Ostatni odcinek mojej norweskiej reli przebiegnie już w tym wątku, bo tu jest jego właściwe miejsce.
Dzień VIW Gdańsku byłam wcześniej kilka razy w życiu, ale wszystkie te razy były dawno temu. Nie zwracałam wtedy jeszcze uwagi na architekturę, za ostatnim razem dopiero zaczynałam zwracać. Mimo to pamiętałam, że już wtedy mi się podobał i robił na mnie wrażenie.
Chciałabym też z miejsca przeprosić za zamieszczanie tu zdjęć oczywistych, widoków, które wszyscy znają, ale pięknu tego miasta nie sposób się oprzeć....
Tym razem Gdańsk zaskoczył mnie kompletnie, już na dzień dobry. Nie poznałam odnowionych stacji kolejki miejskiej. Przy czym, o ile same stacje jako takie zrobiły wrażenie pozytywne, o tyle fakt, że nigdzie nie było można normalnie kupić biletu, tylko w automacie, był już dużo mniej pozytywny. Naprawdę, nawet przy lotnisku nie mogło być kiosku z biletami? Automatowi do intuicyjności niestety było bardzo daleko i kompletnie nie mogłam się połapać w taryfach, strefach i tym, jaki właściwie bilet mam kupić i jak. Na szczęście pomogła mi jakaś miejscowa kobieta, bez tego nie dałoby rady. Nawet nie zapamiętałam kroków. Elka w tym czasie gdzieś odeszła, i dopiero, kiedy ja już miałam swój bilet i sama odeszłam, ona wróciła i poszła kupić swój. W dodatku chciała inny niż ja, nie wiem czemu, zniżkę miała jakąś, czy co. Też nie dała rady, pomyliła się, kupiła zły. Klęłyśmy ten biletomat w cholerę.
Za to, kiedy dojechałyśmy do Dworca Głównego, przeżyłam prawdziwy szok na plus. Naprawdę ten dworzec jest TAKI PIĘKNY?!!! Jak to możliwe, że w ogóle tego nie pamiętałam? Naprawdę możliwe to, że nie zwróciłam nigdy wcześniej uwagi na COŚ TAKIEGO?! Ślepa byłam, czy jak? Gdyby nie to, że dziś już nikt takich budynków nie stawia, byłabym pewna, że to coś nowego.
Nocleg mamy na cichym, aczkolwiek położonym blisko centrum osiedlu, nieopodal rzeźby z wątku zagadkowego. Na początek udajemy się tam, zostawić bagaże i chwilę odpocząć. Nie tak łatwo znaleźć to miejsce, spodziewałam się hotelu, a tymczasem to tylko jedno piętro w kamienicy nijak nie oznakowanej, w dodatku źle zrozumiałam dane adresowe, więc szukamy nie istniejącego numeru... W końcu Elkę olśniewa w kwestii adresu i trafiamy na miejsce. Tu czekają kolejne niespodzianki. Najpierw schody, mocno strome, kręcone i dość wąskie. Normalnie byłabym zachwycona, uwielbiam takie klimaty w starych kamienicach, ale nie tym razem, nie z ciężkim bagażem, który trzeba tam jakoś wnieść. Docieramy pod właściwe drzwi, otwieramy szyfrem - nie ma tu recepcji, człowiek w dniu przyjazdu dostaje mailem wytyczne, jak się dostać do środka, co też podniosło mi trochę poziom adrenaliny z racji problemów z połączeniem się z internetem z mojej komórki. Wchodzimy do holu, który jest tak naprawdę przedsionkiem do konkretnych lokali. Tu musimy znowu szyfrem otworzyć skrytkę, w której kryje się nasz klucz do pokoju. Skrytka jednak nie chce się otworzyć, więc przeżywamy chwile grozy. Co robić, co robić? Zamierzam dzwonić po kogoś z właścicieli, ale wcześniej jeszcze raz uważnie czytam maila i zawarte w nim wskazówki, coś tam jednak znajduję. Tym razem Elka podejmuje próbę wyjęcia klucza i po chwili wraca tryumfalnie dzierżąc zdobycz! Uff, można odetchnąć z ulgą i oddać się podziwianiu aneksu kuchennego, z bardzo stylowymi, zabytkowymi meblami. Potem idziemy do pokoju, tu jest mebli wyraźnie mniej, ale też stylowo i jaka fajna łazienka! Siadam na łóżku, które się pode mną z hukiem zarywa. Nieźle! Nie idą mi próby naprawienia go, poza tym jestem przekonana, że to i tak nic by nie dało - za chwilę zawaliłoby się znowu. Snuję plany zdjęcia materaca i spania na samym materacu na podłodze, choć nie wiem, czy da się tak pomieścić. Elce się taki plan zacieśnienia przestrzeni bardzo nie podoba, i zanim zdołałam się obejrzeć, naprawiła to nieszczęsne łóżko, nabierając przy tym przekonania, że to nie jego wina, że się zarwało, tylko 'ktoś tu musiał coś strasznie złego zrobić'. Ja tam widzę wyraźnie, że to łóżka wina. Jej łóżko się nie zarwało, ale ona, chociaż jest mojego wzrostu, waży połowę tego, co ja. Jest więc jednoznacznie zachwycona pokojem, ja mam jednak gorszy humor. Potem w nocy wpełzam na to swoje bokiem i boję się poruszyć. A jeszcze potem, po powrocie do domu, trafiam na recenzje gości tegoż przybytku i narzekania na zarywające się łóżka okazują się problemem nagminnym. A więc jednak ja miałam rację!
No, ale zostawmy tą kwestię. Jest jeszcze dzień i trzeba iść pozwiedzać! Zaraz nieopodal naszej kamienicy stoi zabytkowy tramwaj - początkowo jego chciałam dać na zagadkę, ale uznałam, że jego kolory od razu zdradzą miasto, więc rezygnuję.
Idziemy sobie na starówkę, po drodze też trafia się ciekawa architektura, jak również rodzime menele wyglądające straszniej niż stada islamskich imigrantów w Norwegii. Docieramy w końcu na Stare Miasto i tu niestety mamy pecha.
Trwa właśnie Jarmark Dominikański oraz zorganizowany z tej okazji wyścig, którego trasa przebiega środkiem głównej ulicy. Dziki tłum i ścisk powodują, że zwiedzanie jest praktycznie niemożliwe. Niemniej jednak to, co udaje mi się ponad tłumem zobaczyć, wywołuje pełen zachwyt - tutejsze kamienice są przepiękne! W fontannie z Neptunem wyławiam mnóstwo ciekawych detali, na które nigdy wcześniej nie zwróciłam uwagi.
Trzeba się jednak ewakuować stąd, bo tu nie da się żyć, przechodzimy na sąsiednie ulice. Częściowo zwiedzamy, częściowo próbujemy znaleźć zwykłego spożywczaka, w którym można by kupić coś na jutrzejsze śniadanie. I okazuje się to zadaniem wcale nie łatwym! Coś tam jednak znajdujemy... A przy okazji mijamy cudne zakątki, ja to wszystko kiedyś na pewno widziałam, ale czuję się, jakbym widziała po raz pierwszy, jestem absolutnie zachwycona! Obowiązkowo wyłazimy też nad kanał, tam, gdzie żuraw itd... I tu znowu powalają mnie kamienice, sam żuraw niestety już zamknięty, bardzo żałuję bo pamiętam jego wnętrze z wątku zagadkowego... Po kanale pływa za to statek Wikingów, można podziwiać do woli... Tylko tłum niemiłosierny... w końcu przychodzi czas wracać, trzeba przejść przez podejrzaną okolicę zanim się ściemni.
Tak oto dzień dobiega końca. Nazajutrz już tylko jazda na dworzec i pociąg do Warszawy...
Zdecydowanie i bez wahania stwierdzam, że Gdańsk na dziś dzień jest dla mnie najpiękniejszym miastem w Polsce!