawał tak mało gwiazdek. Z moich antyfaworytów Matrix Reloaded ma okrągłe ZERO i niewątpliwie wolę Gladiatora ;-)
Filmy dwugwiazdkowe czasem oglądam , choć częściej wyłączam, kiedy tracę nadzieję. Więc mam tu nieprzemyślane kwestie ocenowe.

Ale jaka by skala nie była, Gladiatorowi mówię zdecydowane NIE, a przy ocenach (gdzieniegdzie na forum stosowanych) na zasadzie TAK - 0 (czyli neutral) - NIE, NIE oznacza u mnie raczej coś od dwóch gwiazdek w dół.

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 65 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1, 2, 3, 4, 5  Następna

Strefa czasowa UTC+1godz.



Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 29 gości


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Przejdź do:  
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Group