Ultima Thule

Forum fanów Armii i 2TM2,3
Dzisiaj jest czw, 28 marca 2024 16:29:29

Strefa czasowa UTC+1godz.




Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 608 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1 ... 29, 30, 31, 32, 33, 34, 35 ... 41  Następna
Autor Wiadomość
 Tytuł:
PostWysłany: pt, 01 stycznia 2010 22:10:58 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 16:05:18
Posty: 3785
antiwitek pisze:
A na Legendzie było go więcej?


do estetyki frika bardziej pasuje robertowy głos zdecydowanie niż do tej legendowej, ale jak pisałem - zarzut na siłę :)


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: sob, 02 stycznia 2010 20:13:51 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 08 lutego 2009 22:46:03
Posty: 199
Skąd: Inowrocław
po 10 przesłuchaniach coś napisze
płyta dobra - nawet bardzo
najpierw zaskoczenie. ekspresją i energią z jednej a spokojem i wyciszeniem z drugiej
Są momenty rewelacyjne , że mnie ponosi i ogarnia całkowicie - odpływam (ostrożnie za kierownicą!)
Wokal Tomka mi się bardzo podoba i świetnie gra...
płyta nie nudzi mi się wcale i praktycznie nie wyjmuję jej z odtwarzacza (kupiłem razem z Antyszantami, których przesłuchałem 2 razy :((
czekam z niecierpliwością na koncerty - w pełnym składzie i w pełnych siłach - warto czekać
Ammagamma - to dla mnie takie nasze polskie The End i Czas Apokalipsy - czuć dżunglą i krwią...

_________________
Nie czyńcie tak jak ci przeciw którym występujecie


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 20 stycznia 2010 00:32:00 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 14 listopada 2007 16:38:41
Posty: 9939
Czas wreszcie na parę słów więcej. Zanim po raz pierwszy usłyszałam Freaka, to trochę się go obawiałam, bo nie przepadam za jazzem. Na szczęście tutaj nie jest to czysty jazz tylko taki mocno przearmiowany ;) i dobrze mi z nim. :) Płyta początkowo wydawała mi się trochę zbyt kosmiczna, z każdym kolejnym przesłuchaniem podoba mi się coraz bardziej. Kto wie, może i przegoni Prozess, ma szanse. :)
W tej chwili nie mam już na niej swoich wyraźnych faworytów, stopień podobania się poszczególnych utworów bardzo mi się wyrównał. Powiem tylko, że na wyróżnienie zasługują wyjątkowo piękne końcówki "You know I am" i "Green". Jak wersja koncertowa pozbawiona tej końcówki mogła mi się bardziej podobać od płytowej? Nie wiem i nie rozumiem.

Freak ma tę właściwość, że nie nadaje się do słuchania w tle, domaga się całej uwagi tylko dla siebie. Zbyt dużo ma do powiedzenia i zbyt wiele z tego umyka, jeśli człowiek jest jednocześnie zajęty czymś innym.
Prozess był przeważnie o mnie, we Freaku aż tak dużo siebie nie odnajduję, co bynajmniej nie znaczy, że wcale. Właściwie to z każdym przesłuchaniem coraz więcej.
Odkryłam, że ta dziwna płyta jest smutna, kiedy jej się słucha w smutnym nastroju i wesoła, kiedy jej się słucha w nastroju wesołym. Ale kiedy już jest smutna, to jest to prawdziwa słona sól na mój ból, w przeciwieństwie do Prozessu, który jest jedynie krzykiem ten ból wyrażającym. Ale dość ogólników, przejdźmy do poszczególnych utworów.

Home
To się zdecydowanie dzieje na innej planecie. Stado niespokojnych, radosnych gremlinowych dzieci kotłuje się w kokonie i co rusz to któryś próbuje się z niego wyrwać na wolność. Odbija się od reszty, nabiera rozpędu i łuuup z całym impetem w elastyczną błonę. Wreszcie po wielu próbach któremuś udaje się przerwać ściankę i wylatuje w przestrzeń. Za nim kolejne atakują świeżo otwarte wyjście, które poszerza się do wielkiej dziury. Cała reszta szczęśliwa wytacza się na zewnątrz. Zachłystują się wolnością, szaleją, wyskakują w niebo, przelatują jak błyskawice przez chmury, turlają po pagórkach, śmigają wąwozami, penetrują każdy zakamarek intensywnie mieniącej się wszelkimi odcieniami zieleni planety. Przestrzenie są domem! W końcu wylatują posłańcy z radosną wieścią, ogłaszają 'Impreza!!!' Zbiera się tłum na szerokiej łące (choć część indywidualistów nadal woli ganiać po przestworzach) i robią sobie wielkie muzyczne święto, festiwal ku czci wolności. Spontanicznie utworzony zespół gra, wszyscy śpiewają, skaczą i pogują, jakaś grupka z boku puściła się w taneczny korowód. To jest ich miejsce! Spaces are home!

You know I am
A to jakaś smutna, pusta i zimna kraina. I marzyciel, co usłyszał gdzieś kiedyś, że podobno tam wysoko w górze, na jednej chmurze unosi się podniebne Królestwo, gdzie wciąż panuje raj. I od tamtej pory marzył nieustannie, żeby tam się dostać i zamieszkać. Aż w końcu pewnego dnia znalazł wieeelką drabinę. Nie miał o co jej oprzeć, więc wkopał dolny koniec w ziemię, umocnił fundamentem. I zaczął się wspinać. Lekko nie było. Ręce sobie poobcierał, ubranie o krzywo sterczące gwoździe porozdzierał. Dotarł na czubek a tu do nieba wciąż daleko. W dodatku trochę obłoków się w zasięgu wzroku mu plącze, ale na żadnym nic nie ma. Ogarnęło go zwątpienie i już chciał się poddać. I wtedy jakiś błysk gdzieś w górze zwrócił jego uwagę. Spojrzał, słońce odbija się od złotej kopuły zamku na najwyższej chmurze. Wstąpił w niego nowy zapał, zszedł na ziemię, poszukał kolejnej drabiny. Znalazł nawet dwie, zarzucił na plecy i znów się pnie. Tylko tam wyżej zaczyna robić się lodowato i hula wiatr. Tęsknie patrzy na swój cel, serce mu się wyrywa, ale opada z sił. Zatrzymuje się, jednak szkoda mu się poddać, skoro tak daleko zaszedł. Znów podejmuje zmaganie. Dociera na szczyt trzech drabin. I wciąż jest za nisko. Już wie, że nigdy nie dosięgnie do raju... A sinner...

Ale tak myślę sobie, że może jeszcze coś innego pchnęło tego nieszczęśnika do wlezienia tam. Otóż podobno na owej wyspie, na dziedzińcu królewskiego zamku rośnie rajskie drzewo. Nie to zakazane, z którego po spożyciu owoców człowiek umiera. I nie to drzewo życia, którego owoce dają ziemską nieśmiertelność. To drzewo, którego owoce mają smak nieba. I on chciał zdobyć taki owoc i zanieść go na ziemię z miłości w darze. Ale nie dał rady, nie sięgnął. I stoi teraz z pustymi rękami kurczowo zaciśniętymi na ostatnim szczeblu niemłosiernie huśtanej przez wiatr drabiny i boi się puścić żeby zejść. Uwięziony między niebem a ziemią. A sinner...

Break out
Jakim cudem ten turysta znalazł się nagle w XIX-wiecznym mieście? Kolorowa ulica, ruchliwa, pełna życia, mieszkańcy pozdrawiają się z uśmiechami na twarzach. Nadjeżdża czerwona dorożka z pstrym koniem - 'Wsiadaj pan, masz pan dziś darmową przejażdżkę!'- zaprasza woźnica szerokim gestem i jeszcze szerszym uśmiechem. Szczęśliwiec ochoczo korzysta z okazji i rozsiada się wygodnie na tylnym siedzeniu. 'Uważaj!' - słyszy krzyk nie wiadomo skąd, rozgląda się, ale nic nie widzi. Wkrótce o nim zapomina, pochłonięty przez panoramę za oknem. Urocze damy z parasolkami oglądają się za nim, kwiaciarka śpiewnie zachęca do kupowania tulipanów, słychać okrzyki chłopca sprzedającego gazety, tu pan gra na akordeonie, tam dalej kręci korbą kataryniarz. 'Uciekaj! Uciekaj!'- znów ten dziwny głos, tym razem przybiera na sile. Nie wiadomo skąd właściwie dochodzi - z góry? Gdzieś z boku? A może pojawia się tylko w jego głowie? Nie warto się nim przejmować. 'Uciekaj!' Jeszcze raz. A po co miałby uciekać, skoro tak świetnie się bawi! Ale, ale... czy aby nie widział już tych domów... i tamtych kobiet... ? Zaraz, czy aby nie kręci się w kółko? 'Uciekaj!' Może ten głos ma sens? Chyba coś tu jest nie tak... coś dziwnego się dzieje... 'Uciekaj!' Ale dokąd właściwie miałby uciekać? Jest jakieś inne miejsce, niż to? Skąd się tu wziął? Kim jest? Nie może sobie przypomnieć! Ej, ej, zaraz, tak nie powinno być! Coś trzeba z tym zrobić! Prosi dorożkarza, żeby się zatrzymał, ale ten jakby go w ogóle nie słyszał. Szarpie za klamkę, drzwi okazują się być zamknięte. Budzi się w nim nieokreślony lęk i sam już wie, że musi uciec, chociaż nie wie, jak i modli się tylko o pomoc. A w otoczeniu coś zaczyna się psuć. Jakby zacinał się ukryty, nakręcany mechanizm, rozpadała się iluzja. Teraz turysta widzi jasno, że padł ofiarą jakiejś czarciej sztuczki. Upiorna maszyna wciąż próbuje działać, jeszcze trochę pokręciła się w kółko, ale to już na nic. Człowiek nie daje się dłużej zwodzić. 'Uciekaj!' - rozlega się krzyk niespodziewanie donośny i straszny huk. Niebo się rozdarło i oślepiający blask wdziera się do środka. Nagle turysta pojmuje, że to prawdziwe światło dzienne a on sam jest uwięziony w teatrze, którego dach właśnie pękł. Teraz widzi wyraźnie, że całe to miasto to tylko dekoracje, lalki i rekwizyty. Z trzaskiem pękają kolejne ściany. 'Uciekaj! Idź! Teraz!!! Już możesz iść!' Zrywa się, biegnie, znika za wyrwą w murze. Nastaje świt, diabelski teatr rozpada się w gruzach a potem rozsypuje w pył...

Grot The Engine Driver
Uff... w ostatniej chwili uniknął katastrofy. Ale co to? Gdzie on właściwie jest? Nie wrócił do swojego świata, widzi tylko wciąż unoszący się w powietrzu pył z ruin teatru i białą pustkę dookoła. Wciąż tkwi w sidłach tej diabelskiej pułapki. Nagle, nie wiadomo skąd, nadjeżdża parowóz. Kolejna iluzja z piekła rodem, czy szansa ucieczki? Chyba nie ma wyjścia, musi zaryzykować. Pociąg zatrzymuje się jakby na jego życzenie, trochę to podejrzane, ale co robić. Wsiada do środka, ale pociąg nie rusza. No jedźżesz! - wrzeszczy turysta spanikowany i biegnie do lokomotywy sprawdzić, co się dzieje. Wpada do budki maszynisty a tu pusto. Nikogo nie ma. No pięknie! Jak się to cholerstwo prowadzi? Chyba trzeba rozpalić ogień w palenisku. Jest tu trochę węgla na szczęście. Udaje się! Parowóz rusza powoli. Zbyt wolno, stąd trzeba jak najprędzej uciec! Dosypuje więcej węgla, 'Szybciej, szybciej, szybciej!!!' - najpierw błaga cicho pod nosem a potem już krzyczy na całe gardło. Za oknem jakieś esy-floresy, przelotne deszcze, rozczochrane duchy na wietrze. Co to w ogóle jest?! I czy on właściwie jedzie po ziemi, czy unosi się w przestrzeni? Dziwne kwadraty, trójkąty i linie otaczają go ze wszystkich stron płatając jego oczom figle. Stracił całkiem orientację co do swojego położenia i celu podróży. I wtedy gdzieś w oddali, jakby za przezroczystą kurtyną dostrzega fragment czarnego nieba i zimny księżyc. Wreszcie coś normalnego, coś znajomego, jakieś przyzwoite stworzenie Boże. Uczepił się tej jedynej realnej rzeczy jaką znalazł w zasięgu wzroku jak ostatniej deski ratunku i skierował w jego stronę lokomotywę. Blady krąg zdawał się jednak być wciąż tak samo odległy. Trzeba dotrzeć do niego za wszelką cenę, to jedyny sposób, żeby wyrwać się z tego obłędu! Trzeba zwiększyć pęd! Oszalały maszynista wrzuca do ognia resztę węgla i zaczyna się desperacko rozglądać, co by jeszcze mogło nadać się na opał. Zaraz, w przedziałach są przecież drewniane ławki! Puszcza się biegiem przez wagony, demoluje siedzenia, wyrywa deski. Wszystko zanosi do paleniska i wraca po kolejne. Zrywa zasłony z okien. Udaje mu się przyspieszyć pociąg! Wreszcie osiągnął takie tempo, jak trzeba! Księżyc zbliża się, biała nicość powoli ustępuje nocnemu niebu. I wtedy za oknem, tuż przed nim, pojawia się ściana ognia. Ostatnia czarcia sztuczka, żeby go powstrzymać, żeby tu uwięzić. Ale dla niego nic już się nie liczy oprócz pragnienia ucieczki. Choćby miał nawet sam spłonąć. Wrzuca kolejną porcję opału i pędzi na wprost, stawić czoła płomieniom, gotów na wszystko.

Druga połowa będzie jak napiszę. ;)


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 20 stycznia 2010 08:12:49 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 24 grudnia 2004 14:34:22
Posty: 17234
Skąd: Poznań
Ha, świetne! Zachęciłaś mnie do wysłuchania "Freaka" dziś wieczorem (a jakoś w tym roku jeszcze nie słuchałem). :-)

_________________
czasy mamy jakieś dziwne
głupcy wszystko ogołocą
chciałoby się kogoś kopnąć
kogoś kopnąć - ale po co


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pt, 22 stycznia 2010 20:05:37 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 14 listopada 2007 16:38:41
Posty: 9939
...ciąg dalszy...

Green
Snuje się przez las młody, niezgrabny, gruby Shrek z nosem zwieszonym na kwintę. Przedwczoraj chciał się zakolegować ze ślimakiem. Rozdeptał go niechcący. Wczoraj poznał ropuchę. Mówiła mu, że jest piękną zaklętą księżniczką i płakała nad swoim obecnym wyglądem. Chciał ją pocieszyć, chciał się zaprzyjaźnić: "-Eee, nie pękaj mała! Całkiem sexowne masz te parchy na tyłeczku!" A ona chlast go w mordę. Za co?! Co znowu powiedział nie tak? Przecież chciał być miły, a tu jak zwykle wszystko zepsuł i znów był sam. Znów nie wiedział, dokąd iść i nie miał pomysłu, co ze sobą zrobić. Życie nie ma sensu! Nikt go nie kocha, nikt go nie lubi, nikogo nie obchodzi. Przejrzał się w kałuży. To wszystko na pewno przez ten zielony ryj!
'Hey I love you son!'- dochodzi go na to jakiś głos z nieba. Ęę...? Zadziera łeb do góry, a tam nikogo. 'Hey I need it after all!' - znowu ten głos. I że niby co? Że ta jego morda komuś taka potrzebna, czy jak? O co w ogóle chodzi? Jaja jakieś se ktoś robi? Postanowił to olać. Ale trochę trudne to, bo głos się uparcie powtarza i w dodatku brzmi dość poważnie, wcale nie jak żart. I już sam nie wie, czy się cieszyć, czy wkurzyć. Żeby chociaż widział tego, co tak woła! Ale nikt nie może przecież kochać takiego zielonego monstra. A może może? 'I'm so green' - zaczął sobie śpiewać pod nosem, i też już nie wie, czy sobie na złość, czy temu komuś na złość, czy może dlatego, że zrodziła się w nim jakaś nadzieja, do której sam przed sobą nie chce się przyznać. I tak z tym śpiewem na ustach zawędrował nie wiadomo kiedy na bagna. I wtedy dotarł do jego uszu szyderczy rechot żab. Rozgląda się dookoła i widzi jak otaczają go ze wszystkich stron te małe wredne stwory, wlepiają w niego ślepia i rżą. Czego? Popatrzcie na siebie, nie jesteście lepsze! Ale już wie, że temu głosowi nie należy wierzyć. Nie będzie go więcej słuchał! A żabom na złość nadal będzie śpiewał i jeszcze postroi do nich wstrętne miny, może się przestraszą. A potem pójdzie wgłąb tych paskudnych, śmierdzących bagnisk i zamieszka tam na zawsze, z dala od wszystkiego i wszystkich.
Jak postanowił, tak i zrobił. Mijają lata, Shrek zmienił się w wielkie, przerażające, stare, zgorzkniałe, cyniczne shreczysko. Tajemniczy głos wciąż go ściga, a on uparcie zatyka sobie uszy. Dawno stracił wiarę, że kiedykolwiek przyjdzie dla niego dobry dzień. A teraz póki co jest noc, więc postanowił jak zwykle postraszyć trochę i śpiewa swoją starą śpiewkę 'I'm so green', głosem upiornym, budzącym ciarki na plecach. Nie dba nawet o fakt, że w pobliżu nie ma nikogo, kto by to usłyszał. I wtedy, niespodziewanie, powoli zaczyna wschodzić słońce. Tak pięknie, jak jeszcze nigdy dotąd. Shrek poczuł się, jak gdyby po raz pierwszy w życiu zobaczył świt. Aż zamilkł i gębę rozdziawił. I po raz pierwszy od 113 lat się wzruszył. I kiedy dzień całkiem się obudził, rozkumkały się żaby, już nie złośliwie, lecz szczęśliwie i po raz pierwszy od 1783 lat przebudziły się elfy i zadźwięczały dzwonki u ich czapek. A Shrek przypomniał sobie dziwny głos z nieba i, cholender, a niech tam, uwierzył.

Freak
Błędny rycerz zabłądził. Jeździł po świecie, szukał sam nie wiedział, czego, aż w końcu trafił do pewnej tajemniczej, zaczarowanej krainy. Pełno tam magii, trudno zgadnąć, dobrej, czy złej. Wszystko wyglądało inaczej. Niebo miało purpurowo-zielony kolor, W powietrzu mieniły się jakieś dziwne zorze, trawy były niebieskie i czerwone. Wkrótce nadpłynęły burzowe chmury, a tuż przed nim, zamiast łąki, która była tu dosłownie przed chwilą, pojawiło się wzburzone morze. A cóż to ma znaczyć? - pomyślał sobie. Wkrótce w oddali rozbłysło światło latarni morskiej a zaraz potem między nim a ową latarnią wyrósł most. Najwyraźniej ktoś/coś chce, żeby podążył tą drogą. Spiął konia ostrogami i ruszył na wprost, ku swemu przeznaczeniu. Czuł się niewyraźnie, ale honor nie pozwalał mu zawrócić. I tak znalazł się na wielkiej wyspie, pełnej dziwów i cudów. Powiał wiatr, rozsunęły się chmury ukazując słońce i księżyc widoczne równocześnie na niebie. Rycerz poczuł się tak, jakby zobaczył je po raz pierwszy w życiu, tak niezwykłe mu się zdały pośród tutejszych barw i zarazem tak błogosławione, skoro rozjaśniły to ciemne miejsce. Błogość ogarnęła jego serce, stanęło mu przed oczyma jako żywe wszystko, co mu drogie, wszystko, co kiedykolwiek od życia otrzymał, twarze ukochanych dziatek pozostawionych gdzieś za siedmioma górami, jego dom. Zatęsknił. A potem to wzruszenie zmącił niepokój. Jak tam sobie radzą bez niego? Czy nie grożą im żadne niebezpieczeństwa? I wtedy zalała go cała fala obaw, do których niezwykł był przyznawać się sam przed sobą, ceniąc sobie nade wszystko odwagę. Wszystkie rzeczy, z którymi nigdy nie potrafił się pogodzić przypominały mu się i niemal materializowały tuż przed nosem. Dość tego! Wyciągnął miecz i począł wymachiwać nim zaciekle, chcąc rozproszyć podłe widma. Lecz one nic sobie tego nie robiły. Wtem dostrzegł w oddali za nimi dziwną postać w bieli. Czy to jakiś mag złośliwy, który zsyła na niego te przeklęte wizje? Ruszył ku niemu, gniewnie wymachując bronią. I gdy już był blisko, spostrzegł swą pomyłkę, rozpoznał go. To nie mag, to anioł. Tym lepiej! A więc dziś stoczy pojedynek, na który czekał całe swoje życie!
'- Wreszcie żem cię znalazł i pochwycił, posłańcze Niebios! Stań ze mną do walki i jeśli zwyciężę, musisz mi pobłogosławić!'

In The Land Of Afternoon
Freak zwabiony marzeniami wyruszył w drogę. Przedziera się wąską ścieżką przez gęsty las, zmiatając twarzą pajęczyny, i już wie, że nie będzie tak łatwo, jakby chciał. Ale dopiero kiedy będąc tuż u celu, pakuje się w gąszcz ciernistych krzaków, rozumie, że popełnił fatalny błąd. Widzi przed sobą rozległą szczęśliwą łąkę, dzieci na wakacjach i chciałby być równie radosny jak one, ale kolce powłaziły mu głęboko pod skórę i boli jak jasna cholera.
Ale skoro już tu jest, próbuje się cieszyć. Przecież jest tak pięknie! Błogie rozleniwienie. Ptaki opowiadają dowcipy, dzieci się śmieją, śmiech jest zaraźliwy. Tłuste bąki bawią się z nimi w berka. Polne koniki wygrywają nieziemskie melodie. Muchy łaskoczą w pięty. Motyle siadają na nosach. Stara żaba opowiada dziwne bajki. Las, gdzie wreszcie można zatańczyć, kiedy nikt nie widzi. Wróble ćwierkają, że koniec świata nieprędko (chociaż, co one tam mogą tak naprawdę wiedzieć...).
I przede wszytkim słońce! Musi koniecznie wystawić twarz do słońca i nacieszyć się nim ile się da. Tyle, że za słońcem zawsze goni czarna chmura i cień rzuca zawsze tylko na niego. Dzieci znalazły poletko niższej, miękkiej trawy pośrodku bujnych, kwitnących ziół. Poległy tam i liczą obłoki na niebie. Frik razem z nimi, ale jedyne wolne miejsce znalazł w kępie ostów. Spojrzał w lewo, te białe kwiaty nad głową tak słodko pachną, powąchał, ugryzła go pszczoła. Odwrócił twarz w prawo, zza wzgórza powiał ożywczy wiatr, ochłodził rozpalony nos. Podniósł się frik ciekaw, co tam dalej jest, wlazł na szczyt, nie znalazł nic, nawet nowego widoku, tylko kolejny krzywy pagór. Chciał zbiec, potknął się i sturlał w dół. Leży poobijany i myśli sobie, ej, gdzieś ty się zabłąkał, głupi friku, no gdzie...

The Other Side
Tych samych wakacji ciąg dalszy. Pobiegły dzieci na sąsiednią łąkę i trafiły na stary, wielki mur ciągnący się z zachodu na wschód jak okiem sięgnąć. Znalazły w nim małe, tajemne przejście. Otworzyły stare zardzewiałe drzwi i przecisnęły się jedno po drugim na tamtą stronę. Frik był za duży, nie zmieścił się. A tam to dopiero było przepięknie! Jakie jasne słońce, jaka bujna zieleń, jakie kolory kwiatów, jaka błękitna woda i niebo! Stał i patrzył, jak biegną uszczęśliwione dalej wzwyż i dalej wgłąb przez trawy i rzeki w las, machają mu na pożegnanie, aż znikają w końcu pomiędzy drzewami... Po tej stronie zaczęło się ściemniać. Omiótł Frik wzrokiem nadciągające chmury, chciał otulić się w koc, ale nie miał żadnego pod ręką, i rzucił ostatnie spojrzenie na raj utracony...


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pt, 22 stycznia 2010 22:35:18 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 08 lutego 2009 22:46:03
Posty: 199
Skąd: Inowrocław
Ja jestem pod wrażeniem
Najbardziej do mnie trafił Green i choć Szreka tam nie widziałem to klimat bardzo bliski
ale ostatnie dwa widzę całkiem inaczej
In The Land Of Afternoon dzieje się w azjatyckiej dżungli i jest oryginalnym (zaginionym w czasie) motywem z Czasu Apokalipsy, jego końcówki...

_________________
Nie czyńcie tak jak ci przeciw którym występujecie


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 26 stycznia 2010 16:29:38 
Hehe, nie ma to jak błyskawiczna praca wytrenowanego umysłu... Przypomniałem sobie dziś wpisy Gera o FREAKU i jedną wypowiedź Witka, i wreszcie zrozumiałem, o czym jest "Green"...


Na górę
 
 Tytuł:
PostWysłany: ndz, 31 stycznia 2010 01:14:29 

Rejestracja:
ndz, 08 kwietnia 2007 00:21:32
Posty: 164
Skąd: Poznań
jak dla mnie frik jest albumem, który stanowi jakby zapis śmierci klinicznej zespołu (w jak najlepszym tego słowa znaczeniu), to jakby taka retrospekcja albo i wariacja na temat Armii, opowieść którą snuje autor przenosi słuchacza w senną krainę gdzie wszystko wydaję się być niewyraźnym majakiem; słuchając tej płyty mam wrażenie że została nagrana z wielkim luzem, zupełnie bez wysiłku i presji czasu, chwilami nawet zdaje mi się, że to wszystko co słyszę na friku to jedna wielka improwizacja: bez specjalnego konceptu i przygotowania i gdyby zespół wszedł do studia powiedzmy tydzień czy miesiąc później to usłyszelibyśmy zupełnie inną muzykę
jednocześnie nigdy nie czułem po przesłuchaniu Armii takiego niespokoju, może i muzycy mieli wielką zabawę przy nagrywaniu tego materiału, ale prąd niepewności i swego rodzaju rozdrażnienia jaki odczuwam po odsłuchaniu frika nie pozwala przejść obojętnie obok tego albumu; saksofon w połączeniu z brylową gitarą dały efekt (zamierzony?) wręcz porażający- coś jak uśmiechnięty kierowca buldożera...


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pt, 05 lutego 2010 18:20:01 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
sob, 25 października 2008 17:23:55
Posty: 266
Skąd: hobbiton
słuchałem w towarzystwie angielczyków-pozytywne reakcje, postaram się kiedyś więcej o tem powiedzieć.

_________________
"Bożą rzeczą jest dać i pocieszyć, kiedy chce i ile chce i dla kogo chce, jak Mu się będzie podobać i nie więcej."


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pt, 05 lutego 2010 19:00:29 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
czw, 26 stycznia 2006 23:11:36
Posty: 366
Skąd: ...
Leszek pisze:
słuchałem w towarzystwie angielczyków-pozytywne reakcje, postaram się kiedyś więcej o tem powiedzieć.


Ja ostatnio jednemu Nowozelandczykowi pożyczyłem płytę, jego wstępna reakcja:
"I have had a listen to the CD you lent me and it is growing on me!"

_________________
"...zostań tu
serce znów zabije
uwolnij mnie
wyciągnij rękę..."


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 04 marca 2010 21:06:20 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 14:59:39
Posty: 28006
Hmm, jak zwykle ciężko ogarnąć mi to wszystko, co wiąże się w mojej głowie z płytami Armii - zwykle zamierzam ująć rzecz w jakiś pełny sposób, ale jest to trudne i się nie udaje :wink: .

Ale ten Freak to hoho! W dalszym ciągu tak sądzę. Świetnie mi się go słucha, uważam, że jest to po prostu całość, świetnie ułożona, która pięknie płynie - od początku do końca, opowieść. Suita FREAK? A czemuż by nie? Bo jeszcze jest ta okoliczność, że nie tylko super utwory, ale jeszcze często wspaniałe przejścia od jednego do następnego /i je możnaby gwiazdkować/.

Świetnie się słucha, bo raz: że rewelacyjne granie, a dważe jest wizja, są obrazy, jest po prostu jazda, działa wyobraźnia, myśl krąży, występują zaskakujące skojarzenia. No i wzruszenia, emocje... stają się coraz bardziej pozytywne, Freak upaja i raduje! :)

I o tym wszystkim chciałoby sie napisać, ale jest ciężko :P .

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 04 marca 2010 22:30:23 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 21:37:55
Posty: 25363
Ja tam do fanów nie należę, tym bardziej nie słyszę żadnej całościowości, opowieści. Ale ponieważ właśnie słucham, to chciałem wtrącić się, że w przeciwieństwie do tego, co na początku mi się podobało, teraz zdecydowanie podoba mi się Amagama!

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pt, 05 marca 2010 08:51:49 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
czw, 03 grudnia 2009 09:47:39
Posty: 485
Crazy pisze:
nie słyszę żadnej całościowości, opowieści

Też mam z tym problem. Może przeszkadza mi w tym dominacja warstwy dźwiękowej nad tekstową (książeczka podsuwa wprawdzie pewne tropy, ale nie pasuje mi słuchanie z tekstem w ręce), a może język (choć znam dość dobrze).

Muzycznie najciekawsze wydają mi się utwory, gdzie saksy grają najwięcej, nie leżą np. Amagama czy Other Side - zbyt dużo tu momentów, które gdzieś kiedyś obijały się o uszy i nie wpadły :wink: Po prostu nie moja soniczna bajka. Ponadto, w przeciwieństwie do innych, uważam, że Break out czy Green grane w typowo armijnym skladzie to, co najwyżej ciekawostka - napisane na duży zespól niestety nie bronią się przy okrojonym instrumentarium.

Słuchałem całości jakiś miesiąc temu i wciąż to samo - nie żre, może zatrybi po latach, jak Triodante, która przyszła do mnie za wcześnie. Improwizacyjny potencjal tej płyty jest ogromny, może więc trzeba posłuchać Frika na żywo i nastąpi objawienie :?: :mrgreen:

_________________
Robert Skruszony


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pt, 05 marca 2010 14:19:13 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 14:59:39
Posty: 28006
robertz pisze:
Może przeszkadza mi w tym dominacja warstwy dźwiękowej nad tekstową


Ja miałem na myśli właśnie muzykę. Okazuje się, że dla mnie koncept-album powinien być najpierw całością muzyczną a dopiero potem tekstową. Np. Ultima Thule dla mnie ma więcej z koncept-albumu niż Der Prozess. No a Freak jeszcze więcej.
Tak jak mówię: dla mnie ta płyta płynie i zmienia się. Nie mam też żadnych wątpliwości co do kolejności utworów (a na przykład przy Procesie zastanawiałem się nad układem alternatywnym, kiedyś też tak miałem z Tańcem Szkieletów).

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: sob, 06 marca 2010 12:28:14 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 21:37:55
Posty: 25363
antiwitek pisze:
Okazuje się, że dla mnie koncept-album powinien być najpierw całością muzyczną a dopiero potem tekstową.

tu się zgadzam, płynność przechodzenia jednego z utworu do następnego i taka cecha, że po utworze, który się kończy, po prostu musi być ten następny, który właśnie będzie - to jest pierwszy stopień konceptualności ;-)
Nie odnoszę tego do Freaka, gdzie akurat tego nie słyszę, ale tak w ogóle.

A co do Amagamy - dziś sobie słuchałem Careful with that Axe, Eugene i widzę OGROMNE podobieństwo do utworu In the Land of Afternoon!


robertz pisze:
Improwizacyjny potencjal tej płyty jest ogromny, może więc trzeba posłuchać Frika na żywo

bardzo mi się też zdaje to!

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 608 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1 ... 29, 30, 31, 32, 33, 34, 35 ... 41  Następna

Strefa czasowa UTC+1godz.



Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 35 gości


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Przejdź do:  
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Group