CAPTAIN BEEFHEART AND HIS MAGIC BAND – TROUT MASK REPLICA 1969 *****
Jakby nie patrzeć mamy tu do czynienia z czymś absolutnie wyjątkowym. Oj... nie jest to płyta pod publiczkę !!! Nie ma tu ani jednego przeboju w stylu „Sure nuff’n yes i do” czy chociażby czarodziejskiego „Abba zaba”. Co prawda nasz bohater już na dwu poprzednich płytach wydawał się być mocno nieobliczalny i gotowy na wszystko. Tu jednak , jak każdy wielki i prawdziwy artysta ,rzucił się w przepaść, mając niezachwianą wiarę ,że Bóg istnieje. Jest niezmordowanym Don Kichotem , protagonistą szalonych i nowatorskich idei. Zero jakichkolwiek kompromisów! Płyta Trout mask replica to świadectwo niezwykłej artystycznej odwagi i totalnej wyobraźni kapitana. Podjęte zostaje olbrzymie ryzyko utraty wszystkiego ,a to że zostanie się odrzuconym i uznanym za kompletnego dziwaka jest najmniej groźne .Co ciekawe jest to muzyka niezwykle precyzyjna, przemyślana i dokładnie zaaranżowana. Dominuje kubistyczne podejście do materii, gdzie obiekty widziane są jakby z różnych stron jednocześnie. Efekt jest piorunujący i sprawia ,że te matematyczne skłonności, paradoksalnie wywołują wrażenie pełnej swobody i nieokiełznania .Wszystko jest wyrwane poza jakiekolwiek ramy stylistyczne. Nie jest to jednak snobistyczne silenie się na awangardę i bezsensowne walenie w byle co .Dzieło naszego odważnego kapitana jest niebywale spójne aranżacyjnie ,choć znowu ,paradoksalnie sprawia wrażenie chaosu. Wystarczy się skupić aby usłyszeć bardzo ciekawe pomysły i niebywałą wprost wirtuozerię wszystkich muzyków. Słychać wyraźne wpływy Coltrane’a i awangardy muzyki poważnej. Dominuje jednak awangardowy i brutalny blues oraz freeazzowe zagrywki. Zaryzykuję stwierdzenie ,że kapitan starał się zaśpiewać to co John Coltrane grał na saksofonie. Brzmi to karkołomnie i karkołomna jest muzyka ,którą możemy słuchać. Jest to szalone wprost wyzwanie i wymaga olbrzymiej odwagi gdyż głos w takich rozmytych tonacjach po prostu nie brzmi. Co innego instrumenty takie jak saxofon a w szczególności fortepian. Nawet dodekafonia Weberna grana na fortepianie czy klavierstucke Stockhausena jakoś „siedzą”.Co innego z głosem . Niewtajemniczonemu wydaje się ,że to jakieś wariactwo albo po prostu robienie sobie jaj z publiki. Kapitan z niesłychanym wprost uporem prze do przodu nie oglądając się na nikogo. Ale wszystko jest tu na poważnie, choć oczywiście z właściwym sobie poczuciem humoru. Ale to nawet nie jest humor! Może z boku to tak wygląda! To jest jakaś walka na śmierć i życie. Jakieś totalne –teraz albo nigdy !!! Mnie to wzrusza po prostu. Taki stosunek do sztuki miał święty malarz Van Gogh . Kapitan śpiewa ,recytuje a nawet gra na dwóch saksofonach jednocześnie jak w utworze „Ant man bee”. Tak jak zespół, gra z matematyczną wprost precyzją ,to partie kapitana są mocno improwizowane. Niektóre utwory są kolażami motywów z różnych gatunków muzyki, tak ówczesnych przebojów jak i z fragmentów symfonii Ivesa. Ta tytaniczna praca jest ciężka jak praca górnika pod ziemią. Kapitan z całych sił wali kilofem w czarną ścianę . Krew ,pot, ślina ,grudy ....tak ! żyć to za mało !!!!! Pada i powstaje ,powstaje i pada. Albo biegnie na oślep do sobie tylko znanych horyzontów .Myślę ,że chce on za wszelką cenę przedzierzgnąć się na druga stronę ,przenicować, przeflancować siebie samego aby dotrzeć i odnaleźć, jak sam śpiewa w znakomitym pierwszym utworze „Frownland” : swój kraj rodzinny.
Podobno podczas prób, magiczny zespół przebywał parę miesięcy w wynajętym domu , żyjąc z kradzieży i żywiąc się, prawie wyłącznie soją z puszek. A soja w nadmiarze może nawet powodować spadek testosteronu !!! Producentem płyty był Frank Zappa, który musiał wykupić ów magiczny band z więzienia bo w końcu zostali aresztowani. Zresztą głos Zappy wielokrotnie słychać na płycie. Początkowo, z braku pieniędzy płyta miała być nagrywana w domu i niektóre nagrania rzeczywiście były tam zrealizowane .W końcu udało się wynająć studio i zespół nagrał 20 kawałków za pierwszym podejściem. Zappa był tym niezwykle zaskoczony. Płyta składa się z nagrań studyjnych i domowych.
Kapitan miał niezwykle oryginalne pomysły ,które z pozoru wydawały się nie do zagrania przez typowy rockowy skład . Niektóre partie instrumentalne są bardzo trudne a członkowie zespołu mówili ,że ich odegranie było torturą. Muzyka wydawać się może ciężka w odbiorze , a śmiałe dysonanse jeszcze to potęgują ,ale jest to pozycja absolutnie obowiązkowa dla każdego kto interesuje się współczesną muzyką poważną. Słuchanie płyty z cd może być prawdziwym wyzwaniem i pewnie co poniektórzy nie od razu dotrwają do końca. Dlatego myślę ,że lepiej słuchać jej z poczciwego analoga ,mając przerwy na...ufff.... wyjęcie drugiej płyty i położenie jej na talerzu.
Trout mask replica to arcydzieło sztuki XX-wieku. Nie każdy musi się w nim od razu zakochać ,ale spotkać się z tym bohaterskim kapitanem zawsze warto ....bo....
Weź moją rękę i chodź ze mną
Jeszcze nie jest dla ciebie za późno
Jeszcze nie jest za późno dla mnie
Aby znaleźć mój kraj rodzinny.