Jarocin - sobota 16 lipca 2011
Budzę się po biernych halucynacjach o godzinie 10 rano. Piękna pogoda. Na śniadaniu spotykamy zespół RUTA. Gadka szmatka o meczu i jajecznicy. Do Jarocina podwozi nas miły brodacz z RUTY. Okazuję się ,że odbywał on z naszym Kubą słynną trasę „ Muzyka z Władcy Pierścieni” po europie! Na stadionie widzimy rozgrzewające się już drużyny. Dostajemy koszulki w kolorze szarym ,rozumiem ,że to na cześć mojego elfickiego pochodzenia.
Nasi zawodnicy schodzą się bardzo powoli a inni już ostro trenują. Widzę profesjonalne obuwie i inne sportowe akcesoria. No..no…
W turnieju występują reprezentacje następujących zespołów: Armia, Acapulco, Acid Drinkers, Moskwa , RUTA, Farben Lehre, Biff i Happysad. Jeden z naszych zawodników zapomniał się i wypił dwa piwa puszkowe. W międzyczasie udzielam wywiadu do filmu Fala 2. Poprzedniego dnia kręcili cały nasz koncert. Jeden z kamerzystów ubrany w koszulkę Armii ,nie wytrzymuje i pyta czy mógłby zagrać w naszej drużynie. Biorę go, bo widzę ,że aż pali się do gry a jak wiadomo jeden z naszych już wypił dwa puszkowe a filar ataku –Kuzyn w ogóle nie dojechał bo został nagle aresztowany przez policję.
Szatnię dzielimy z jarocińskim Acapulco. Powoli schodzi się publiczność a z megafonów leci muzyka zespołów, w których grał Stopa. Szczególnie często powtarzany jest utwór zespołu 2Tm2,3 pod tytułem Jezus jest Panem!
Losowanie i okazuje się ,że jesteśmy w grupie z drużynami. Farben Lehre, Biff i Acid Drinkers. Na tym etapie rozgrywek gra się każdy z każdym a mecz trwa 10 minut. W ostatniej chwili przyjeżdżają Toni ,Banan i Briller. Dla Brillera brakuje koszulki meczowej. Umawiamy się ,że jako bramkarze będziemy się dzielić strojami to znaczy wspólna koszulką i czapką ! Czapka to podstawa, bo bramkarz bez czapki jest według mnie zawodnikiem niepełnym. Prezentacja wszystkich drużyn i zaczyna się doping w którym najgłośniejsi są kibice reprezentacji Acid Drinkers. Turniej rozpoczyna się punkt o godzinie 13.
Nasz skład to:
bramkarze- Briller ,Budzy
obrona – Kuba ,Toni Kinsky, Gero, Bard
pomoc – Łukasz Rychlicki, Wojtek (kamerzysta)
atak –Arasek, Banan, Franc, Marcin Kostaszuk
Pierwszy mecz gramy z Farben Lehre. Powoli zaczynamy dopiero odkrywać co jest co. Zawodnicy szukają swoich pozycji. Nasi przeciwnicy chyba też. Mecz jest dość bezbarwny i wynik 0: 0 w pełni oddaje to co działo się na boisku. Nastepnie Biff. Tu już widzę ,że nasi przeciwnicy bardzo chcą wygrać.
Jakieś maja takie zawzięte twarze. Szczególnie groźni są ich szybcy skrzydłowi. Cisną nas jak cholera i mimo ,że trafiamy w słupek i poprzeczkę a Briller zaczyna dokonywać cudów w bramce (dwie kapitalne interwencje) dostajemy w tyłek 0:2. Teraz czekamy na wyniki innych meczów ,które układają się dla nas dość pomyślnie. Co by jednak nie mówić ,dobrze by było gdybyśmy wygrali z acidami. Na trybunach wspaniała atmosfera ,śpiewy i meksykańska fala. Mecz jest bardzo emocjonujący bo obie drużyny grają o wszystko!!! W Acidach wyróżniają się bardzo szybki Ślimak i Hevik z Acid shopu. Nerwówka na maxa. Bronię bardzo silny strzał . Łukasz po rajdzie przez całe boisko strzela niesamowitą bramkę!!! Uff…. Przechodzimy do następnej rundy !!! Jesteśmy w półfinale !!!
Pijąc niegazowaną wodę mineralną odpoczywamy w cieniu jak polskie rycerstwo pod Grunwaldem. Nasz przeciwnik -Happysad, który w fazie grupowej rozjechał wszystkich rywali stoi w pełnym słońcu. Na stadionie atmosfera rodzinna .W przerwach gra najlepsza muzyka i na gorąco przeprowadzane są wywiady z zawodnikami. Dużo dzieci. Syn naszego wspaniałego strzelca Łukasza ,Tadziu co rusz wbiega na boisko. Fotoreporterzy robią masę zdjęć, między innymi znany dziennikarz Leszek Gnoiński. Morale naszej drużyny bardzo się poprawia.
Mecze w tej fazie rozgrywane są dwa razy po 7 minut. Od samego początku pomimo groźnego słupka idzie nam jak z płatka. Doskonałe podania ,dużo strzałów i świetna obrona. Kuba na prawym skrzydle robi rajdy przez całe boisko. Ofensywny obrońca Gero czujnie i celnie podaje . Wygrywamy aż 4:0 !!! Bramki Łukasza (dwie) , Marcina i Araska.
Jesteśmy w finale ,w którym mamy się znowu spotkać z drużyną Biff. Jesteśmy bardzo podnieceni tą wspaniała wygraną i do najważniejszego meczu przystępujemy z wielkim zapałem. Humory nam dopisują. Wiemy ,że trzeba koniecznie uważać w obronie i kryć tych szybkich skrzydłowych i tego Czesława co śpiewa. Mecz sędziuje ubrany na czerwono Grabaż . Przed meczem śpiewamy nasz hymn czyli „ hohohoo”. Nasz przeciwnik rozdaje z kolei proporczyki ze swoimi autografami .Gramy bardzo uważnie a publiczność wyraźnie nas dopinguje. Szybko strzelamy gola –Marcin! A zaraz potem Łukasz!!! Biff jest kompletnie zdezorientowany. Po tym jak wygrali z nami dwa do zera chyba liczyli na łatwe zwycięstwo. W drugiej połowie zawodnicy Biffu otrząsają się i są jeszcze bardziej zawzięci . Strzelają nam bramkę. Robi się bardzo nerwowo. Atakują non stop. Pod koniec meczu Briller broni strzał sam na sam!!! Na trybunach szał !! Interwencje naszego bramkarza stają się rewelacją turnieju ! Jeszcze tylko kilkanaście sekund i…………Jeeeeeeeeeeeeeeeeeeeest !!!! Zwycięstwo!!!!!
Wrzawa na trybunach. W nagrodę każdy z nas otrzymuje kawałek sceny z Jarocińskiego Domu Kultury, tego samego gdzie w 1984 roku Siekiera, Moskwa, Variete, Made in Poland, Kultura i wiele innych zespołów miało przesłuchania zanim wystąpiły na dużej scenie. Z podłogą w rękach biegniemy w stronę trybun podziękować naszym kibicom. Organizatorzy i uczestnicy są bardzo zadowoleni. Najważniejsze jest to ,że cel tej imprezy-pomoc rodzinie Stopy został osiągnięty! Myślę …ba ! jestem pewien ,że Stopa to wszystko obserwował i nam pomagał z góry ! Nasz zawodnik- Łukasz „Deyna” Rychlicki został królem strzelców turnieju strzelając 4 gole !
Dziękujemy sobie nawzajem, widzę że niektórzy są wyraźnie wzruszeni.
Po meczu idziemy na przylegający do stadionu odkryty i prawie pusty basen. Po tym wszystkim nie można sobie chyba wyobrazić czegoś lepszego...co za ulga ! Ach jak przyjemnie!
Z pobliskiej sceny dochodzą nas dźwięki występów, którymi raczej nie jesteśmy zainteresowani. Wracamy z Natalią do Poznania bo chcemy koniecznie zobaczyć koncert zespołu Tfaruk, w którym gra nasz perkusista Karpiu. Po drodze wstępujemy na miłą obiadokolację w starym, wiejskim szlacheckim dworku przerobionym na restaurację. Jem żeberko a Natalia sałatkę z kurczakiem. Piękna pogoda utrzymuje się cały czas. W Poznaniu od razu idziemy na stary rynek bo tam na ohydnej scenie gra już zespół Tfaruk. Muzyka jest w całości instrumentalna: bębny, bas, przeszkadzajkarz a zarazem elektronik, saxofonista i klarnecista basowy. Czuć gdzieś tam Critters buggin. Siedzimy sobie z boku sceny w kawiarnianym ogródku i mamy doskonały widok i odsłuch. Musieliśmy usiąść bo jesteśmy wprost wykończeni tym całym dniem. Pijemy herbatki i kawy plus ciastko. Koncert jest fantastyczny! Zespół gra nawet dwa bisy! Bardzo polecam wszystkim koncerty tego poznańskiego Tfaruka! Gratulujemy Karpiowi i ledwo trzymając się na nogach wracamy do domu. Co za dzień !