no dobra, nie mogę spać, a myślałem trochę na temat filmu
Przede wszystkim dla mnie Bergman jest albo był symbolem snobizmu. Mówisz Bergman - myślisz kino ambitne. Owszem jest to kino na bardzo wysokim poziomie, jednakże wysiłek jaki trzeba włożyć w oglądanie dzieł Szweda jest okrutny. Taką opinię miałem do niedawna, nie wiem czy się zmieni bo pod wpływem "Jak w zwierciadle" doszedłem do wniosku, że może warto byłoby Bergmanowi dać szansę, tym bardziej że jego filmy oglądałem w wieku 18-19 lat czyli już 4-5 lat temu.
Nie mam sentymentów związanych z kinem. Dla wielu użytkowników forum, lata 90 to były lata intensywnego chodzenia do kina, magii filmów Lyncha. Moja młodość przypada na kino współczesne, niestety nie będzie związana ze wspomnieniami podobnymi, gdyż kino współczesne jak pewnie kilka osób zdążyło zauważyć nie przyprawia mnie o szybsze bicie serca . Od początków kanału TCM oglądałem z dziadkiem klasykę kina amerykańskiego, dzięki internetowi i kinu Iluzjon szybko zacząłem poznawać dzieła najważniejszych reżyserów, w tym Bergmana. Moje fascynacje filmowe są obecnie tak silne, że w miesiąc potrafię obejrzeć ponad 100 filmów i poważniej zacząłem myśleć nad studiami w tym kierunku. Kiedyś myślałem o krytyce, zresztą pisuję do jednego czasopisma, co się ukazuje raz na dwa miesiące i tam też coś o kinie staram się przemycać. Krytyka jednak nie odpowiada mi z powodu dość prozaicznego, jest dziś nastawiona na odtwórstwo, każdy portal "o wszystkim i o niczym" musi mieć recki, pisanie do czasopism mija się z celem gdy limit znaków wynosi 4200, a napisanie czegoś ciekawego w takim limicie jest mało realne. Chciałbym się rozwijać, a to jest raczej mało zachęcające. Ponadto poprzez dość silną osobowość jestem skrajnie subiektywnym odbiorcą kina, nie silę się i nie chcę silić się na obiektywizm, stąd jeżeli już coś piszę to wybieram formę eseju albo polemiki/wywiadu. Właśnie, esej... od 15 roku życia czytuję książki autorstwa Kałużyńskiego, to również dzięki tej postaci zainteresowałem się filmem. Obok Kałużyńskiego jest jeszcze Alicja Helman. Dziś Sobolewski, Felis raczej nie, to już nie to co pan Zygmunt. Eseje Kałużyńskiego są dla mnie, obok rozpraw Bazina wzorową formą wypowiedzi o tematyce filmowej.
Wracając do Bergmana i "Jak w zwierciadle" to było to tak. Oglądaliśmy sobie we dwoje najpierw Halloween Carpentera, potem "Oczy bez twarzy" Franju - niezłe, francuskie kino grozy początku lat 60, ciekawe między innymi dlatego, że reżyser pokazuje w dobie cenzury i pruderii ówczesnego kina przeszczep twarzy. Muzyka Maurica Jarrea. Film kończył się o 1.00 w nocy i ładnie mieliśmy położyć się spać. Po seansach oboje byliśmy zrelaksowani i niekoniecznie mieliśmy ochotę położyć się spać. Magda wymyśliła aby obejrzeć coś Bergmana, ja specjalnie nie protestowałem gdyż uznałem, że o 1.23 będę już smacznie spał i przynajmniej się wyśpię. Bergman mnie jednak zaskoczył.
Zaskoczył przede wszystkim doskonałymi zdjęciami Nykvista. Dzięki nim film ma znakomity klimat. W końcu też dotarło do mnie, że Bergman jak żaden inny reżyser z niesłychaną dostojnością opowiada o rzeczach smutnych, ale w taki sposób, że emocje są pod skórą, nie na zewnątrz. Początkowo jest je trudno zlokalizować, a surowość obrazów i oko przystosowane do oglądania efekciarstwa (ostatnio oglądałem "Amarcord" 1080 HD Bluray, w takiej jakości ten film zwalił mnie z nóg, a oglądałem go wcześniej dwukrotnie w Iluzjonie) potęguje dezorientację i wzmaga działania instynktów obronnych. Pełno niejednoznaczności, rozpadająca i przygnieciona problemami rodzina, chora na schizofrenię Karin, bezradny jej mąż, lekarz. Niespełniający ambicji ojciec pisarz i brat/syn z problemami fizycznymi i psychicznymi wieku dojrzewania. W tym filmie kipi od bardzo silnych emocji, w dodatku podłożem dla całej historii jest pustka świata, sens i proste uczucia przygnieciony dobrami materialnymi (prezenty od ojca). Wszystko pod nieobecność Boga, jak zdaje postrzegać świat Minus. Bergman za pięknem kadru przemyca uniwersalną po dziś dzień treść, nie epatuje niczym i nie stara się w najmniejszym nawet stopniu przykuć uwagi widza, zwrócić uwagę na właściwe tory. Emocje pod skórą i końcówka, w której ojciec przekonuje Minusa, że Bóg jednak jest. Jaka ulga.
Na temat treści wypowiem się szerzej po ponownym seansie, w tym tygodniu zapewne, obejrzę jeszcze Milczenie, bo to największa tortura od Bergmana, mająca w sobie jednak jakąś perwersyjną cząstkę, która każe oglądać ten film do końca. Obejrzałem w sumie 9 filmów Bergmana i nie jestem pewny czy w najbliższym czasie pod wplywem "Jak w zwierciadle" nie zrobię sobie maratonu.
_________________ "Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy krok do przodu!"
|