Ultima Thule

Forum fanów Armii i 2TM2,3
Dzisiaj jest czw, 28 marca 2024 15:22:21

Strefa czasowa UTC+1godz.




Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 248 ]  Przejdź na stronę 1, 2, 3, 4, 5 ... 17  Następna
Autor Wiadomość
PostWysłany: czw, 10 grudnia 2009 14:04:14 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 22:33:35
Posty: 4883
THE ROLLING STONES 1963-67

Zespół do którego mam ze wszystkich najbardziej mieszane uczucia, czyli zgadza się, you’re not the only one with mixed emotions. Z jednej strony czasem tworzyli porywającą mnie muzykę, pełną eksperymentów brzmieniowych i stylistycznych, z drugiej: bywali schematyczni i nudni (nawet w pierwszym okresie). Z jednej strony świetni muzycy, z drugiej: to wszystko byłoby na nic gdyby nie agresywna promocja. Z jednej strony śmiechu warta poza na złych chłopców, którzy – jak przyjdzie co do czego – potrafili śpiewać ładne piosenki o miłości, z drugiej: rzeczywiste flirty z narkotykami, okultyzmem, o groupies nie wspominając. Naprawdę trudno z tych fuckicznych biografii wydestylować muzykę, która przecież bywa tu niesamowita...

Single:

Come On *** i1/2

Muzyka Czakbery. Teraz mówią, że to był ich pierwszy kompromis – rzeczywiście, kultowy zespół (rhythm)bluesowy wydaje na pierwszym singlu piosenkę raczej popową i nawet - ou baby – cały zespół występuje w TV w tych samych garnitutkach... Ponieważ ja lubię ich bardziej popowe oblicze, ta zdrada nie jest dla mnie problemem, może gorsze jest to że ta piosenka cierpi na pewien syndrom półśrodka - ani to dobry czad ani świetna melodia... Zwraca uwagę zadziorna harmonijka i (nawet w tak ospałej aranżacji) świetny bębniarz. No i w tym czasie liderem zespołu jest Brian Jones, nawet śpiewa tu chórki.

I Wanna Be Your Man **** i ½

Muzyka Lenąmakartnej. Ja akurat lubię wersję Beatlesów, która zawiera niegroźny popowy czad z rozbuchanymi wokalami (nie Ringa) wyrazistymi ozdobnikami (w wersji Stones ginie ta opadająca gitara w refrenie) – ale tutaj brzmienie jest rzeczywiście przytłaczające, rzekbym: korzenne... Świetna gitara slide Brajana, dość niewydarzony jeszcze wokal, ale są chłopięco drapieżne emocje, dobrze!

Not Fade Away ***
Muzyka Badyholi. Kolejny charakterystyczny rys wczesnych Stones: Brajan na harmonijce (często zaczynali koncerty od tej piosenki, a potem I Just Wanna Make Love to You, tylko z Riczarcem na gitarze, która wcale nie była taka druga, okazuje się), Mik na marakasach, a kompozycja oparta na uparcie powracającym motywie. Niestety ja tu dobrej melodii nie znajduję, a tym razem na ten czad (jeśli tu jest) się nie łapię.

Tell Me słabe ***
Autorska piosenka (pierwsza podpisana jako Jagger/Richards, a nie Nanker Phelge czyli cały zespół) z pierwszej płyty, jak ktoś słusznie zauważył: „Merseybeat z drugiej ręki”. Taki pop mnie nie przekonuje, dziwnie to łzawe.

It’s All Over Now **** i 1/2
Nagrane w Stanach i produkcja rzeczywiście imponująca, ile na przykład daje ten tamburyn! Swietne chórki już tym razem Riczarca, który zaczynał odsuwać Brajana na bok, Mik coraz pewniejszy. Trochę solo zbyt mało finezyjne, ale to już są klasyczni wcześni Stones – świetne połączenie melodii z rokowym przytupem. No i fajna coda.

Time Is On My Side ****
Świetne, choć na krótką metę. Pomijając już te bebechy, niesamowite są te ich trójgłosy, z pozoru niestaranne i niechlujne, ale całkiem ciekawie pomyślane (jest jedna wersja The Last Time z telewizji gdzie do dziś się dziwię co tam ten Wyman powymyślał w dołach... a może nie trafił w dobry dźwięk?)

Little Red Rooster *****
Tutaj Brajan gra z takim mistrzostwem (zwłaszcza w drugiej zwrotce), że nie mam żadnych ale. Obok Albatrosa Fleetwood Mac mój ulubiony utwór stricte bluesowy. Nie mam pojęcia jak to weszło na pierwsze miejsca na listach... Szkoda że teraz tak nie ma...

Heart of Stone **** i ½

Coraz bardziej zawiesiste brzmienie, coraz więcej duszy w wokalu, coraz bardziej wyrafinowane solówki, wszystko idzie w dobrym kierunku.

The Last Time *****
Pierwsza genialna kompozycja Mika i Kifa. Uporczywy temat gitary trzyma wszystko w ryzach, ale wokale też robią wielkie wrażenie (Jagger w codzie i ten charakterystyczny melizmat Richardsa na słowie „time”). Świetnie zbudowane napięcie. Niestety uformowanie się spółki autorskiej Jagger/Richards oznaczało początek końca Brajana. Na stronie B dobrze nieznany utwór Play With Fire ****.

(I Can’t Get No) Satisfaction **** i1/2
Ach ten Czarli grający na jeden (pozdro Kajo!), ach ten tamburyn, ach ten wokal Jaggera wzratający od mruczenia do krzyku, no dobrze, ach ten rifff!

Get Off Of My Cloud ****

A ten jakoś lubię mniej, nie wiem nawet dlaczego, bo wydaje się bardziej zaawansowany kompozycyjnie niż Satisfaction i czad też większy. Uwielbiam za to jak, pod sam koniec, któryś spóźnia się z „hej”

As Tears Go By *** i ½
Singiel tylko amarykański, żeby nie było że starają się skopiować Yesterday. Ładne, ale dla mnie takie jakieś nietrwałe.

19th Nervous Breakdown *****
Łooo, ten numer uwielbiam! Wszystko mi tu dokonale pasuje, riff, melodia, wstawki Czarljego na tomach (!!!) i przeszywające uderzenia w talerz, harmonie, no i przede wszystkim ten bombowcowe opady Wymana w codzie. Przy jednym wersie w wyciszeniu wyraźnie zagięła się taśma. Podobało mi się co odpowiedział Brajan na pytanie dlaczego Mik jest tak bardzo wbity w instrumenty: „my jesteśmy The Rolling Stones a nie Mick Jagger”.

Paint It Black *****
W pierwszym wydaniu było błędnie wydrukowane “Paint It, Black” co naraziło zespół na zarzuty o rasizm. Wtedy oczywiście było: „to nie my, to Decca!”, teraz na składankach bywa że przecinek znowu się pojawia... Sam utwór znowu niesamowity, od sitaru po wokal. Największe wrażenie robi na mnie znowu końcówka (Stonsi miszczami cody?), z tym przełykającym ślinę basem, dobrze że trwa tak niewiarygodnie długo (przynajmniej na Forty Licks)!

Mother’s Little Helper *****/ Lady Jane *****
Znowu świetne numery. Pierwszy jakim się świetnym spiętrzeniem zaczyna , no i ten śmieszny motyw przewodni... Drugi to Stonesi w odcieniu wiktoriańskim, śpiewający o wierności (!), Brajan na dulcimerze, bardzo bardzo piękne...

Have You Seen Your Mother Baby Standing in the Shadow? ****
Trąbki bardzo napastliwe (i dobrze!), świetna częśc środkowa, szkoda że słaba produkcja i nie bardzo słychać perkusję.

Let’s Spend the Night Together *****/ Ruby Tuesday ****
W roku 1967 Stonsi zajmowali się głównie narkotykami i procesami o ich spożywanie, zapewne utracili kontrolę artystyczną nad swoimi działaniami co sprawiło że... jest to mój ulubiony rok w ich karierze. Stonsi zaczęli grać psychodelizujący pop, a później po prostu psychodelię. A tutaj nie ma nic z psychodelii tylko świetne poączenie popu z elementami murzyńskimi. Niechlujne trójgłosy (Jagger + Richards + Richards) przekraczają wszelkie ale to wszelkie granice z podręcznika harmońji – osiem gwiazdek! No i te organo, ile w tym żaru!!! Nad wszystkim czuwa Czarli i jego akcenty na jeden. Znowu świetne zatrzymanie w środku i znowu świetna końcówka. Na drugiej stronie utwór który czasem mi odpowiada do końca, a czasem nie. OtoKar go śpiewał na jednym koncercie The Round Triangle. Osobiście wzrusza mnie to że Riczarc i Łajmen grali tu razem na jednym kontrabasie (jeden poruszał smyczkiem, drugi – palcami po gryfie). No i przepiękny flet Briana Jonesa – te jego wszystkie sitary, dulcimery, marimby, mellotrony... jest dla mnie prawdziwym mistrzem drugich skrzypiec.

We Love You *****/ Dandelion *****
Dla wielbicieli Stonesów bywa to najbardziej nie do zniesienia singlem Stonsów bo tutaj NIE MA GITAR, jest czysta pop psychodelia – na stronie A Brajan szaleje na mellotronie i Beatlesi pomagają w chórkach, na stronie B klawesyn, klawacórka, falseciki, zieleń, dziecięcość. Po obu stronach wyraźnie koszule w kwiaty. Dla mnie super.

(pomijam tutaj single z Madżesties)

Jumpin' Jack Flash ***
Tu się kończą Stonsi których ja lubię. Zaczynają się gołe szkielety, otwarte stroje gitar, maniera wokalna Jaggera, piosenki otwarcie seksualistyczne i z motywami satanistycznymi w tekstach, ciężkie narkotyki w tle, brak ornamentów w aranżacjach oraz (największy zarzut) powtarzalność. Potem oczywiście bywały perełki (You Can’t Always Get What You Want, Wild Horses), ale dla mnie to już ZDECYDOWANIE nie to. Przekazuję głos Pippinu.


Albumy:

(uwaga! Jest wiele zawirowań w związku z wersjami brytyjskimi i amerykańskimi – w dyskografii Stonesów syf jest największy, bo – w odróżnieniu od płyt Beatlesów – nie wiadomo która wersja jest kanoniczna; ja się odniosę do płyt brytyjskich)

THE ROLLING STONES (1964)
(Best song: I Just Want To Make Love To You)

THE ROLLING STONES NO. 2 (1965)
(Best song: Off The Hook)

OUT OF THEIR HEADS (1965)
(best song: Mercy Mercy)

nie znam ich dobrze w całości, dla mnie generalnie najlepiej jest gdy odchodzą jak najdalej od bluesa


AFTERMATH (1966)
(best song (poza singlowymi) Goin’ Home)

podobno przełomowa płyta w dziejach rocka, dla Stonsów też, bo wypełniona – po raz pierwszy – w całości autorskimi piosenkami, dla mnie niestety raczej nudnawa (poza piosenkami z singli)


BETWEEN THE BUTTONS (1967) **** i ½
(best song: Cool Calm and Collected)

Obrazek

ooo, bardzo brytyjska, popowo-kinksowa, ale też bardzo zadziorna płyta, niezbyt lubiana przez fanów, ja uwielbiam, ile tu ozdobników, małych rzeczy które wręcz tuczą me uszko! Cool Calm & Collected i inna zagrywka na dziwnym instrumencie po każdej zwrotce, All Sold Out z genialnie przesuniętą do przodu wstawką perkusji – gubię się w tym!, świetna Miss Amanda Jones nieco w starym stylu, niepokojące Yesterday’s papers, przepiękny akordeoniec w Back Street Girl... Pod koniec płyty bywa nudnawo ale i tak – jak na album Stonesów – fajnych melodii jest tu więcej niż gdziekolwiek, a numer Please Go Home to mi w ogóle przypomina... Izrael


THEIR S***NIC MAJESTIES REQUEST **** i ½

(best song: kilka by się nadawao)

no, jest trochę problem z tytułem, ale w zasadzie to taki żarcik (zamiast formułki „Britannic Majesties” z brytyjskiego paszportu zrobili „satanic majesties” i na razie to tyle, w tekstach nie ma nic satanistycznego), niektórzy wzdrygają ramionami że to niby Sgt Pepper dla ubogich, mi się bardzo podobają takie utwory jak 2ooo Light Years From Home z dramatycznym mellotronem od tyłu, świetna Citadel, przepiękna She’s a rainbow oraz bardzo ładny autorski utwór Billa Wymana (okraszony jego chrapaniem nagranym gdy mu się zasnęło w studio – nie wiedział że to zostao dodane do utworu, musiał się nieźle wkurzyć gdy pierwszy raz słuchał płyty). Jest jeszcze zupełnie niestonesowy utwór Gomper z sitarem i pistrzałkami oraz klimatyczna Latarnia. Nawet Kiss grywa jeden utwór z tej płyty. Całość psują naciągane ni to jamy ni to nic.

Oddaję głos Pippinu.

_________________
in the middle of a page
in the middle of a plant
I call your name


Ostatnio zmieniony czw, 10 grudnia 2009 20:56:42 przez Gero, łącznie zmieniany 4 razy

Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 10 grudnia 2009 14:08:55 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 28 stycznia 2005 14:46:47
Posty: 21339
Skąd: Autonomiczne Księstwo Służew Nad Dolinką
:brawa: :brawa: :brawa: :brawa: :brawa: :brawa: :brawa: :brawa:

_________________
Sometimes good guys don't wear white


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 10 grudnia 2009 14:09:49 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 10 stycznia 2005 11:49:49
Posty: 24304
Skąd: Kamienna Góra/Poznań
No! :D

Gero pisze:
The Last Time *****

Niektórym forumowiczom znany z pewnej przeróbki.

Gero pisze:
Oddaję głos Pippinu.

Dziękuję i zabiorę go w Nowym Roku, gdy sobie wszystko poprzypominam.

_________________
In an interstellar burst
I am back to save the Universe.


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 10 grudnia 2009 14:26:32 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
czw, 03 lutego 2005 20:54:20
Posty: 6846
Super, że powstał wątek. Ja Rolling Stonesów znam wyrywkowo, ale wzbudzają oni we mnie ciepłe uczucia hehe...

A to stwierdzenie:
Gero pisze:
z pozoru niestaranne i niechlujne, ale całkiem ciekawie pomyślane

w ogóle dobrze ich podsumowuje. Jest w nich szorstkość i luz, ale też ukryty ład, a czasem i ładność.

_________________
Kto powołał na dyrektora Trójki człowieka, który nie rozumie pytania 'kto'?


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 10 grudnia 2009 21:13:40 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 20 stycznia 2008 13:09:14
Posty: 4694
Ja osobiscie zaczynalem w dosc nietypowy sposob: znajoma moich rodzicow przyszla do nich pewnego dnia w odwiedziny i podarowala im stos swoich winyli bo mi sie juz nie przydadza, a wy duzo sluchacie muzyki. Wsrod plyt tych bylo ''Let it bleed'' - wydanie izraelskie ! Do dzis w zasadzie to moja ulubiona plyta, chyba jedynym minusem jest to, ze zamiast ''Honky tonk woman'' jest ''Country honk'', ktore pasowaloby jako ciekawostka na strone B singla, a nie na surowa, rockowa plyte. Bardzo lubie ten album do dzis i ***** ma u mnie na pewno.


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 10 grudnia 2009 22:54:44 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 21:37:55
Posty: 25363
Have You Seen Your Mother... ****
Tytuł prawie dłuższy od piosenki ;-), ale i dobrze - kawałek jest niewielki, prosty, ale autentycznie żre, prawie jak najlepsze piosenki starych Bitelsów.

Paint It Black *****
Więcej niż rock, bo w nastroju niesamowite i jakby hipnotyczne. A jednocześnie rock, mocno osadzony, dający do pieca jak należy, wzbudzający silne emocje. Dla mnie - stonesowy numer jeden.

The Last Time *** 1/2
Typowa stonesowa średnia jak na mój gust, podobnie jak Have You Seen... - niby nic szczególnego tam nie widzę (oprócz znakomitego riffu na początek, ale też początek jest best momentem), ale jest konkret. Mimo wszystko adekwatne piosenki Bitli z podobnego czasu i w podobnym stylu podobają mi się zdecydowanie bardziej. Takie np. Eight Days a Week, które na mojej liście Beatlesów byłoby gdzieś w n-tej dziesiątce wygrywa z The Last Time bez chwili wahania...

Come On ***
Znów... pierwszy singiel - ani Come On, ani Love Me Do nie są szczególne, ale Beatlesi wygrywają o całą gwiazdkę. Fajne to Come On, ale świat by bezeń nie zubożał ;-)

Satisfaction *****
Ogranie może temu klasykowi zaszkodzić tylko o tyle, że nie ma się ochoty posłuchać tego po raz dwusetny, ale pod powierzchnią znudzenia nadal się wie, że to arcydziełło! Ależ ten Jagger śpiewa!!!!!

Get Off Of My Cloud *** 1/2
patrz The Last Time

As Tears Go By **** 1/2
A mnie wzrusza naprawdę.

19th Nervous Breakdown **** 1/2
Ooo dobre! Nerwowość w tej piosence naprawdę daje się czuć! I tempo, dynamika - świetny numer.

Lady Jane *****-
Nie pewny jestem tej piątki, ale z tej piosenki bije nie tylko piękno, ale i szlachetność.. piękna instrumentalizacja, wspaniały śpiew po raz kolejny (Plant by się nie powstydził!), zdecydowana czołówka.

Time Is On My Side ***
Takie jakoś mdławe niby.. choć złe nie jest, to też nazwałbym stonesową średnią, tylko tą niższą, niż Last Time czy Get Off...

Little Red Rooster **** 1/2
Rewelacyjny blues z niesamowitą gitarą i kolejnym mistrzowskim wokalem. Trochę za jednowymiarowe dla mnie na piątkę, ale w zasadzie nie mam zastrzeżeń.

Play With Fire *****
Nie wiem, czy z powodu tego filmu, o którym wspominałem, ale ta piosenka robi na mnie OGROMNE wrażenie, a kiedy sobie uświadomię, że to rok zaledwie '65, to szok po prostu!!! To jest lata świetlne od wczesnoszeździesionowych rokendrolowych śpiewanek, to jest nawet o wiele bardziej dojrzałe i ciekawsze od psychodelii, dojrzałość tej piosenki jest niesamowita, jej emocjonalność, nastrój - panie, czego tam nie ma!

Let's Spend the Night Together * 1/2
Dla mnie najgorszy chyba numer Stonesów, który dobrze kojarzę, w ogóle nie mogę tego słuchać, jęczenie, męczenie, ŻIG!

Ruby Tuesday * 3/4
Lepszy o tyle od powyższego, że ma naprawdę fajny początek i wydaje się, że to może być super numer... ale potem wchodzi jeden z najgorszych refrenów ever :-(

Jumping Jack Flash **** 1/2
Wyśmienity kawałek! Od razu zaczyna się, że tak powiem, rasowo i w każdym miejscu swym nie odpuszcza poziomu: riff, zwrotka, refren, co jedno to lepsze. Jest może dość przewidywalny, ale na szczęście krótki i nie zdąża mi się znudzić.

Sympathy for the Devil **** 1/2
Oczywiście się przekomarzałem, Sympathy jest świetne i wciąga mnie może nie bez reszty, ale wciąga. W końcówce Jagger zaczyna naprawdę dawać czadu, na szczęście, bo gdyby nie on, to byłoby jednak za długie. Ale w ogóle podkład bardzo fajny, bujający!

Brown Sugar **** 1/4
Ja znam wersję chyba z Claptonem? Czy to ta podstawowa? Kompozycyjnie niby nic, ale ma to swój drajw niezaprzeczalny!

Gimme Shelter ****
Trochę mam dziwnie, bo przez lata znałem tylko wersję Sisters of mercy i potem brakowało mi tego grobowego głosu i mroku.. ale bardzo dobre to jest!

Honky Tonk Women **
Ee, a tego nie lubię. To też znałem najpierw z innego wykonania, tym razem Poguesów, ale i ono wydawało mi sięzawsze stosunkowo toporne, oryginał niczego tu nie poprawił. Takie tam pitolenie.

Angie ****
A tu, w przeciwieństwie do Satisfaction, mam pewne wątpliwości, czy ogranie nie zabrało Angie nieco uroku. No nadal ładne of course... ale wychodzi mi chyba uszami. Więc mam mieszane uczucia, bo miejscami zachwycające, miejscami się dłuży, czasem się słucha świeżo, czasem trzeba natychmiast wyłączyć.

To tak, co mi się przypomniało, co znam dość dobrze...

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pt, 11 grudnia 2009 09:39:26 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 10 stycznia 2005 11:49:49
Posty: 24304
Skąd: Kamienna Góra/Poznań
Crazy pisze:
Ja znam wersję chyba z Claptonem? Czy to ta podstawowa?

Nie. W tym samym czasie nagrana, ale na płycie jest bez niego. Nawiasem mówiąc w tej wersji z Claptonem na samym początku chwilę śpiewa Richards.

_________________
In an interstellar burst
I am back to save the Universe.


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pt, 11 grudnia 2009 11:21:27 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 22 listopada 2004 13:05:36
Posty: 7312
Skąd: Warszawa/Stuttgart
Crazy pisze:
Gimme Shelter ****
Trochę mam dziwnie, bo przez lata znałem tylko wersję Sisters of mercy i potem brakowało mi tego grobowego głosu i mroku.. ale bardzo dobre to jest!
to naprawdę Crazy napisałeś Ty? :shock:

_________________
Klaszczę w dłonie ...
... by było mnie więcej ...


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pt, 11 grudnia 2009 11:22:58 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 28 stycznia 2005 14:46:47
Posty: 21339
Skąd: Autonomiczne Księstwo Służew Nad Dolinką
Co prawda Geru oddał głosa Pippinu, ale żem z natury chamowaty to wepchnę się na krzywy ryj bez zaproszenia :rabbit:

ENGLAND'S NEWEST HIT MAKERS (1964) * * * *
...czyli amerykańska wersja debiutu, który w wydaniu angielskim był "beztytułowy", różniąca się od tegoż jednym utworem (u angoli było "Mona (I Need You Baby)", a zamiast tego u amerykańców pojawiło się "Not Fade Away", które otwiera płytę)
(best song: Route 66)

Obrazek

Czym się różnili Stonsi od Bitli? Tym, że Ci pierwsi na tle tych drugich mieli być "łobuziakami" ...ale to akurat tutaj mniej istotne. Ważniejsze jest to, że Bitle zaczynali jako kapela rock'n'rollowa, zaś na pierwszym albumie ten swój r'n'r mocno "upopowili", natomiast Stonsi zaczynali jako kapela rhythm'n'bluesowa, zaś na debiutanckiej płycie ten swój r'n'b (nie mylic z tym co dzisiaj podpina się pod ten skrót) trochę "urockenrollowili". I pomimo, że oba bendy były zawsze wymieniane jednym tchem i przedstawiane jako konkurencyjne, oraz mimo tego, że Stonsi od samego początku "orientowali" się na Bitelsów, to debiuty obu zespołów znacznie się różnią. "Rolling Stones"/"Englad's Newest..." w porównaniu do "Please Please Me" jest "dzikszy", bardziej soczysty... chociaż daje się wyczuć też młodzieńczą nieporadność. Już choćby po głosie Jaggera słychać, że jakkolwiek stara się wejść w buty buńczucznego wokalisty i frontmana z krwi i kości, i całkiem blisko mu do tego celu, to równie blisko mu do omdlenia z tremy. Zespół z całą pewnością nie czuł się zbyt pewnie, skoro na 12 utworów zdecydował się umieścić tylko trzy swojego autorstwa. Niby w owych czasach nagrywanie standardów na nowo było jeszcze ogólnie przyjętą praktyką, ale z drugiej strony zespół miał już wtedy więcej autorskich utworów... ale z trzeciej strony większość z nich była na poziomie "Tell me", który niestety trafił na album ...do tego jednak jeszcze wrócimy. Wszystko to nie zmienia jednak faktu, że chłopaków trema nie spaliła. Postawili na entuzjazm i to był własciwy krok.
Album otwiera buddyhollowy "Not Fade Away". Gero Surowy I wycenił go tylko na trzy gwiazdki. Ja będę bardziej szczodry i dodam mu jeszcze jedną do konstelacji. Ten numer sprawia, że w zasadzie na wejściu "kupuję" stonsowe muzykowanie. A potem robi się jeszcze lepiej, bo dochodzimy do nieśmiertelnego klasyka "Route 66". Pomimo, że od nagrania tego materiału upłynęło już 45 lat, a ten numer doczekał się w tym czasie olbrzymiej ilości kolejnych interpretacji i przeróbek (ja sam słyszałem tak wiele, że nie podjemuje się tego zliczyć) to w wykonaniu Stonesów wciąż brzmi świeżo i energetycznie. Już te dwa numery określają jasno styl, którym chłopaki chciały w przyszłości oczarować świat (chociaż wtedy były to jeszcze pobożne życzenia). Jest zadziornie, z mięskiem i przytupem. Ta "zadziorność" i "mięsistość" to w dużym stopniu zasługa brzmienia (zwłaszcza gitar) i harmonijki ustnej na której wywijał Brian Jones.
Dalej zaczyna się żonglowanie klimatami, ale w ramach obranej konwencji (rhythm'n'bluesowej znaczy się). Czasem robi się bardziej "pościelowo" (np. za sprawą "Honest I Do" Jimmy Reed'a), a czasem bardziej rock'n'rollowo (za sprawą czkoberowego "Caroll"). I wszystko było by fajnie, gdyby nie to nieszczęsne "Tell Me", które co gorsza zostało podpisane przez Jaggera i Richardasa. Okazuje się, że kolesie, którzy pozują na twardych bluesmanów, chodzących w wymiętych garniaczkach i sprawiających wrażenie jakby w Detroit niejedną osobę położyli zimnym trupem, wspinajac się na wyżyny swoich możliwości twórczych są w stanie skomponować kawałek, który brzmi jak doo wop wykonywany przez ówczesny amerykański "bojsbend" w sweterkach z monogramem i fryzurkach ulizanych na boczek. Bieda. Żeby oddać sprawiedliwość, trzeba przyznać, że już np. taki instrumentalny "Now I've Got a Witness", pod którym podpisał się niejaki Nanker Phelge (czyli teoretycznie cały zespół), jest całkiem do rzeczy.
Tak czy śmak. Cała płyta, to elegancka wizytówka, którą zespół sprezentował na wejście światkowi muzycznemu, której słucha się po prawie półwieczu z przyjemnością i to bez uśmieszku politowania na twarzy.
Polecam? Polecam!

_________________
Sometimes good guys don't wear white


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pt, 11 grudnia 2009 22:24:50 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 21:37:55
Posty: 25363
marecki pisze:
to naprawdę Crazy napisałeś Ty?

he he
Gimme Shelter i Temple of Love to jedyne piosenki Sisters, które mi się podobały ;-)

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 14 grudnia 2009 15:00:30 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 28 stycznia 2005 14:46:47
Posty: 21339
Skąd: Autonomiczne Księstwo Służew Nad Dolinką
AFTERMATH (UK) (1966) **** 1/2
(best song: Under My Thumb)

Obrazek

Egzamin dojrzałości Stonesów. Pierwszy album z całkowicie autorskim materiałem. Hoho!
...a Gero mówi, że nudnawo. Łidałt egz!
Już początek jest mniamniuńki. Wersja angielska (którą dysponuję) zaczyna się od "Mother's Little Helper" czyli hitu, który lubi Witek. Muzycznie niby taki "Merseybeat dla ubogich", ale w połączeniu z tekstem, który traktuje o powszechnym wśród ówczesnych gospodyń domowych zjawisku uzależnienia od prochów uspokajających robi się conajmniej intrygująco. Wersja amerykańska zaczyna się jeszcze lepiej bo od "Paint it, black" :) (... za to "M's L. H." próżno na niej szukać :| )
Potem jest "szowinistyczna" (chociaż niezbyt porywająca muzycznie) "Stupid Girl", a potem "Lady Jane", czyli balladowe ziarenko, z którego za kilka lat wyrosną i "Wild Horses" i "Angie". No a potem mój ulubieniak z "Aftermatha" - "Under My Thumb" no to już ze Stonesów wyłażą męskie, szowinistyczne świnie pełnym ryjem. Ale co z tego, skoro kawałek to delicje. Niby wejście takie niepozorne, bez "potężnej wichury, która łamie duże drzewa", za to kiedy wchodzi wokal Jaggera, to czuć, że to jeden z tych rockowych numerów, które po prostu MUSZĄ zapisać się w kanonie. Jest chemia, jest klimat, jest marimba - byczo jest! O tym jaki ten numer ma potencjał świadczy to, że równie dobrze wypada jako bujanka w stylu bosa-nova, jak i punkowy czadzior. Kiedy go słucham, to mam wrażenie, że bez niego The Damned nie nagrali by swoich kilku zajebistych numerów i już za samo to należą mu się ukłony.
A przecież jest tu jeszcze wyróżniony przez Gera "Going Home". Pierwsza część utworu, w której Jagger zapewnia, że idzie do domu (Oł jes, hi is) co prawda zawiewa nudą (taki niewydarzony r'n'b bez wyrazu), ale kiedy człowiek ma wrażenie, że numer juz się kończy, on się dopiero na dobre zaczyna, przechodząc we wciągającą, hipnotyczną psychodelię - ponad 11 minut!
No i nie zapominajmy o "Out of Time"! Że co? Że przytulaniec? No przytulaniec! Ale za to jaki! Śmiało mógłby służyć za ilustrację do encyklopedycznego hasła "utwór do wspólnego tańczenia czin tu czin na prywatkach". Posiada wszystkie cechy wymagane od tego typu utworów, przy czym jednocześnie iskry aż z niego idą (co może mieć wielkie znaczenie jeśli wykorzystujemy go zgodnie z przeznaczeniem ;) )
Nie twierzę, że wszystkie kawałki na płycie to rewelacyjne hiciory i że nie znalazły się na niej wypełniacze, ale tak ją w czambuł nudnawą nazywać? Nieeee... Ja Stonesom maturę zaliczam na czwórkę z plusem :).

_________________
Sometimes good guys don't wear white


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 15 grudnia 2009 09:30:22 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 10 stycznia 2005 11:49:49
Posty: 24304
Skąd: Kamienna Góra/Poznań
Słuchałem wczoraj "Sticky Fingers" i powaliło mnie "Can't you hear me knockin'?" i "Sister Morphine". Może poedytować Top Tena?

_________________
In an interstellar burst
I am back to save the Universe.


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 15 grudnia 2009 13:09:13 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 28 stycznia 2005 14:46:47
Posty: 21339
Skąd: Autonomiczne Księstwo Służew Nad Dolinką
Dziś będzie o składaneczce:

BIG HITS (HIGH TIDE AND GREEN GRASS) (US) (1966)

Obrazek

A skoro składanka to niech ocena będzie średnią z utworów, które tam trafiły:

(I Can't Get No) Satisfaction - klasyk nad klasykami. Riff wszechczasów, hymn pokolenia i jeden z powodów (przynajmniej dla mnie), dla których Stonsy nad Bitle. * * * * * *
Last Time - słowo "fajne" wypełnia moje możliwości wypowiedzenia się o tym numerze. Niby wszystko jest na swoim miejscu, ale jakoś mnie ten numer nie drze tak na pełen gwizdek. * * * 1/2
As Tears Go - przyznam Wam się do czegoś. Jakkolwiek uwielbiam Stonesów za ich rokendrolle i rytmenblusy, to kocham ich za ballady. To drugi z pwoodów, dla których wolę ekipę Jaggera od ekipy Lennona. Ballady tych pierwszych podobają mi się bardziej. Ot choćby ta * * * * *
Time Is on My Side - kiedyś ten numer uwielbiałem i kilkanaście lat temu oceniając go pewnie wyszedł bym ponad skalę... ale mi spowszedniał. Nawet nie to, że się osłuchał, ale właśnie spowszedniał. W dodatku (co gorsze) kiedy słucham go dziś zalatuje mi trochę lukrem. Nie zadużo, ale jednak. W dodatku te niby dżejmso-brałnowe Jagerra w refrenach trochę mnie zaczęły drażnić. * * * *1/2
It's All Over Now - numer wlatujący mi jednym uchem i wylatujący drugim. Niby nie ma się do czego przyczepić, ale i nie ma czego pochwalić. * * *
Tell Me - Niby na tle tego zestawu, (który przedstawia już tak bardzo surowo-rhythm'n'bluesowego oblicza zespołu) nie kłuje swoją "sześciesionowatą hitowością" tak w uszy jak na debiucie, ale przyjaciółmi to my nie zostaniemy * * 1/2
19th Nervous Breakdown - powtórzę za Gerem: nerwowość, dynamika, tempo. Od siebie dodam: surowość! Takich stonsów lubię. Dzikich, ale z odrobiną melodii. * * * * *
Heart of Stone - znowu soulowo. Wyraziście i fajnie. * * * * 1/2
Get Off of My Cloud - kiedyś przeczytałem w jakiejś recenzji "Powiększenia" Antonioniego, że ten film świetnie oddaje atmosferę "swingującego Londynu lat 60-tych". Ten kawałek oddaje tą atmosferę jeszcze lepiej. Słuchając tego numeru warto obejrzeć się przez ramię czy stado klonów Twiggy w minówkach i kozakach nie czai się za plecami. * * * * *
Not Fade Away - podobało mi się na debiucie i podoba mi się tutaj. * * * * *
Good Times, Bad Times - blues bez przedrostka "rhythm". Korzenny taki. Choć trochę bez "głębi". * * * *
Play with Fire - STRASZNIE fajny kawałek. Choć jak na moje ucho za krótki... i jakoś tak nijako się kończy.
Nie potrafię tego do końca sprecyzować, ale dla mnie ten numer jeżeli chodzi o klimat ma w sobie jakby zapowiedź "Sympathy...". Człowiek tak słucha i sie zastanawia: dlaczego igranie z podmiotem lirycznym to jak igranie z ogniem. * * * * *

No to liczymy: średnia wynosi 4,42 (po zaoktrągleniu) * * * * 1/2.
Może być.
Jeśli chcecie poznać tych "najwcześniejszych" Stonesów w pigule, to chyba nie znajdziecie lepszej składanki :)

_________________
Sometimes good guys don't wear white


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 15 grudnia 2009 13:21:31 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 10 stycznia 2005 11:49:49
Posty: 24304
Skąd: Kamienna Góra/Poznań
Widzę że Kolega preferuje wersję amerykańską. Ja jestem ze szkoły brytyjskiej i dzięki temu mogę (mogłem, bo kasetę posiałem) cieszyć się takimi klasykami jak "Have You Seen Your Mother, Baby, Standing in the Shadow?", "Paint It Black" i "Lady Jane".

_________________
In an interstellar burst
I am back to save the Universe.


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 15 grudnia 2009 13:28:09 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 28 stycznia 2005 14:46:47
Posty: 21339
Skąd: Autonomiczne Księstwo Służew Nad Dolinką
Peregrin Took pisze:
Widzę że Kolega preferuje wersję amerykańską.


Preferować oznacza "przedkładać", "woleć". Tymczasem mi po prostu tylko taką udało się dostać na kompakcie (a precyzyjnie rzecz biorąc na SACD) :)


Peregrin Took pisze:
dzięki temu mogę (mogłem, bo kasetę posiałem) cieszyć się takimi klasykami jak "Have You Seen Your Mother, Baby, Standing in the Shadow?", "Paint It Black" i "Lady Jane".


Ja mogę cały czas, bo pierwsze dwa utwory trafiły na młodszą o trzy lata, drugą część tej składanki (również w amerykańskiej wersji), ktorą będę opisywał jutro, a "Lady Jane" mam na "angielskim" Aftermath :faja:

_________________
Sometimes good guys don't wear white


Na górę
 Wyświetl profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 248 ]  Przejdź na stronę 1, 2, 3, 4, 5 ... 17  Następna

Strefa czasowa UTC+1godz.



Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 44 gości


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Przejdź do:  
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Group