ARMIA -TRUTNOV FESTIVAL 20 VIII 2010
Do krainy Latającego Czestimira wjechaliśmy gdzieś w okolicach godziny 18 przy dźwiękach zespołu Bad Brains z płyty kłikness. Trutnov leży bardzo blisko granicy a okolica przy odpowiednim nasłonecznieniu jest bardzo piękna. Korzystając z odpowiedniego nasłonecznienia oraz z urządzonka co mówi kobiecym głosem : teraz skręć w prawo dojechaliśmy na miejsce. Festival odbywał się na powietrzu i trzech scenach w terenie lekko nachylonym. Nasz zespół miał grać o godzinie 19.30 na scenie średniej. Sceny były położone dość blisko siebie i otoczone były budami z regionalnym i niezbyt dobrym ( z wyjatkiem brambora),czeskim jedzeniem oraz piwem Gambrinus. Patrząc na brambory mogłeś usłyszeć naraz muzykę z dwóch scen naraz. Luda dość dużo. Do koncertu jeszcze godzina to poszedłem zobaczyć co tam na dużej scenie. Tam całkiem nieźle dowalał angielski zespół o nazwie Senser. Bardzo dobre nagłośnienie i transowa muzyka. Wokalista był niskiego wzrostu ale dawał radę. Podobało mi się! Wróciłem do naszej średniej sceny a tam montowała się jakaś punkowa czeska kapela. Na oko byli to weterani ze średnia wieku 45 lat. Wokalista wyglądał szokująco obleśnie albowiem występował ubrany w obcisłe majtki koloru niebieskiego i białą koszulę w czerwone grochy. W czasie swojego występu zrzucił ją i został w samych majtkach. Było to dość potworne widowisko bo z twarzy przypominał jakiegoś zbója z rzaholeckiego lasu. W ogóle na tym terenie znajdowało się mnóstwo osobników przypominających Rumcajsa. Tłumnie zgromadzona publika bawiła się świetnie. My mieliśmy występować zaraz po nich. Kiedyśmy się montowali to do naszego gitarzysty podszedł ów zbój i powiedział ,że on zna i lubi Armię. Tymczasem tłumnie zgromadzona publiczność rozeszła się konsumować piwo Gambrinus oraz inne brambory. Zapowiadał nas potwór z brodą , który ważył chyba z 200 kilogramów. Zaczęliśmy mistycznie- utworem Okna .Publiczność powoli zaczęła się schodzić. Już w pierwszym utworze ktoś rzucił na scenę kubkiem z piwem Gambrinus. Upadło to w odległości około 125 cm od nogi naszego gitarzysty solowego. Zaraz potem ujrzałem jak podobny kubek trafił w głowę dziewczyny stojącej w okolicach 573 cm od akustyka. To dziwne zachowanie czeskiego ludu wprawiło mnie w chwilowe zdumienie czego dałem nawet słowny wyraz. Zaraz potem zobaczyłem i to z odległości około 341 cm spoconą twarz prawicowego dziennikarza Piotra Semki. Robił on nawet zdjęcia aparatem fotograficznym nie mówiąc o emisji oka. Publiczność dość średnio zgromadzona nawet oklaskuje nasze wyczyny. Przy okazji frikowych utworów okazuje nawet większe zainteresowanie. Nasz występ trwa godzinę i kończy się utworem Other side i oklaskami. Odnajduje nas sympatyczna dyplomatka Krystyna i razem udajemy się aby zrealizować tajemnicze talony, z których jeden oznacza piwo Gambrinus a drugi „polewkę”. Polewka nie budzi we mnie sympatii i idę kupić sobie brambora. Wracając do uprzywilejowanego baru dla artystów ta tyłach dużej sceny jestem świadkiem depresyjnego występu zespołu DG 307, który składa się z członków legendarnej czeskiej kapelli Plastic people of universe. Trochę przypomina mi to muzykę Holy toy. Całkiem niezłe nawet. Po powrocie do baru Krystyna zaznajamia mnie i Rafała z większą częścią czeskiej opozycji ,która tłumnie przyjechała na festival. Brakuje tylko Havla ,który miał być ale źle się poczuł i nie przyjechał. Bardzo miła atmosfera ,wódka ,dżoint i rozmowy o starych czasach. Rozmawiam z ludźmi ,którzy w latach siedemdziesiątych dostawali 6-letnie wyroki za to ,ze grali w zespole i mieli długie włosy. Pytam o niektórych czeskich wykonawców takich jak Jim Czert i Nohavica co budzi pewna konsternację bo okazuje się ,że tak jeden jak i drugi byli aktywnymi agentami tamtejszej bezpieki. Donosili i to dość ostro. Taki Jaromir Nohavica jest w tym środowisku absolutnym persona non grata. „Oni nas zdradzili „ tak powiedział o nich jeden z moich rozmówców. Obecność tych kombatantów i weteranów opozycji , w tak wielkiej liczbie na rockowym festiwalu wśród młodzieży bardzo mnie pozytywnie zdziwiła , bo ich polscy rówieśnicy przebrali się na amen w garnitury i zapomnieli ,że słuchali kiedyś bitelsów, a już pojechać do takiego Jarocina ????ale Boże broń !!!! Czesi nie mają takiego problemu. Organizator imprezy obdarowuje nas okolicznościową wódką o nazwie Geronimo. Na etykiecie widnieje sławna fotografia tego zawziętego Apacza. Podczas rozmowy dochodzą mnie jakieś dziwnie znajome dźwięki oraz owacje dochodzące z pobliskiej dużej sceny. Nie mogę wytrzymać i wyskakuję na chwilę. Nie wierzę własnym oczom i uszom. Przed sobą mam ni mniej ni więcej tylko zespół Glitter Band!!!!
Jestem w kompletnym szoku !!!!Panowie w okolicach 60-tki ubrani w błuszczące kombinezony. Śmieję się w głos gdy słyszę : kamon ,kamon...ajem lider of the gang.....
TOTAL !!!! Stojący na przeciw mnie gitarzysta ma instrument w kształcie gwiazdy, a z tyłu dowalają dwie perkusje !!!!! CO ZA CZAD !!!
Niestety to była już końcówka. Wracam do Krystyny ,Rafała i czeskiej opozycji. Rafał już jest pod wpływem psychodelicznej substancji , ja jak to się mówi” na biernego”. Robi się późno ,chcemy jeszcze zobaczyć występ „gwiazdy” wieczoru –Manik strit piczers. Wychodzę po jednym kawałku na brambora. Dość cienkawy softrok w wykonaniu mało przystojnych osobników zupełnie nie budzi mej ekscytacji. Co innego na średniej scenie!!! Tam wścieka się jakiś młodzieżowy zespół z Francji mający w nazwie słowo rebelia czy jakoś tak. Młodzież gra jakiś nie znany mi rodzaj energetycznej muzyki ( elektro –ska ????) doprowadzając czeską publikę do ekstazy. Zespół cały czas skacze i wywija ręcznikami ! Rafał jest wniebowzięty! Czas na sen. Jeszcze tylko rzut okiem na występ czeskiej kapeli metalowej Skrim of lambs. Bardzo precyzyjna czadowa muzyka z bardzo grubym blondynem na wokalu. Gruby cały czas wrzeszczy po czesku a w przerwach pozdrawia czerty i diablice co dość mocno potęguje groteskowość tego występu.
Hotel w stylu czeskiego soc. Śniadanie serwuje nam dwóch podstarzałych osobników, których charakteryzuje fryzura „z przodu krótkie z tyłu długie” plus wąs. Dla uatrakcyjnienia konsumpcji jeden z nich włącza wideo zespołu Deep Purple. Co ciekawe na ekranie widać Gillana ale zamiast muzyki tego zespołu leci jakieś czeskie disko.
Ale nikomu to nie przeszkadza. Po śniadaniu udajemy się do sklepu gdzie największym powodzeniem cieszy się czekolada „Studencka” oraz piewo Welkopopowicky kozel a także czerwone wino Templariusz.. Towarzyszy temu krzyk biegających po sklepie dzieci. Krzyżyk nie wytrzymuje i mówi ,ze czuje sie jak w filmie Latający Czestmir. Pogoda piękna , jeszcze tylko rzut okiem na wrzechobecne anteny satelitarne z napisem .....wuwuwu.satan.cz......co kraj to obyczaj.