Siedząc na głuchej wsi nie żebym za miastem stołecznym tak bardzo tęsknił.
Ale przyznam, że po ostatniej środzie nabrałem do niego więcej serca.
Byliśmy z MOrelką, Boskim i częściowo z Witkiem w dwóch miejscach, o
których mógłbym zaryzykować stwierdzenie, że są może dwoma najfajniejszymi miejscami w Warszawie.
Ogrody na dachu Biblioteki Uniwersyteckiej są niby niczym aż tak nadzwyczajnym, ale aż mi się chce tam wrócić; usiąść sobie bez celu na ławeczce, z kimś się może spotkać albo poczytać książkę. BARDZO FAJNE miejsce.
No a Muzeum Powstania jak dla mnie awansuje na atrakcję turystyczną nr jeden. Trzy razy w nim byłem już i chyba wreszcie czuję, że w miarę ogarnąłem jego różnorodność. Pozostaję pod wrażeniem. Zresztą nie tylko o jego wysoką jakość jako muzeum tu chodzi.
Jest to miejsce integralnie związane z Warszawą; Muzeum Narodowe, kino Iluzjon, Grób nieznanego żołnierza itd. itp. mogłyby równie dobrze być gdzie indziej. Muzeum Powstania musi być w Warszawie. A Warszawa, jak mało które miasto, zawsze cierpiało na zanik swojej historii, na taką jakąś przygnębiającą pustkę wynikającą z odcięcia korzeni, podlaną sosem codziennego zaganiania i złożoną z bezładnej mieszaniny elementów zebranych z całej Polski.
Na tym tle Muzeum jeżeli nawet wiosny nie czyni, to przynajmniej na pewno jest jaskółką
A poza tym jest, myślę, muzeum światowej klasy.