melchisedek pisze:
Drzemie we mnie pokusa zakupu aparatu fotografniczego w duchu Belfoca
melchisedek pisze:
przegladając forum zainteresował mnie Zenit 11
To są dwa zupełnie różne aparaty (co oczywiste) na zupełnie inne rodzaje kliszy i z zupełnie inną optyką, co przekłada się na to, że robią zupełnie inne zdjęcia. Zenit to tradycyjna lustrzanka małoobrazkowa - na jednym tradycyjnym filmie 135 możesz zrobić 36 klatek o wymiarach 24x36 mm) zaś aparaty typu Belfoca robią zdjęcia na kliszach typu 120 (szerokość 6 cm - czyli tzw średni format) i naświetlają 8 klatek o wymiarach 6x9 cm (a czasem także mogą mieć opcje robienia zdjęć 6x6 cm). Przekłada się to na "wyrazistość" zdjęcia, liczbę szczegółów i efekty w postaci rozmycia tła przy małej głębi ostrości, nieosiągalnej dla obiektywów małoobrazkowych będących w zasięgu cenowym zwykłego śmiertelnika.
Ponadto: Zenity to "potęga radzieckiej myśli technicznej" ze wszystkim co się z tym wiąże. Toporne, zawodne (np. mój zenit 11 zaczął ostatnio, nie wiedzieć czemu puszczać światło bokiem), mało wygodne w obsłudze, ale za to dysponujące np. selenowym światłomierzem zewnętrznym (mało wiarygodnym, ale przynajmniej jakimkolwiek - w późniejszych wersjach zastosowano już pomiar światła przez obiektyw), którego próżno szukać w starych aparatach mieszkowych. Ale tak czy siak - od zenita warto było zaczynać przygodę z fotografią w latach 80-tych czy 70-tych. Po prostu nie było większego wyboru (poza NRD-owskimi Prakticami uważanymi za "rarytasowy" produkt "zachodni"). Teraz nie ma już jednak powodu, żeby się z tym męczyć. Nie wiem ile planujesz wydać na aparat, ale jeśli myślisz o lustrzance małoobrazkowej i masz do wydania ok. 150 - 200 zł, to na Twoim miejscu rozważyłbym kupno Pentaxa ME Super (nie mylić z Pentaxem ME bez "Super").
Aparat pochodzi mniej więcej z tego samego okresu co Zenit 11, ale technologicznie i jakościowo dzieli je przepaść. Po pierwsze jest mały, lekki i niezawodny. Po drugie dysponuje poza trybem manualnym, trybem automatycznym z preselekcją przysłony, czego próżno szukać w Zenicie. Po trzecie masz do dyspozycji szeroką gamę bardzo dobrych, starych obiektywów ze stajni Pentaxa, a przy zastosowaniu przejściówki na gwint M42, jeszcze tańszych i jeszcze starszych obiektywów pentaksowskich, a także zeissowskich i radzieckich (pasujących także do zenitów). Po czwarte w końcu w wizjerze MEsuoeraka oglądasz 92% kadru, który zostanie sfotografowany, podczas gdy w Zenici zaledwie 60%.
Gdybyś jednak upierał się przy tańszej produkcji radzieckiej to polecałbym raczej stare
zorki,
kievy 4, czy
fedy. Może nie wyglądają najpiękniej, ale zdjęcia robią całkiem, całkiem i nie są takimi grzmotami jak zenity. Tyle tylko, że nie są to lustrzanki, a dalmierze (co czyni je dobrym sprzętem do tzw. "fotografii ulicznej").
I to by było na tyle...
...no chyba, że zamiast cykać na małej klatce chciałbyś zażyć niedrogo średniego formatu.
Jeśli tak, to zapisz sobie na karteczce następujące nazwy: Holga, Diana, Lubitel, Ami i Druh (jest tego więcej, ale na razie wystarczy) i nadewszystko LOMOGRAFIA.
Następnie postaraj się tego nauczyć na pamięć.
A wszystko to po to, abyś wiedział, że jeśli jakiś sprzedawca coś takiego będzie Ci oferował, zachwalając, któryś z tych sprzętów jako "wspaniały aparat do lomografii" to masz pełne prawo zaoferować mu, żeby sobie ten sprzęt wsadził w rzyć. Bo te "aparaty" to nic innego jak sprzęt do wyciągania od ludzi kasy w imię głupawej mody pseudo-fotograficznej.
Czymże warto się zainteresować?
Ano np. starymi Agfami Isolette robiącymi zdjęcia 6x6 (występowały w numerach od I do V - numery skrajne to wersje "ekonomiczne", II i IV trochę lepsze, a III najbardziej wypasiona). Przy kupnie zwracać uwagę czy mieszki są szczelne i czy migawka działa.
Albo Zeissowskimi Erconami (6x9) uwagę zwracać jw.
Albo chińskimi Seagulami 203 (uwaga aparat pochodzi z czasów, kiedy Chińczycy nie klepali jeszcze masowo tandety - lata 60-te, i jego jakość nie jest wcale słaba jakby się wydawało)
Albo Frankami Solida - można trafić modele z obiektywami ze światłem 2.8 co czyni je wielce miodnymi, ale także (niestety) bardzo poszukiwanymi i mocno cenionymi.
Wszystkie powyższe aparaty (może poza Franke) to koszt od 50 do 150 zł.
A może zamiast mieszkowca lustrzanka dwuobiektywowa. I wtedy wybór jest dość prosty:
albo rodzimy Start (najbardziej ceniony, a za razem najdroższy jest model z numerem II, ale i ostatnimi modelami serii (66 i 66s) można cykać takie foty, że właścicielom "fullfrejmowych" lustrzanek cyfrowych gumy w majtach pękną z zazdrości.
albo czechosłowacki Flexaret (im młodszy model tym lepszy, więc warto się interesować typami IV, V, VI i VII). Co więcej - sprytne Pepiki, wymyśliły specjalne przejściówki pozwalające cykać Flexaretami foty nie tylko w średnim formacie, ale także na filmie małoobrazkowym.
Cena takich dwuokich skrzynek oscyluje w zależności od modelu i stanu zachowania od 100 do 300 zł (oczywiście zdarzają się także wyższe oferty, ale nie warto się nimi interesować).
Bat rimember. Wszystkie te stare aparaty średnioformatowe nie mają światłomierza. Oczywiście możesz kupić inne typu aparatów 6x6, 6x4,5, 6x7 czy nawet 6x9 wyposażone w światłomierz, ale tu już ceny zaczynają się od 450-500 zł do... hohoho. Ratujesz się wtedy kupując dodatkowo ruski światłomierz zewnętrzny Swiedłowsk za ok. 70-100 zł
I to by było na tyle...
...no chyba, że interesuje Cie jeszcze wielki format, bo ten można kupić już od 400 zł...
....ale to już może w innym odcinku
Zdrówka życzę