Ultima Thule

Forum fanów Armii i 2TM2,3
Dzisiaj jest czw, 28 marca 2024 10:36:14

Strefa czasowa UTC+1godz.




Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 43 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1, 2, 3  Następna
Autor Wiadomość
 Tytuł:
PostWysłany: ndz, 15 sierpnia 2010 22:08:53 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 26 stycznia 2009 20:04:57
Posty: 14019
Skąd: ze wsi
pilot kameleon pisze:
A może teraz solowy Hammill?

Pewnie!

Solowy Hammill otwiera się Od Końca.
Jest to jedyne, nieracjonalne i poprawne rozpoczęcie.

Licytacja rozpoczęta!

Over
Obrazek
1. Crying Wolf
2. Autumn
3.Time Heals
4. Alice (letting go)
5. This side of the Looking-Glass
6. Betrayed
7. (on Tuesdays she used to do) Yoga
8. Lost and Found

No cóż. Siedzący w oknie pan. Mina zbitego psa. Widać, że coś poszło nie tak. Miłość....... "Słów znowu parę skreślić muszę,
Bo choć w tym nie ma mojej winy,
Lecz znowu mam rozdartą duszę
Z powodu - śmieszna rzecz - dziewczyny...."

....."pan mnie wyczuwa?!".......

Crying Wolf ******
Gitara jak pociąg podmiejski. Riff, nie riff. Kurcze, słyszymy jak aktor zaczyna opowiadać. Ale nie ze sceny. Siedzimy z nim w pokoju, w barze, w Nałeczowie u Bandyty, i słuchamy.
Boli aż do przyjemności; wilk o pysku owcy; kompleksy z kłami oślinionymi. "wilk zamieniony w człowieka, zabójca z wyrzutami sumienia." Ał.....pijianinko........ałł ...ał........knajpiane. Sekcja. Pełny DRIVE.

Autumn ******
Graaajjjjj ślepy Cyyygaanieeee!!! Spotkałeś kiedyś Cygana co grał aż serce pęka...z bólu. Był taki w Krakowie, na wózku, karzeł.......
Aktor postradał manierę. Mówi o samotności, o Tobie żono, o dzieciach. Jesienny czas z akompaniamentem skrzypiec i pianina. Niestety, bez złudzeń i wniosków. Będziemy miętkcy cztery minuty i szesnaście sekund.

Time Heals *****
Mieliśmy złość. Był tani sentymentalizm. Czas na cynizm. Przebój o kłamstwach. Próbujemy być dekadentcy. Czas leczy. Jakby ktoś nie wiedział w konwencji hipnotycznego monologu. Psychologia głębi z perkusistą w roli główniejszej. I proszę się nie śmiać. Czas leczy!

Alice (letting go) ******
Gitarrra, flażolet, ona ma imię. To musiało się tak skończyć. Uwierzył w to co mówiła.
What's the good of songs anyway?
They're just exercises in solitude.
I should have been ready for today -
I always prayed you wouldn't go,
but I suppose I always knew you would.


This Side of the Looking-Glass ******
Kurcze trzymaj się...stary. (Zaczął śpiewać a capella!) Jesteśmy przerażeni. Po chwili orkiestracja i eterycznie śpiewa:
I'm lost, I'm dumb, I'm blind,
I am drunk with sadness,
sunk by madness,
the wave overwhelms me,
the mirror repels me,
the echo of your laugh
drifts through the looking-glass
and I am alone.


Jest punkiem z napisem no futre

No friendship, no comfort, no future, no home,.....
ohhhhhh! Jak pięknie!!! Jak cholernie pięknie!!! Jak w poranku symfonicznym dwójki. Z rozstrzaskanym życiorysem prowadzącego audycję.

Betrayed ******
Jeśli myślałeś, mówię do siebie, że to na niby, to teraz już wiesz. Kawa na ławę. Akustyczna i skrzypce. Mówisz do mnie? Mówisz o mnie!? Świat jest idealny. Są księżniczki. Są królowie. Są kurewny.
...ale dlaczego Friends - they're all harbouring knives?...dlaczego...oh tak. Biedaku! Wrzeszcz. Wrzeszcz! Nie chcę być twoim przyjacielem rodziny.

(On Tuesdays she used to do) Yoga ******
I to też nie jest śmieszne. Widocznie gdzieś szukała przebaczenia, pod złym adresem, gdzie drzwi nie tyle zamknięte, co ich zupełny brak. Trudny kawałek zwierzeń...z pojedynczymi akordami.....by

Lost and Found TOTAL
(Even the wolf can learn,
even the sheep can turn,
even the frog become at last the prince.)

No more imagined insults
and no more bloated pride -
I'll see you at the wedding,
I'll see you on the other side
and I'll hold my peace forever
but I'll hold my passion more...
I'll be holding the door
and waiting for the princess -
I could say I'm waiting for the world
but when it comes right down to it
I'm simply waiting for the girl.
On through the ring of changes
I'll be at my side in a single bound,
lost and found...
looking to be lost and found.


Piękno w prostocie. Kompozycja jak zwolnione tempo. Estrady świata! Opole! Kołobrzeg!! Kocham tego perkusistę co grać to gra na moich bebechach. Dobra! i bas też!
opowiadaj...i nie milknij....choć powiem, że nie tędy droga.
Nie tędy droga.

_________________
un tralala loco


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 16 sierpnia 2010 07:42:58 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 10 stycznia 2005 11:49:49
Posty: 24303
Skąd: Kamienna Góra/Poznań
Morella pisze:
Yes jest patetyczne?

Dla mnie jest. Pewnie ilu słuchaczy, tyle definicji. :) Ale nie o tym ten wątek, więc się wyłączam.

_________________
In an interstellar burst
I am back to save the Universe.


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 16 sierpnia 2010 08:13:06 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 11:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
Peregrin Took pisze:
Morella pisze:
Yes jest patetyczne?

Dla mnie jest.

Dla mnie też. I nie chodzi mi o lata osiemdziesiąte, tylko o złotą erę w ich twórczości, czyli "Fragile" lub "Close To The Edge".

Pietruszka, pojedziesz po całości PH? Nie znam "Over", ale wkrótce ją poznam. Dla mnie z obszernej dyskografii Hammilla najlepsza jest płyta "The Silent Corner And The Empty Stage", ale w sumie nie znam zbyt wielu jego płyt. A jest ich sporo.

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 19 sierpnia 2010 21:51:32 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 23:22:22
Posty: 26664
Skąd: rivendell
MAQ pisze:
chodzi o to, że patos i smutek to rzeczy od których uciekam na rok świetlny albo jeszcze dalej,

:shock: :D wybacz MAQ ale ja ciebie w ogóle nie rozumiem....wydawało mi sie ,że jesteś wielbicielem wszelkiego rodzaju patosuff :D

_________________
ooooorekoreeeoooo


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 19 sierpnia 2010 21:54:32 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 23:22:22
Posty: 26664
Skąd: rivendell
Morella pisze:
Yes jest patetyczne?

...nie no...takie klous tu di edż albo relajer to po prostu przyziemny pankrok jakiś :D

_________________
ooooorekoreeeoooo


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pt, 20 sierpnia 2010 07:44:22 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 10 stycznia 2005 11:49:49
Posty: 24303
Skąd: Kamienna Góra/Poznań
Hehehe. :D

_________________
In an interstellar burst
I am back to save the Universe.


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 09 czerwca 2011 20:14:03 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 14:59:39
Posty: 28006
A ja z cyklu VDGG i Hammill znam tylko płytę "Still Life"...

Pamiętam, że ucieszyłem się przy pierwszym z nią kontakcie. Zdało mi się wtedy, że znalazłem nowy świat dźwięków, odrębny i głęboki. A jednak niezbyt często zapuszczałem się do niego.

Zawsze na początku przychodzą do głowy podobieństwa do tego co zna się. Tu takich skojarzeń nie ma za dużo. Jest trochę teatralności za funta a la Genesis. Traktowanie dźwięku kojarzy się czasem z King Crimson (ot, akurat, powiedzmy, na wysokości "Islands"). To chyba ten sam rodzaj kultury muzycznej po prostu. I jeszcze jest w tym wszystkim taka brytyjskość.

Uderza specyficzne brzmienie, budowane przez organy i bębny*. Na tym tle dopiero mamy różne poruszenia saksofonów, no i wokal, bardzo charakterystyczny (Hammill, jak sądzę, poradziłby sobie też w jakiejś metalowej hordzie :wink: ). Jest oszczędnie i surowo, bardziej minimal niż barok. Mimo to brzmienie jest plastyczne, ma swoją wyraźną poetykę. Ważny wydaje się dół, w tym paśmie wiele sie dzieje (bębny, bas, głos).

Ciekawa rzecz z melodiami - mimo że są, to w sumie brak na płycie takiej piosenkowej śpiewności**, te melodie mają raczej jakiś symfoniczny charakter (to mówię tak intuicyjnie, przecież sie nie znam). Z drugiej strony patos, o którym tu była mowa, jest trochę przełamany, wykoślawiony, bo w muzyce pojawia się sporo ironii, trochę dystansu. Dla mnie wciąż też jest jasne, że płyta powstała w kraju, w którym napisano "Klub Pickwicka" :) . Co nie zmienia faktu, że niektóre fragmenty brzmią mocno egzystencjalnie (np. taki moment na głos i organy w ostatnim numerze).

No, trafiają się sporadycznie jakieś dłużyzny. Też muszę powiedzieć, że od momentów krzykliwego i chaotycznego ekstrawertyzmu wolę na płycie chwile głębokiego i skoncentrowanego introwertyzmu :P . Ale ogólnie jest bardzo ciekawie: **** i może nawet pół.

______________________________________________________
* perkusista brzmi czasem wręcz nowofalowo, wnet mógłby się załapać do Joy Divistion, ale chyba jednak za dużo kombinuje :wink:
** La Rossa się tu wyróżnia, już na początku melodia pobrzmiewa lekko JethroTullową nutą! - domyślam się, że to wpływy celtyckiego folku (w drugiej połowie "Childlike Faith in Childhood's End" mamy też zabawy, które mi kojarzą się z "Thick As A Brick". To zresztą w ogóle ciekawy numer, wyraźnie pokrewny otwierającemu ("Pilgrims")).

PS. Gdyby ktoś chciał sprawdzić: najprzyjemniejszy fragment płyty.
PPS. A w trakcie słuchania przypomniał mi się Der Prozess, ktoś wie dlaczego?

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 29 września 2011 14:40:45 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 11:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
Muszę powiedzieć, że album, o którym napisał Witek jest w ostatnim czasie najczęściej goszczącą płytą tego zespołu w moim odtwarzaczu. Rośnie w moich uszach, nie nudzi się, cały czas wciąga. W sumie jak cały dorobek VDGG. I chciałem nawet podyskutować z Witkiem, ale jakoś nigdy nie wychodziło.
Nie wiem, czy zgodziłbym się z porównaniami do KC czy Genesis. Nigdy nie słuchałem tego albumu pod tym kątem. VDGG bezsprzecznie ma swój unikalny styl. Ten album jest jednak nieco inny niż poprzednie. Więcej tutaj "wygładzenia", którego nie uświadczymy na wczesnych płytach. To taka dorosła odsłona tej stylistyki.

antiwitek pisze:
No, trafiają się sporadycznie jakieś dłużyzny.

Wskaż, bardzo jestem ciekaw, gdzie widzisz mielizny.

antiwitek pisze:
A w trakcie słuchania przypomniał mi się Der Prozess, ktoś wie dlaczego?

Kiedyś o tym pomyślałem, ale nie potrafiłem sobie odpowiedzieć dlaczego.
Może chodzi o to:
antiwitek pisze:
niektóre fragmenty brzmią mocno egzystencjalnie

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 29 września 2011 18:02:20 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 14:59:39
Posty: 28006
O, fajnie że napisałeś :) .

Muszę posłuchać, żeby się precyzyjnie wypowiedzieć. Wtedy uznałem, że jest pięć gwiazdek /chwilę po napisaniu powyższego posta/ i zająłem się innymi sprawami.
Ale.
I kwestie dłużyzn i kwestie podobieństw to drobiazgi, przecież nigdzie nie pisałem, że płyta jest nudna, albo wtórna. Raczej, do diaska, że wręcz przeciwnie!!!

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 29 września 2011 19:08:58 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 11:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
antiwitek pisze:
przecież nigdzie nie pisałem, że płyta jest nudna, albo wtórna. Raczej, do diaska, że wręcz przeciwnie!!!


No wiem! Czepiam się, bo mam zamiar pociągnąć dyskusję!

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: ndz, 23 października 2011 12:02:37 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 11:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
W ostatnim czasie Peter Hammill zakradł się do mej głowy. Odwiedza mnie każdego dnia. A jak nie może się zjawić osobiście, to podrzuca swoje płyty. VDGG czy też solowe. Leżą na półce ze sprzętem stereo, czasem na stoliku przy łóżku. Nie wiem jak daleko to pociągnę, ale chociaż spróbuję zacząć.

Peter Hammill „Fool’s Mate” (1971)
Obrazek

Pierwsza pauza w działalności VDGG. Przyszedł czas na debiut Hammilla. Krótsze formy, które nie znalazły miejsca w dorobku macierzystej formacji zostały upchnięte na tym albumie. Nawet skład bardzo vandergraafowy. Gościnnie pojawia się nawet Robert Fripp, całość produkuje John Anthony. Okładka zaprojektowana przez Paula Whiteheada, tego samego, który projektował koperty dla „H to He” i „Pawn Hearts” oraz wczesnego Genesis.
Jest podobnie i jednocześnie inaczej. Skoczny „Imperial Zeppelin” podrywa do tańca. Jest radosny? Nie… Hammill i radość!? Kurde… „Candle” już bardziej stonowane. Pomimo wyraźnych różnic to mógłby być album VDGG. Jesteś tego pewien? Barokowy „Happy” jakże odmienny i taki bardziej pogodny. Krótkie utwory pozwalają na większe możliwości w żonglowaniu stylami oraz nastrojem. Harmonijka w „Solitude” zaskakuje. „Vision” wróci do słuchaczy przy okazji „The Love Songs”, w dalekiej przyszłości. W tym wszystkim jest chyba jakaś iskierka nadziei. Może przekornie. Głos pozostaje jednak ten sam. Nawet w radośnie zaśpiewanym „Sunshine”. Good morning sunshine!
„Fool’s Mate” to taki teatrzyk kukiełkowy. Gdzieś w tle widać grecki amfiteatr z klasyczną tragedią na scenie, ale na to jeszcze przyjdzie pora. Bawimy się laleczkami. Master. Master Of Puppets.

Ocena: ***1/2

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: sob, 05 listopada 2011 23:22:55 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 11:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
Peter Hammill, Chameleon In The Shadow Of The Night (1973)
Obrazek

Drugi solowy album Hammilla charakteryzuje się większą spójnością niż debiut. W składzie cały VDGG (oraz Nick Potter na basie). I znów to słychać. W dorobku solowym Hammill pozwala sobie oczywiście na wyraźniejsze wyeksponowanie swojej osoby, niż ma to miejsce w zespole. Odbywa się to różnie. A to sam głos, a to fortepian, a to gitara. W takich fragmentach robi się bardzo intymnie, choć emocje są zawsze.. I tak „solowo” ten album się zaczyna, tylko głos i gitara, czyli „German Overalls”. „Slender Threads” kontynuuje ten nastrój. „Rock And Rôle” uderza ciętym riffem, który zostaje po chwili uzupełniony charakterystycznym dźwiękiem saksofonu. „In The End” rozpoczyna się dźwiękami fortepianu, po chwili wchodzi głos. Taka atmosfera utrzymuje się przez „Easy To Slip Awal” (tutaj mellotron i saksofon zagęszczają mocno brzmienie) oraz „Dropping The Torch”. A na samym końcu jest prawdziwa perełka. Finał płyty pierwotnie był przeznaczony na album, który miał zostać nagrany po „Pawn Hearts”. Zespół jednak się rozpadł, płyta nie powstała. W sumie nic złego z tego powodu się nie stało. Przecież i tak nagrali go ci sami ludzie, tylko dwa lata później, a ostatecznie został nawet włączony do koncertowego repertuaru zespołu (po reaktywacji w 1975 i 2005 roku). Sama kompozycja to czysty VDGG. Świetna rzecz.

Ocena: ****

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: ndz, 06 listopada 2011 11:21:46 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 11:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
Peter Hammill, The Silent Corner And The Empty Stage (1974)
Obrazek

Trzecia płyta Hammilla pomimo swych podobieństw do wcześniejszych albumów zarówno solowych, jak i wydawanych pod szyldem Van Der Graaf Generator jest jednak nieco inna. Znów przenikają się elementy charakterystyczne dla dorobku solowego oraz te typowe dla macierzystej formacji, znów w nagrywaniu udział wzięli Evans, Banton i Jackson, a Hammill śpiewał w typowy dla siebie sposób. Tym razem jednak natężenie emocji jest jednak niespotykane, co sprawia, że powstało dzieło unikalne.
Roboczo można podzielić ten album na dwie części. Pierwsze trzy utwory, czyli „Modern”, „Wilhelmina” i „The Lie (Bernini's Saint Theresa)” to Hammill kameralny, choć czasami wspomagany przez inne instrumenty (głównie pierwszy utwór). Kameralny, ale jakże różny od kompozycji z poprzedniego albumu. Tutaj intymność przeradza się w prawdziwe szaleństwo. Z każdego akordu i każdego słowa artysta wyciska tyle emocji, że ja jako słuchacz jestem zarówno oczarowany jak i przerażony.
Dalsza część płyty to już granie zespołowe, ale tylko ktoś, kto pobieżnie zna dorobek VDGG mógłby powiedzieć, że po raz kolejny grają to samo. „Forsaken Garden” pięknie rozwija się przez kilka minut, by ukoić słuchacza w pięknym finale. W utworze „Red Shift” na gitarze udziela się Randy California (z zespołu Spirit), a robi to w taki sposób, że można odnieść wrażenie, że gra sam Robert Fripp. Kompozycja oparta na monotonnym pulsie basu oraz delikatnych dźwiękach saksofonu podbudowana jest świetnym rytmem wygrywanym przez Evansa. I do tego ta właściwie „karmazynowa” gitara. „Rubicon” z kolej delikatnie przypomina poprzednią płytę i chyba to sprawia, że troszkę nie pasuje do tego cichego zakątka. I tak zbliżamy się do końca. Finał znów był przeznaczony na album VDGG, co sprawia, że „A Louse is not a Home” to kolejny vandergraafowy wielowątkowiec.
„The Silent Corner And The Empty Stage” poraża mnie rozedrganymi emocjami na całej linii. Ten język muzycznego przekazu bardzo cenię. Emocje są malowane zazwyczaj w barwach ciemniejszych. Ostatnio gdy słucham tego albumu myślę o „Closer” Joy Division. Jest jakaś więź pomiędzy tymi płytami.

Okładka tej płyty (poprzedniej również, ale zapomniałem o tym wspomnieć) jest autorstwa Bettiny Hohls, która miała na koncie współpracę z Ash Ra Tempel (płyta z Timothym Learym).

Ocena: *****

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: ndz, 06 listopada 2011 19:17:33 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 11:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
Peter Hammill, In Camera (1974)
Obrazek

Eugeniusz Oniegin? Maurycy Beniowski? Cóż za stylizacja! „Ferret And Featherbird” zaczyna się nieco „rozłażącym” się podkładem by przejść w typową balladę z podkładem wykonywanym na gitarze akustycznej. „(No More) The Sub-mariner” jest już znacznie mniej naturalny w swoim brzmieniu. Pojawiają się syntezatory, jest to podobno ARP 600. Co jednak nie działoby się w podkładzie, wszystkim steruje głos Hammilla. „Tapeworm” to z kolei granie zespołowe, choć nie jest to najlepsze słowo, gdyż wszystkie partie instrumentalne prócz perkusji zostały wykonane przez Mistrza. Może z tego powodu kompozycja ta nie brzmi aż tak podobnie do VDGG? „Again” jest spokojnym i raczej skromnie zaaranżowanym kawałkiem z klasycyzującą nutką w środku. Spokojny niespokojny utwór. Rozchwianie muzyczne pęcznieje w kolejnych utworach, by najsilniejsze objawy przybrać w finałowym „Gog Magog (In Bromine Chambers)”. Wiele tu fragmentów o charakterze noiseowym, celowo niespójnych, sporo etnicznej pulsacji bębnów, która bywa przełamywana arytmią, a nad wszystkim unosi się głos Hammilla. Jest on kolejnym elementem wprowadzającym „zamęt”. Druga część tej kompozycji to już podróż po terenach całkowicie nowych. Po takich obszarach ten muzyk nigdy się jeszcze nie poruszał. Szumy, zgrzyty, sprzężenia, brak melodii. A słucha się tego z zapartym tchem. Dziwny, ale fascynujący finał.

Cała płyta jest znacznie trudniejsza w odbiorze niż poprzednie. Ma na to chyba wpływ poluzowanie więzów z macierzystą kapelą i sięgnięcie po nieco inne rozwiązania niż dotychczasowe. Mimo tradycyjnego brzmienia jest w tym wszystkim wyczuwalny element nieprzewidywalności, który trzeba określić mianem awangardowego.

Ocena: ****

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: ndz, 06 listopada 2011 19:28:32 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 26 stycznia 2009 20:04:57
Posty: 14019
Skąd: ze wsi
super Pilot! Na pewno się tu jeszcze wpiszę. :)

_________________
un tralala loco


Na górę
 Wyświetl profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 43 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1, 2, 3  Następna

Strefa czasowa UTC+1godz.



Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 46 gości


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Przejdź do:  
cron
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Group