Ciąg dalszy etapu 3...
Dzieci Hioba
Płyta niejednorodna. Zaczyna się od opisu aktualnych wydarzeń z roku 1989. Później są podróże Guliwera. Następnie Sienkiewiczowska Trylogia. A na koniec utwory, które powstawały wcześniej i bardziej nawiązują do płyt z początku lat 80.
Ale w tej niejednorodności jest motyw przewodni. Bohaterzy tej płyty – symboliczne dzieci Hioba, to bohaterzy z dalszych planów. To osoby, które nie są podmiotami historii, lecz przedmiotami. To osoby, które nie kształtują historii, lecz które jej ulegają. Dotyczy to nawet Kleopatry, która jest królową potężnego państwa, ale której panowanie przypadło na okres ekspansji państwa jeszcze potężniejszego... Dotyczy to nawet Kmicica, który nie jest biernym obserwatorem zdarzeń, tylko ich czynnym uczestnikiem, ale i tak jego działania są tylko drobnymi zawirowaniami zależnymi od głównego nurtu.
"Pięć głosów z kraju" to pięć różnych postaw wobec stanu przejściowego. Jeszcze nie wiadomo, jak się potoczy historia. Radzieckie wojska jeszcze stacjonują. Kumple w sejmie i w senacie to może być chwilowe zwycięstwo. Na razie jest tak, że niektórym się nie chce żyć ("Lament"), inni patrzą na wszystko ze swoistym przychylnym rozbawieniem ("Pochwała"), inni zauważają, zagrożenia tkwiące w samym narodzie ("Modlitwa"), niektórzy wykorzystują szansę i emigrują ("Protest"), a inni wycofują się ("Bieszczady"). Te pięć piosenek początkowo najbardziej wpada w ucho, ale niestety szybko się zużywa. "Bieszczady" stają się ograną piosenką ogniskową, "Pochwała" i "Protest" tracą świeżość i aktualność, jeszcze trochę przejmuje "Lament", a najwięcej sensu zachowuje "Modlitwa". W tej piosence JK pokazuje swoje oblicze (mimo że ze względu na religijno-osobisty charakter nie może być on dosłownie podmiotem lirycznym) "barda Solidarności", który jest odległy od narodowych samozachwytów. Pokazuje, że Polacy sami sobie gotują – jeśli nie zgubę, to przynajmniej bagno. To jeszcze rozwinie się na "Głupim Jasiu"...
Minicykl "Podróże Guliwera" pokazuje prawdę o człowieku poprzez zderzenie go ze światami utopijnymi. "Houyhnhnm" mógłbym zacytować cały, bo cały jest "the best momentem"... Najczęściej chyba cytuję (choćby w myślach) "motto człowieka-jahuza" – co potrafię, to uczynię. Motto to przyświeca wszak całemu postępowi ludzkości z jego dobrymi i koszmarnymi konsekwencjami...
Czasem żartobliwie mawiam głupio jest żyć wśród mądrych ludzi – to znowu cytat z "Laputy". Nie znam Swifta w oryginale (tylko co niektóre ekranizacje), ale jego streszczenie przez JK uważam za bardzo wartościowe.
Potem pojawia się "Ci wszyscy ludzie". Kawałek, którego zdecydowanie nie doceniam. Zresztą – całej płyty nie doceniam tak, jak na to zasługuje... Nie wiem, czemu... Jakiś defekt wrażliwości...
Następnie jeszcze mniejszy minicykl – Trylogia. Przepiękne rozprawienie się z Sienkiewiczowskim mitem westernu. W "Panie Podbipięcie" jest zderzenie "naszych" i "obcych". To, co robią nasi, jest dobre – to, co robią obcy, jest złe. Zwłaszcza, gdy nasi robią to samo, co obcy i odwrotnie. Jeden z best momentów – ironiczne: krew ta jest tak miła Bogu. Przebojowy "Pan Kmicic" – gdzie wyeksponowany jest oportunizm tytułowej postaci – Wróg prywatny - wróg ojczyzny,/ Niespodzianka, jakże miła, i to, że historia inaczej ocenia zbrodnie w imię celów wyższych niż zbrodnie prywatne, mimo że ich natura jest taka sama - co genialnie oddaje refren, który się nie zmienia, mimo "cudownej odmiany" bohatera. No i "Pan Wołodyjowski". Kolejna piosenka, której nie doceniam. Do nieba jest najbliżej z Polski.
Te trzy piosenki zmuszają do przemyślenia hasła "Bóg, Honor, Ojczyzna"... Najwięcej wycierania sobie gęby Bogiem jest w "Panie Podbipięcie", najwięcej ojczyzną w "Panu Kmicicu", a najwięcej do przemyślenia na temat honoru w "Panie Wołodyjowskim".
Wygnanie z Raju – piosenka z "Raju" w nowszej aranżacji. Dosyć krytyczne spojrzenie na stosunki damsko-męskie z rzekomym usprawiedliwieniem postawy będę bił cię, będę krzywdził bez przyczyny ... Ale i dostrzeżenie miłości. I tego, że pełnia człowieczeństwa kosztuje dużo. Dla niektórych zbyt dużo...
Kołysanka Kleopatry – od paru dni muszę ją wykluczyć z grona niedocenianych. Jej forma muzyczna mnie zawsze nużyła. Ale ostatnio przestaje, przytłoczona tekstem. Best moment – Patrz Kleopatro, jak wolno podpełza śmierć twoja/ Po gładkim ramieniu, po szyi, w której krew biegnie/ Szybko, jak armie bez ojczyzny i bez wodza...
"Sara" – tu kolejny przykład postaci, która jest przedmiotem historii wykuwanej przez innych i próba odnalezienia własnego sensu w tej historii. Czy jestem ciałem, czy wyborem?/ Ogniem, czy źródłem ognia – żarem?/ Igraszką losu, czy motorem?/ Czy jestem Sarą, czy gram Sarę?
"Odnosimy się..." jest swoistą ironią. Kaczmarski to erudyta, który jak mało który współczesny poeta odwołuje się do tradycji kulturalnej, a tutaj drwi z ciągłego powoływania się na słowa wieszczów - Czyżbyśmy byli upadkiem -/ I bronić się własnym słowem/ Nie mieli - ni sił, ni prawa? A echo zderzenia historii osoby i historii ogółu jest we frazie - ł z y narodowe,/ Co łez naszych są - r y m e m.
Po czym odwrócenie perspektywy i przyznanie się do osadzenia w tradycji europejskiej, czyli "Światło". W niektórych wersjach tego albumu pojawia się "Japońska rycina", która też eksponuje aspekt tradycji.
No i na koniec tytułowe "Dzieci Hioba". Dramatyzm osób, które nie są kimś, lecz czymś. Są kolejnym dobrem, wręcz dobrem materialnym, które jest odbierane postaci pierwszoplanowej. W historii Hioba jego dzieci są traktowane jak przedmioty, jak coś, co się daje, odbiera, a po zniszczeniu, odda się nowy model. Tymczasem przedmioty te są osobami ludzkimi. Nowy model, nawet jeżeli zadowoli postać pierwszoplanową (cóż, świat starotestamentowy ma odmienne realia, niż nasz), i inne zadośćuczynienia, choćby z największą nawiązką, dla pozbawionych życia pierwszych dzieci Hioba są żadnym pocieszeniem, są bez znaczenia. I ich los jest metaforą losu wielu innych ludzi. Także ludzi żyjących na zakręcie historii w roku 1989. Tych, którzy przeżyli powstanie, byli na UB, a rok 1989 zastali już na progu wyczerpania i tych, którzy mieli wtedy właśnie szansę na nogi stanąć pracą rąk. I tych, którym los przeznaczył życie w czasach Sienkiewiczowskich. I innych, bo każdy człowiek jest wrzucony w jakąś większą historię, choćby nie tak spektakularną.
Głupi Jasio
Płyta powstająca mniej więcej w tym samym czasie, co Dzieci Hioba. W dużej mierze z nim związana, choć bardziej nawiązująca do wydarzeń aktualnych. Paradoksalnie (a może wcale nie) – największe przeboje, czyli "Kara Barabasza" i "Głupi Jasio" z okresem przejściowym są związane najluźniej. I właśnie dzięki temu ukazuje się ich ponadczasowość.
Czas przejściowy opisany jest w "Szkole" (por. "Przedszkole"), "Dwóch rozmowach z Kremlem" (co ciekawe, Kania jest w nich przedstawiony w lepszym świetle niż Rakowski – obydwaj są "miękcy", ale miękkość Kani prowadzi do wybuchu Solidarności i chroni ją przed Breżniewem, a miękkość Rakowskiego prowadzi do nieudanej próby wyręczenia się Gorbaczowem), czy wreszcie "Z chłopa - król". Ta ostatnia piosenka jest dobrą ilustracją Wałęsy. Tego, że w świecie absurdu prostota może okazać się wybawieniem – I samo się zrobiło jakoś tak,/ Że mnie słuchali wszyscy,/ Więc do nich wprost mówiłem, zamiast wspak/ I wołał lud, żem bystry. Ale pojawia się oczywista wizja, że problemy się pojawią, i że akurat ta postać do porażki się nie przyzna – A jeśli przez was pójdzie coś nie tak -/ To już nie moja wina.. Przypominam, że tekst ten nie powstał w połowie lat 90., tylko na początku(!) roku 1989. W ogóle, teksty te powalają swoim realizmem. Powstały w czasie, gdy jeszcze nie było pewne, że PRL upadnie, a już wieszczyły problemy nowego systemu, bez hurraoptymizmu, o który można by podejrzewać Kaczmarskiego na podstawie gęby "barda Solidarności"... Motyw problemów, które są nieodłącznym elementem nowości, ale i elementem przez to normalnym i do oswojenia, przewija się przez kolejne piosenki sequelowe – "Linoskoczek II", "Młody las II", "Źródło II". Akurat "Źródło II (Rozlewiska)" bardzo mi się podoba ze względów paludologicznych. JK jest wybitnym przedstawicielem kultury w zderzeniu z naturą i jego opis rozlewisk miał zapewne wydźwięk negatywny, rozlewiska to coś, co marnotrawi dorobek pracy rzeki, coś co jest klęską. A mnie opis rozlewisk podoba się właśnie jako opis bardzo lubianego przeze mnie zjawiska przyrodniczego.
Bardzo dobry kawałek, to "Doświadczenia (Marzec '68 )" – o postrzeganiu wydarzeń marcowych oczami dziecka. Niezły jest "Lirnik i tłum" – motyw wędrownego śpiewaka słuchanego z zainteresowaniem przez gawiedź jest bliski Kaczmarskiemu – por. np. "Włóczędzy" z "Wojny postu..."
Ogólnie motywem przewodnim "Głupiego Jasia" może być zderzenie nadziei z jej realizacją. Zderzenie źródła z rozlewiskiem, młodego lasu ze starzeniem się, zderzenie bajki z rzeczywistością. Nadzieja to cecha głupca, który mądrzeje, gdy jest już za późno. Ale właśnie ta głupia nadzieja sprawia, że świat się zmienia na lepsze. Nawet jeśli ci, co najwięcej dla tego zrobili, najgorzej na tym wychodzą. Więc okazuje się, że mimo goryczy tego zderzenia, przesłanie jest pozytywne. W baśniach śpią prawdziwe dzieje;/ Woda Życia nie istnieje,/ Ale zawsze warto po nią iść.
Bardzo ważnym aspektem tej płyty są wstawki nieśpiewane. Jakoś z tekstami Kaczmarskiego mam tak, że pozbawione muzyki tracą wyraz. Nie jestem miłośnikiem śpiewanej wersji "Japońskiej ryciny", a i tak jej istnienie sprawia, że z nieśpiewanych tekstów z "Głupiego Jasia" właśnie ten najlepiej przyswajam. A przecież inne nieśpiewane wiersze są według mnie nie gorsze. "Posągi" zaś są wręcz bardzo dobre... Szkoda, że Kaczmarski zostawił je recytowane... To niestety obniża ocenę płyty.
Live
Najlepsza składankowa koncertówka. Z niej pochodzi większość kanonicznych dla mnie wersji tak, że często się łapię słuchając wersji studyjnych, że oczekuję trochę innej aranżacji (nie wyłączając Obławy I). Zresztą, wiele kawałków oficjalnie zostało utrwalonych tylko tu (Przejście Polaków przez Morze Czerwone, Lalka, czyli polski pozytywizm, Obława II i III, Powrót sentymentalnej panny "S"), ewentualnie na "20(5) lat później" (Ballada wrześniowa). Jak już pisałem przy płytach z lat 80 – wiele kawałków tam nagranych też poznałem najpierw z Live 1990. Nawet "Pan Kmicic" mi się kojarzy bardziej z tą wersją...
"Przejście Polaków..." trochę mi się osłuchało, ale zasłużenie zyskało status hitu."Powrót sentymentalnej..." jest już dla mnie trochę zbyt sentymentalny. Obława II też odstaje od jedynki i trójki. Za to "Obława III" jest świetna. Jest w niej motyw podobny do "Walki Jakuba z aniołem" i – odleglej - do "Wygnania z raju" – ceną wolności jest jakieś okaleczenie. "Lalka..." jest bardzo dobra. Polski pozytywizm pokazany, jako nieudany romantyzm – Rzeckiemu śni się Bonaparte, Wokulski kocha Izabelę. Muzyczne motywy Łapińskiego są tu też nie bez znaczenia.
Mury w muzeum raju
Prawie nie słucham. Prawie nie ma kawałków niezarejestrowanych gdzie indziej. W przypadku "Epitafium dla Jesienina" to nawet niespecjalnie żałuję, ale np. "Upadek Związku Radzieckiego" jest interesującym zapisem bardzo specjalnego okresu w historii, który zupełnie został wymazany z pamięci. Gdyby nie ta piosenka, nie pamiętałbym takich nazwisk, jak Janajew, a przecież tak niewiele brakowało, aby nazwisko to widniało w podręcznikach historii tak, jak będzie widnieć nazwisko Putin. Piosenka sama w sobie niekoniecznie wybitna, ale końcówkę wciąż mam w pamięci Za miedzą Litwa ma swą niepodległość /I ja się jakoś niepodległy czuję. (Ze słuchu mi się zdawało, że tam jest "niepodleglej"...) Żal mi też "Błędów wróżbitów", zwłaszcza, że ta piosenka jest na kasecie, której nie mam, a nie ma jej na płycie, którą mam (takie anomalie, tj. kasety bogatsze niż płyty, w przypadku Kaczmarskiego są niestety częstsze).
Bankiet
Tu koncept albumu jest oczywisty. Alkohol, okoliczności jego używania i skutki tego. Niestety, na jakości wykonania utworów odbiło się, to, że JK w tym czasie bardzo dobrze znał przedmiot opisu... Wiele kawałków jest pełnych humoru (czasem przez łzy). Na przykład "Ballada o ubocznych skutkach alkoholizmu" o skutkach wielkich słów w obronie idei, które wygłosił gdy w pestkę był zalany. Podobnie "Spotkanie w porcie", które pokazuje stopniowe utożsamianie się z propagandą – z tej piosenki pochodzi tekst, który niesie sporo prawdy – Po ichniemu nie rozumiem - on po ludzku też/ Lecz jest wódka więc jest tłumacz. Humor chyba miał być w "Wydarzeniu w knajpie", ale mi jakoś umyka. Trochę humoru jest w "Hymnie wieczoru kawalerskiego". Te wszystkie piosenki mają kilka wymiarów. Tragizm sytuacji jest rozbrajany przez niepowagę pijaństwa. Humor zaś jest tłumiony, przez to samo pijaństwo, które sugeruje, że bez stanu upojenia wcale nie byłoby wesoło... Człowiek słuchając tych piosenek z jednej strony się uśmiecha ze zrozumieniem i znawstwem sytuacji przy opisie "maratonu picia i kaca" w "Rondzie", ale nie może opędzić się od myśli, że to niepostrzeżenie z zabawy przekształca się w chorobę. Nałogi są ponadczasowe, ale trzeba przyznać, że rzeczywistość PRL i ZSRR (niektóre piosenki są wzorowane na Wysockim) sprzyjała alkoholizmowi...
Ciekawe jest, że dosyć rzadko słuchając tej płyty niektóre kawałki dobrze zapamiętałem (niektóre powtarzają się na składankach, co by częściowo wyjaśniało ten fakt), inne zaś mi zupełnie umykają. Z "Epitafium dla Boba Dylana" przykładowo pamiętam tylko okropny śpiew JK naśladującego Boba Dylana. Bardzo zaś wbija się w pamięć "Cień" - piosenka nastolatka o tym jak jest już z tymi dziewczynami! i o tym, że dawno nie było tak źle. I tu też z perspektywy pojawia się uśmiech.
Niezłym autoportretem jest "Pijany poeta" – i znów wraca motyw wędrownego zabawiacza, któremu ludzie zazdroszczą nie wiadomo, czego.
Na końcu zaś cztery piosenki Staszka Staszewskiego. Kiedy niedługo potem zaśpiewał je Kazik Staszewski, nastąpił między artystami konflikt. JK twierdził, że wersje Kultu mają przesadzoną aranżację. Być może aranżacja JK jest bliższa oryginalnej, ale ja i tak wolę Kultową...
No, to o tym etapie tyle.
_________________ Była tu wczoraj premier Suchocka, chyba przypadkiem przed wyborami
|