Ultima Thule

Forum fanów Armii i 2TM2,3
Dzisiaj jest wt, 10 grudnia 2024 10:08:22

Strefa czasowa UTC+1godz.




Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 25 ]  Przejdź na stronę 1, 2  Następna
Autor Wiadomość
PostWysłany: czw, 06 czerwca 2013 21:14:55 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 11:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
Zacznę od końca. A może zrobię tylko sam koniec? Jestem po lekturze książki "Kronos" Witolda Gombrowicza. Szumnie zapowiadana w prasie, atakująca ze słupów ogłoszeniowych, wyskakująca z portali internetowych. Jest wszędzie. Sam się na to załapałem, choć pewnie nie pobiegłbym do księgarni w dniu premiery gdyby nie to, że w grudniu ubiegłego roku zacząłem powtórnie czytać "Dzienniki" Gombrowicza. A chwilę temu "Ferdydurke". Ziarno zostało zasiane, więc dlaczego nie wykorzystać tej okazji?

Obrazek
Witold Gombrowicz, Kronos, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2013

Już przed lekturą książki pojawiało się wiele pytań: po co to wydawać? No dobra, wydawać to jeszcze ujdzie, ale po cholerę taki szum? Wszak właściwie nie mamy tu do czynienia z dziełem artystycznym. Zaczynanie przygody z Gombrowiczem od tej pozycji? Wątpliwa atrakcja. "Kronos" przeznaczony jest dla osób głęboko siedzących w biografii pisarza. Setki orientacyjnych dat, mnóstwo nazwisk, masa przypisów bez których lektura byłaby umiarkowanie atrakcyjna. Niemniej jednak równanie może wyglądać następująco: nie czytałeś "Dziennika", "Kronos" nie jest dla ciebie, czytałeś "Dziennik", ewentualnie możesz uzupełnić jego lekturę "Kronosem".

A co jest w środku?
Tekst prawdopodobnie zaczął być spisywany pod koniec 1952 roku. Przedtem (od lat 20.) jest sporo zdawkowych informacji, wyliczanek, widać, że autor przypominał sobie pewne rzeczy i hasłowo je zapisywał. Rok 1953 to już zapisy konkretniejsze, bez perspektywy czasowej, widać, że prowadzone na bieżąco. Wpisy są miesięczne, niezbyt wielkiej objętości. Każdy rok jest zakończony podsumowaniem.
"Dziennik" można określić miane dzieła filozoficznego. "Kronos" jest tu i teraz. Przygody erotyczne Gombrowicza? Tak, była ich spora ilość. Zarówno przygód męskich, jak i damskich. W najróżniejszych miejscach, czasem na granicy dobrego smaku (domyślamy się po podaniu lokalizacji). Ot, przyjazd do Berlina i wyruszenie na łowy, żeby upolować chłopca jakiego... Nie jest to szokujące, gdyż na żadne opisy nie trafimy, aczkolwiek zaciekawia ogromny apetyt seksualny pisarza, przygody w niebezpiecznych miejscach, argentyńskie łapanki policyjne... Na ten aspekt dzieła kładziono szczególny nacisk w reklamie. Ok, ale jeśli szukasz pornografii, sięgnij po "Pornografię".
Zdrowie. Nie był Witold chłopem zdrowym. Sporo częstych dolegliwości go napadało. Zażywał duże ilości leków (zwłaszcza pod koniec życia). Możemy sobie nawet zrekonstruować jego apteczkę. Można też wyczytać trochę o "wrzodach na jajach", wenerycznych chorobach, starzeniu się wraz z fizjologicznymi wyliczankami.
Ekonomia. Z zapisków możemy dowiedzieć się ile autor w danej chwili miał na koncie, kto wpłacał mu pieniądze, kto był mu dłużny i w co inwestował. Widać też, że do połowy lat 50. Gombrowiczowi raczej się nie przelewało. Stabilizacja nastąpiła dopiero pod koniec życia, kiedy popularność znacznie wzrosła, a co za tym idzie pojawiały się tłumaczenia, spektakle, itd. Na tym tle widać również kto kibicował pisarzowi, kto zabiegał o wydawanie jego książek.

Zastanawiam się, co tu więcej napisać i w sumie nic nie przychodzi mi do głowy. Ładne posłowie Jerzego Jarzębskiego bilansuje wszystko, sporo jest interesujących fotografii, niesamowite są przypisy. Kawał roboty. No ale trzeba było to zrobić, żeby ze skromnego zeszytu zmontować książkę o objętości ponad 450 stron.

I w sumie korci mnie by zacytować Gombrowicza:
Koniec i bomba, a kto czytał ten trąba!

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: sob, 22 czerwca 2013 19:19:47 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 11:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
Witold Gombrowicz "Trans-Atlantyk" (pierwsze wydanie 1953, publikacja w odcinkach w "Kulturze" od 1951 roku)

Wpadłem w Gombrowicza jak śliwka w kompot. Troszkę szkoda, że "Dziennikami" czy "Ferdydurke" nie dzieliłem się tutaj, jeno od "Kronosa" temat się zaczął. Ale przecież nie wszystko skończone, ledwo rozpoczęte, więc może kiedyś, może później wrócę do tego, bo wydaje mi się, że zagadnienie dopiero się we mnie otwiera, a nie zamyka. I tak refleksja po lekturze pojawić się musi, choć daleko będzie jej do filologicznego wywodu, rozprawy naukowej. To bardziej gorący zapis wrażeń niż jakiś referat. A tłumaczę się, bo pisanie o literaturze trudną rzeczą i za moment wskoczy ktoś tu i powie, że pominięte, że przekłamane, że nie tak. A przypisy? A to inny już taki sąd wyraził! Może skrypt to jaki jest? A ja mówię, że to nic, że tak ma być, na spokojnie, jak rozmowa, jak wpis do pamiętnika, bez napinki. I może powinienem sobie to dla siebie zostawić, ale szkoda tak. Lubię TU na UT prowadzić swój pamiętnik.

Moja lektura tej powieści rozbija się na kilka elementów. Po pierwsze i chyba najważniejsze: język. Na początku odpychający, sarmacki, paskowo-pamiętnikarski, barokowy, gęsty. Pierwsze wrażenie odpychające, wręcz pojawiła się we mnie myśl: zestarzało się. Dalej jednak, kiedy reguły gry staną się dla nas jasne, kiedy opanujemy JĘZYK powieści, wtedy zaczniemy w niego wnikać. To jeden z ważniejszych elementów tej historii. Swoją groteskowością kształtuje takiż świat Polonii argentyjskiej i Argentyjczyków. Kuriozalne powtórki, nadmierne (świadome) wykorzystywanie wielkich liter, pląsanie pomiędzy słowami, obsesyjne ich powtarzanie stwarza dziwaczną rzeczywistość. Wielkie litery tworzą gesty, gesty tworzą wielkie litery, wzajemnie się sprzęgają i tworzą ten kuriozalny język. Po chwili, gdy już przyzwyczaimy się do niego, zaczynamy wyczuwać humorystyczne podejście do słowa. Wielce to pocieszne jest, choć wciągające i dające przyjemność inną niż śledzenie świata przedstawionego w powieści. A ten, choć ciężki, to jednak przedstawiony w powyższy sposób lżejszym się staje. Przygody głównego bohatera, Witolda Gombrowicza, wciskają nas w różnorodną problematykę. Jest tego sporo. Świat emigracji, czasy wojny, reakcje na zaistniałą sytuację, rozwiązłość seksualna (dokładnie: homoseksualizm), narody słabe, drugiej kategorii, mesjanizm, romantyzm, Mickiewicz, kastowość społeczna, relacje stary - młody, ojciec - syn... Wątków poruszanych jest tutaj jak widać cała masa. Wydaje się jednak, że nad wszystkim dominuje polskość zniewalająca, polskość, która przymusza nas do bycia ludźmi drugiej kategorii, zawsze w cieniu, zawsze aspirującej wyżej, a nigdy nie takiej, do której się aspiruje, do której się porównuje. Męcząca pozycja, z której wyjścia chyba nie ma. No chyba że w młodość wyswabadzającą, co u Gombrowicza jest tematem głównym. Wyjść, przepoczwarzyć się, zmienić, zrzucić piętno. Męczeństwo, wojna, obowiązki społeczne narzucające nam schemat działania, kalki wykorzystywane od wieków. Jak to zrobić? Odpowiedzi gotowej brak. Finał, który teoretycznie powinien być inny, jawi się jako eksplozja orzeźwiającego śmiechu. Buchbach, śmiech, buchają, bach, buch... A co dalej? Wysil się i odpowiedz sobie na to pytanie samodzielnie.
Nie sposób też nie wspomnieć o wszechogarniającej gombrowiczowskiej Formie (piszę wielką literą, żeby zaznaczyć właśnie, że to jego pojęcie). Relacje wzajemne w odseparowanej od kraju rzeczywistości. Ten z tym, ten względem tego, ten względem tamtego. Wiele o tym w "Dzienniku", wiele w "Ferdydurke". To zasadniczy problem w twórczości Gombrowicza. Nic nowego, ale zawsze jak się pojawia, uzmysławiam sobie siebie w rzeczywistości.
I jeszcze jedno do głowy mi przychodzi. Doskonałym rozwiązaniem było wejście w schemat lekkiej powiastki filozoficznej. Moc przekazu pozornie słabnie, z pewnością jednak staje się łatwiej przyswajalna. Kolejne stopnie wtajemniczenia bohatera wciągają go coraz głębiej we wspomniane wyżej zagadnienia. A co z dzisiejszej perspektywy przynosi "Trans-Atlantyk"? Nie trzeba być znawcą aktualnych spraw politycznych, by zauważyć, że pewne wątki nadal są bardzo aktualne.

Tyle na gorąco, żeby nie zapomnieć, że się czytało.

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: sob, 22 czerwca 2013 21:48:41 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 26 stycznia 2009 20:04:57
Posty: 14045
Skąd: ze wsi
Dzięki za te wpisy. :) Bardzo dobre wpisy... dzięki pierwszemu wiem, że raczej po "Kronosa" nie sięgnę, drugi przypomniał mi o mojej lekturze... nie "Trans-Atlantyku", a "Dzienników", do których mam zamiar kiedyś wrócić. Za Gombrowiczem jednak nie przepadam, to znaczy nie podoba mi się. :)

_________________
un tralala loco


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 24 czerwca 2013 07:59:25 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 11:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
Pietruszka pisze:
Dzięki za te wpisy. Bardzo dobre wpisy.

Bardzo dziękuję za dobre słowo!



Pietruszka pisze:
Za Gombrowiczem jednak nie przepadam, to znaczy nie podoba mi się.

Całkowicie to rozumiem!

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pt, 16 sierpnia 2013 22:03:07 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 07 listopada 2010 09:40:04
Posty: 306
Mała refleksja po lekturze Bakakaj Gombrowicza i nie tylko.

Człowiek z wydaniu Gombrowicza nie jest podmiotem samodzielnym, autonomicznym.
Jesteśmy skazani na drugiego człowieka i jedyne co możemy zrobić to być bardziej wyraźnie świadomi zależności w jakie popadamy obcując z nim.
Z kolei mając większa świadomość możemy nabyć umiejętności lepszego reagowania na ludzi, którzy na nas działają.
Kształtujemy/ stwarzamy się w taki sposób w jaki odpowiadamy na zachowanie innych ludzi względem nas.
Pomimo tego, nadal mamy możliwość osadzania się w takich obszarach, które nam bardziej odpowiadają - np. jestem fanem zespołu Armia i regularnie urabiam się tą muzyką :D
Najważniejsze jest chyba to, że nigdy do końca nie musimy ulegać każdej Formie. Zawsze mamy możliwość pozostawienia pewnej niedookreśloności w naszym byciu, która może wzbudza w innych niepewność, ale jednocześnie pozostawia otwarte furtki, aby pójść w inne obszary. Grunt nie dać się nigdy do końca upupić :D


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: sob, 17 sierpnia 2013 12:52:58 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 11:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
Leszek83 pisze:
Mała refleksja po lekturze Bakakaj Gombrowicza i nie tylko.

Serdeczne dzięki! :)


A ja uporałem się z kolejnym tomiszczem. I załączam poniżej garść refleksji notowanych chwilkę po zakończeniu trwającej trzy tygodnie lektury.



Jerzy Giedroyc, Witold Gombrowicz, "Listy 1950-1969", Warszawa 2006

A przypadkowo w ręce trafiła mi ta pozycja. Prawdę mówiąc, nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego, że coś takiego istnieje. Tzn. można było założyć ten byt, ale myślałem, że on wciśnięty w jakąś zbiorową korespondencję. No ale okazało się, że istnieje samodzielnie i na dodatek jest bardzo ciekawe, dla kogoś, kto chce wniknąć w świat Gombrowicza (ale pewnie i Giedroyca) nie tylko poprzez dzieła o charakterze stricte literackim.
Gombrowicz nie był wybitnym epistolografem. Pisał listy, bo musiał. Musiał kontaktować się ze światem, musiał załatwiać sprawy wydawnicze, ale był to przymus, a nie przyjemność. Forma listu mogła mu doskwierać z jednego zasadniczego powodu: odbiorca był jeden, a to zawężało siłę jego działania, było niezgodne z jego programem. On, geniusz, pragnął, by czytali go wszyscy i wszędzie, a nie tylko wybrani. Dzięki jednak tym listom, a jest ich grubo ponad 700, wyłania się obraz Gombrowicza jakiego właściwie nie znałem.
Panowie nawiązali korespondencję w 1950 roku. Gombrowicz szukał wtedy wydawcy dla swojego "Ślubu" i "Trans-Atlantyku". Był biednym urzędnikiem bankowym, który co prawda doprowadził do przetłumaczenia "Ferdydurke" na hiszpański, ale grono jego odbiorców było niezwykle ograniczone. Wtedy trafił na redaktora "Kultury". Był to początek długoletniej współpracy usianej różnymi problemami. W swoich listach do Giedroyca Gombrowicz jest bardzo konkretny. Nastawiony jest na siebie, na swoje cele, ale robi to w taki sposób, żeby odbiorca nie czuł się wykluczony z całej tej historii. Znamienne jest rozpoczęcie "Dziennika" silnym akcentem, który postawił "ja" w centrum. Tak jest tutaj, tak jest w całym dorobku tego pisarza. Redaktorze, masz do dyspozycji mnie, geniusza, wykorzystaj to. Co ciekawe, można zauważyć w tej korespondencji momenty, które okazały się niezwykle ważne w biografiach obu panów. Również tutaj rodzi się pomysł "Dziennika", kiedy Giedroyc stwierdza, że taka "jest to forma wymarzona dla pana". Dzieło zaczyna powstawać, teksty spływają, a listy wypełnione bywają różnymi nieporozumieniami. A to gdzieś przesyłka się zawieruszyła, a to poszła inna kolejność materiałów, czasem zaszwankowała korekta, a to Gombrowicz jest oburzony, że Giedroyc kręci nosem na jakość tekstu. W tej wymianie epistolarnej również ścierają się programy obu panów. Gombro prze na siebie, redaktor miewa jednak często inne cele. Tutaj też możemy obserwować przygody wydawnicze, możemy zobaczyć, jak trudnym współpracownikiem był Gombrowicz. Setki poprawek różnych tekstów, ciągła mania własnej wielkości, upominanie się o finanse, które Giedroyc zawsze mu gwarantował (nie tylko na polach płatności za teksty, ale również wstawiał się w różnego rodzaju fundacjach, czy u osób władnych, żeby stypendia szły konkretnie do Gombrowicza). Problem pieniędzy należałoby omówić szerzej. Giedroyc pielęgnuje Gombrowicza, wykorzystuje swoje znajomości, ułatwia pisarzowi bytność w kraju i w Europie, ale nie daje mu wejść na swoją głowę. Czuć szacunek, ale nie odbywa się to za wszelką cenę. Co ciekawe Gombrowicz nie odwzajemnia się jakimkolwiek zainteresowaniem "Kulturą", to pismo traktuje instrumentalnie, jako arenę dla samego siebie. Wychodzi tutaj sporo smaczków. Przykładowo pisarz irytuje się, że w pewnych tekstach Miłosz i on wymieniani są zawsze w kolejności, która pierwszeństwo daje późniejszemu nobliście.
Listy odzwierciedlają również ducha czasów. Obie osoby są jak sejsmografy, wyłapują tąpnięcia bądź to krajowe, bądź emigracyjne, interpretują je, omawiają plany działań, spierają się. Oczywiście w tle jest to co najistotniejsze, twórczość Gombrowicza. Bardzo mocne są fragmenty dotyczące finansów. Doświadczony biedą Gombrowicz prze ostro, wielokrotnie napada na Giedroyca, choć faktycznych ku temu powodów nie ma. Później, gdy jego sytuacja się już nieco ustatkowała, również bywał w tych tematach nieprzyjemny. Zarzucał redaktorowi, że jego pismo ciągnie on, choć zapominał o tym, że wielokrotnie to właśnie ze strony "Kultury" szła pierwsza pomoc, że bezdochodowe wydania Instytutu Literackiego sprawiły, że wiele osób się zetknęło z jego twórczością... Giedroyc znosił to godnie, choć jasno stawiał swoje argumenty. Podczas lektury można się wielokrotnie zirytować postawą pisarza. Na usta cisną się tylko mocne i dosadne słowa. Wypadałoby to okrasić garścią cytatów, ale proszę mi wybaczyć lenistwo...
Korespondencja Gombrowicza i Giedroyca to pozycja znacznie cenniejsza niż "Kronos". Zdecydowanie odkrywamy tutaj kulisy tego, co działo się chociażby w "Dziennikach", jest to coś, co można nazwać jakimiś komentarzami do "Dziennika" właśnie.

W tekście znajduje się kilka informacji i sądów, które wyszarpnąłem ze wstępu pióra Andrzeja Stanisława Kowalczyka.

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: sob, 24 sierpnia 2013 13:19:02 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 07 listopada 2010 09:40:04
Posty: 306
Ale świetny wpis :brawa:

Zawsze mnie interesowały wątki współczesnych wielkich artystów dotyczących ich funkcjonowania w codzienności, tego jak mierzyli się z podstawowymi problemami natury materialnej (bardzo np. podobał mi się wątek pobytu Budzego z Brylem i resztą ferajny w domku w Mazurach). To jak wielcy twórcy odnajdywali się jako jednostki w środowiskach i czasach, w których bycie artystą może dodawało jakiegoś splendoru (ale dobrze wiemy, że tylko tym nielicznym), ale przeważnie wiązało się z postrzeganiem ich jako odmieńców, leni czy też mało praktycznych ludzi nie wiedzących czym konkretnie w życiu chcą się zajmować.
Dzięki temu wpisowi już wiem, że odłożone pieniążki nie wydam na "Kronosa" a wyżej wymienione i tak ciekawie opisane "Listy" :)

Ja w tej chwili wziąłem na warsztat "Dramaty". W pierwszej kolejności "Iwonę, księżniczkę Burgunda". Bardzo dobrze się to czyta. Relacje między uczestnikami dramatu są bardzo dynamiczne i niejednokrotnie arcykomiczne. Chyba na zawsze zapamiętam fragment, w którym to jeden z bohaterów ginie, a Królowa na to: "Ignacy, trzeba będzie pomyśleć o żałobie. Nie masz czarnego garnituru. Przytyłeś. Tamte są za ciasne". Kawałek dalej Królowa do Księcia:"Klęknij Filipie. trzeba uklęknąć, synu.Tak trzeba". Wtóruje jej Król"Prędzej! Nie możesz sam jeden stać, kiedy wszyscy klęczymy". I Książe zdezorientowany klęka.
Dodam, że podobna sytuację miałem u znajomych, której zresztą byłem naocznym świadkiem. Chyba jeszcze wówczas Narzeczona posłała swego Narzeczonego do sklepu po ser. Po dłuższej nieobecności przychodzi do mieszkania bardzo wyciszony. Przekazuje zakupiony ser Narzeczonej i informuję, że napadło go dwóch zbirów żądając oddania telefonu komórkowego. Narzeczony zdecydowanie odmówił i o dziwo napastnicy po pewnej chwili i kilku niecenzuralnych słowach zostawili w spokoju Narzeczonego. Na to Narzeczona po skończonej relacji przyszłego męża pyta się:"A tego drugiego sera nie było?" :D Jak widać teksty Gombro są uniwersalne i wcale nie tak absurdalne jak się nam wydaje :D

Ciekaw jestem wrażeń z lektury "Bakakaj" :)


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: ndz, 25 sierpnia 2013 09:14:50 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 11:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
Leszek83 pisze:
Ciekaw jestem wrażeń z lektury "Bakakaj"

No to jedziemy. Dość oględnie wyszło, wierzgająca sprawa. :)


Witold Gombrowicz "Pamiętnik z okresu dojrzewania" [1933], czyli Witold Gombrowicz "Bakakaj" [1957]

"Bakakaj" szerszy, bardziej rozbudowany, z wcielonymi opowiadaniami, które zostały opublikowane bądź napisane już po książkowej publikacji "Pamiętnika z okresu dojrzewania". Wyborna to była lektura, inna, świeża, w gruncie rzeczy moja pierwsza. Z małymi wyjątkami, bo jakieś dwa opowiadania dawno temu na jakieś zajęcia z poetyki czytałem.
Inna to proza, niż późniejsze rzeczy Gombrowicza. Inna, ale w gruncie rzeczy jego, bardzo jego. Pierwsze co najbardziej rzuca się w oko, to groteskowość świata przedstawionego. Często kuriozalna wręcz, można by powiedzieć, że młodzieńczo naiwna. Tomik ma w sobie też niesamowitą świeżość i czuć w nim jakąś olbrzymią dozę humoru. Wiele sytuacji jest tak kuriozalnie absurdalnych, że nie sposób się podczas lektury uśmiechnąć. Po "Trans-Atlantyku" ten humor chyba znika z dorobku pisarza jeśli mnie pamięć nie myli. Wkrótce będę miał okazję to zweryfikować.
Kolejne, co rzuca się w oczy, jest brakiem. To brak polskości. Zarówno tutaj, jak i w "Ferdydurke" ten problem nie istniał. Wykiełkował w twórczości pisarza na obczyźnie i rozrósł się do poważnego zagadnienia, bez którego nie można analizować dorobku Gombrowicza.
No i najistotniejsza kwestia. Forma, największy problem Gombrowicza. Już tutaj jest wyraźnie zarysowany. Pulsuje w wielu fragmentach, ale wydaje się, że jeszcze nie był wtedy czymś, co miało się stać naczelną ideą. Było ważne, było istotne, ale dopiero kiełkowało. Nie wiem, czy moje argumenty są zgodne z ogólnie przyjętymi interpretacjami czy też powszechną wiedzą. Ja również nie znam innych wczesnych tekstów programowych, recenzji czy korespondencji pisarza. Opieram się tylko na indywidualnym odczuciu. Problem formy tu jest, ale nie zawłaszcza on sobie terenów tak ogromnych, jak to ma miejsce później.
O miejscu tego tomu w literaturze dwudziestolecia nie ma co pisać. Wszystko opracowane, wystarczy wybrać się do biblioteki.

Cholernie trudno się pisze mi się o tym tomiku. Można analizować poszczególne opowiadania, interpretować je, ale jakieś ujęcie totalne nie chce do mnie przyjść. Nie wiem czemu. Może dzieło na tyle niepokorne we mnie, że nie chce się zamknąć w jakimś jednym czy dwóch wnioskach. Może niech tak zostanie.

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: ndz, 01 września 2013 11:06:16 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 11:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
Witold Gombrowicz, Pornografia [1960]

Tyle z "Pornografii" mi zostało.

Kilka lat po "Trans-Atlantyku" Gombrowicz znów wskoczył w formę powieściową. I po raz pierwszy chyba wyłoniło się w jego dorobku prozatorskim dzieło pozbawione bardzo ważnej cechy. Zabrakło groteski, zabrakło humoru. W to miejsce wparował mrok i jakieś niebezpieczeństwo. Ciężko streszczać "Pornografię", bo fabuła jest tutaj sprawą drugorzędną. Powieść z czasó drugiej wojny światowej, z AK w tle, trochę tematów ziemiańskich. Ale to mało ważne, bardzo nieistotne. Ważne jest to, że w streszczeniu skupiamy się na elementach istotnych, tutaj natomiast te elementy wcale nie są najważniejsze. Na plan pierwszy wychodzi nieistotność, drugoplanowość, peryferyjność. To co ważne, na pierwszy rzut oka wydaje się mało ważne. Faktyczne relacje pomiędzy faktami zostają zaburzone, zmienione, wykrzywione.
Najistotniejszym tematem tej powieści wydaje się oczywiście kwestia formy. No i relacji mędzyludzkich oczywiście. Sieć powiązań pomiędzy głównymi bohaterami jest tutaj tak ciasna, tak zbita, że każde, najlżejsze dotknięcie tej materii zmienia wszystkie zachowania. Byle podmuch, a konstelacja zaczyna się zmieniać, przyjmuje nieoczekiwane kształty. Drugim ważnym elementem jest opozycja młodość- starość. Silnie nacechowana erotyzmem, pokazująca, że stary na młodego wpływa inaczej niż młody na starego. Takich opozycji jest tutaj całe mnóstwo. Można byłoby zrobić wykres zależności pomiędzy postaciami, ich wzajemne wpływy, któe może w sumie ustawiłyby jakiś ogólny poziom ciśnienia w tym dziele. Dodatkowo trzeba wspomnieć o parze głównych bohaterów. Fryderyk oraz Witold Gombrowicz są tutaj kreatorami tej rzeczywistości. Znacząco ją modelują, mają wiedzę, której pozbawieni są inni bohaterowie. Dotyczy to zwłascza Fryderyka, któy od pewnego momentu świadomie reżyseruje całą rzeczywistość świata przedstawionego. Trudna i dziwna to postać. W jakim celu to robi? Dlaczego? Nie do końca wiadomo. Kimże on jest?
Bohaterowie, fabuła, jest tu na bardo odległym planie. Zabawa konwencją również. I przebiega ona zupełnie inaczej niż w "Trans-Atlantyku" czy "Ferdydurke". "Pornografia" jest powieścią ciemną, może nie duszną, ale w jakiś sposób przytłaczającą. Ciekawe przeżycie, choć dość trudne.

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 02 września 2013 09:57:31 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 07 listopada 2010 09:40:04
Posty: 306
pilot kameleon pisze:
"Pornografia" jest powieścią ciemną, może nie duszną, ale w jakiś sposób przytłaczającą. Ciekawe przeżycie, choć dość trudne


Co ma takiego w sobie ta powieść, że tak ją odebrałeś?

Skończyłem czytać Operetkę i Ślub. Najtrudniej było ze Ślubem. Czytałem i czytałem, i momentami w moim umyśle krążyły tylko porozbijane fragmenty tekstu, którym nie umiałem nadać głębszego znaczenia. Były tylko nieliczne, które były przyczynkiem do pewnych rozmyślań.
Zdecydowanie łatwiej było z dramatem Iwona, księżniczka Burgunda, mogę go streścić a nawet zinterpretować, na swój pokręcony sposób.
Ale z lektury dramatów na pewno jestem zadowolony :)

Mam taki fragment ze Ślubu, który wypowiada Pijak:
"...między nami Bóg nasz się rodzi i z nas i kościół nasz nie z nieba, ale z ziemi religia nasza nie z góry, lecz z dołu my sami Boga stwarzamy i stąd się poczyna msza ludzko ludzka..

Przypomina mi się Wojewódzki na woodstockowym ASP. Powiedział (przytaczam sens słów z pamięci), że religia jest tworem człowieka w celu opanowania strachu przed śmiercią. Następnym gościem był ks.Adam Boniecki, Wojewódzki mijając go powiedział pewnie zdaniem księdza mówiłem same herezje. Na co Boniecki nie, w tym co powiedziałeś było dużo mądrości.

Czytam teraz Tischnera, który pisze, że stosunek nas do drugiego człowieka mówi nam o tym jaki mamy stosunek do samego Boga.

A co z Gombro?

Z tego co przebija z cytowanego fragmentu Ślubu to stwierdzenie, że Bóg jest tworem międzyludzkim. Nie jest on budowany w umyśle indywidualnej jednostki a wyłącznie w świadomości zbiorowej. Jednostka nie stwarza swojej własnej wizji, a jej obraz jest wypadkową interakcji wewnątrz grupy, której członkiem siłą rzeczy jest. Nie ma mowy o transcendencji, wszystko co dotyczy boga międzyludzkiego ma swój początek i koniec na ziemi. Kościół gombrowiczowski to zbiór osób, których łączy wspólnotowa idea realizacji określonego dobra. Idee, wyobrażenia członków kościoła nigdy nie są w pełni ich autonomicznymi myślami, są wyrazem zbiorowych poglądów i sposobów przeżywania religijności aktualnie preferowanych, kosztem innych wśród danej społeczności. Pojawia nam się zatem obraz ograniczenia, zniewolenia, braku wolności. Co ciekawe, ludzie wierzący mówią, że postawienie Chrystusa w centrum własnego życia to dopiero prawdziwa wolność.
Ciekawe ile elementów gombrowiczowskiego kościoła funkcjonuje współcześnie, a wierzę, że troszkę ich jest :wink:


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pt, 10 stycznia 2014 11:30:20 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 11:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
Witold Gombrowicz, Testament. Rozmowy z Dominique de Roux [1969]

"Kosmos" mi się nie przeczytał. Muszę wrócić znów, ale nie mam chyba na niego siły. Uciekał, nie mogłem się wciągnąć, więc na siłę nie chciałem w to brnąć. Szkoda zmarnować tak książkę.
Podczas pobytu na święta w domu w łapska wpadło jednak coś o zupełnie innym charakterze. "Rozmowy z Dominique de Roux". Pierwotnie rzecz przeznaczona dla czytelnika francuskiego, oraz pewnie ogólnie niepolskiego. Gombrowicz opowiada o swoim dorobku, próbuje go zsyntetyzować, wyciągnąć części wspólne, odpowiednio nastroić potencjalnego odbiorcę. Wszak większość życia walczył o to, by był rozumiany tak jak on sobie tego życzy. Nie można powiedzieć, jest to w pewnym stopniu ciekawe obserwować w jakim świetle stawia się Gombrowicz. Trochę to podobne do fragmentów "Dzienników", gdzie też na wiele sposobów próbował wprowadzić czytelnika w swoje dzieła. Resume Gombrowicza popełnione przez Gombrowicza na samym finiszu żywota jego.
Ciekawostką jest, że "rozmowy" wcale nie były rozmowami, bo ponoć podczas prób rejestracji rozmówca nie potrafił się odnaleźć. I stanęło na tym, że to on stał się twórcą tego dzieła właściwie w całości. Nawet wstęp de Roux był pisany "pod nadzorem". W sumie nie ma się za bardzo co rozpisywać nad tym tytułem. Dodam tylko, że słowo "Testament" dodano pośmiertnie, gdyż był to ostatni większy tekst popełniony przez Gombrowicza.

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 05 lutego 2014 19:52:23 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 07 listopada 2010 09:40:04
Posty: 306
pilot kameleon pisze:
A co dalej? Wysil się i odpowiedz sobie na to pytanie samodzielnie


No właśnie, super ciekawe pytanie.
Gombrowicz pisał, że z jednej strony możemy pójść drogą zastygłej polskości, wybrukowanej jak wspomniałes męczeństwem, bohaterstwem gdzie

pilot kameleon pisze:
nad wszystkim dominuje polskość zniewalająca, polskość, która przymusza nas do bycia ludźmi drugiej kategorii, zawsze w cieniu, zawsze aspirującej wyżej, a nigdy nie takiej, do której się aspiruje, do której się porównuje. Męcząca pozycja, z której wyjścia chyba nie ma


Z drugiej strony możemy pójść drogą rozwoju, wyzwolenia, gdzie poddajemy się sile życia.

Ale możemy także wybrać trzeci rodzaj drogi, który obrazuje końcowa scena Trans-Atlantyku.
Gombrowicz pisze "jeśli potraficie śmiać się z siebie, bawić i cieszyć się sobą, choćbyście w najgorszych znajdowali się opałach, będziecie zbawieni".

Gdzieś tam podskórnie wyczuwam dużo racji, dużo zdrowego rozsądku.
Ile to sił, czasu tracimy na walkę i to na poważnie.
Żeby tylko na walkę, niejednokrotnie dzień człowieka polega na ciągłej obronie prawa postrzegania świata bardziej na swój sposób, tego aby nie dać się spłaszczyć, zdeformować na wzór innych.
I nie chodzi mi o tylko o prawo do bliższej mi Formy dającej więcej dobrego, myślę o prawie do świętego spokoju!
Niesamowicie mnie to męczy, wyjaławia.
Jak bardzo chciałbym nabrać dystansu, wejść w środek adwersarzy i zrobić buchbach :D


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 13 marca 2014 15:34:56 

Rejestracja:
pn, 12 października 2009 16:12:48
Posty: 805
Skąd: Daleko i blisko
Czytałem jedynie 'Ferdydurke' (świetne) i 'Kosmos' (nie bardzo, mocno nie bardzo). Jeślibym chciał zajrzeć do Gombrowicza, to co powinienem w pierwszej kolejności? Trans-atlantyk?

_________________
każdy cieszyć się chce


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: ndz, 16 marca 2014 11:18:36 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 11:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
Bartłomiej pisze:
Jeślibym chciał zajrzeć do Gombrowicza, to co powinienem w pierwszej kolejności?

Ja rekomendowałbym: "Ferdydurke" i "Dzienniki".






Rita Gombrowicz "Gombrowicz w Argentynie 1939-1963"

Z Gombrowiczem ostatnio podróżuję po jego życiu. Już grubo ponad rok to trwa i bardzo się cieszę, że sobie taką fazę wkręciłem. Odsapnąłem ostatnio od jego dorobku. "Kosmos" niedoczytany czeka na swoją kolejkę. No to sięgnąłem po coś, co jest lżejsze, inne, bardziej biograficzne. Sięgnąłem po pracę Rity Gombrowicz, która pieczołowicie zebrała wspomnienia ludzi, który zetknęli się z Witoldem podczas pobytu w Argentynie. Zetknęli i mieli coś do powiedzenia na jego temat. Materiały były zebrane podczas dwóch wizyt w Argentynie w latach 70. I jaki obraz Gombrowicza się z nich wyłania?
Niejednoznaczny, w każdym wypadku inny. Możemy się przyjrzeć biednym chwilom z początku pobytu. Posłuchać o biedzie, o próbach krzepnięcia WG jako artysty i pisarza, o tym, jak przebiegały prace nad hiszpańskim tłumaczeniem "Ferdydurke" w latach 40. Są wspomnienia osób, które pracowały z nim w banku, są wspomnienia jego słuchaczy, młodych wielbicieli, którzy zawsze byli przy jego boku. Wypowiadają się również wydawcy. Są także rozmowy z artystami z Argentyny. Opowieści o tym, jak WG lokował się na mapie tamtejszej kultury, jest też wspomnienie Rity na temat Borgesa. Dużo tego i bardzo interesująco idzie ta narracja. Maski WG zmieniają się w każdym wspomnieniu. I nawet nie chodzi o to, żeby próbować po tej lekturze zrekonstruować prawdziwe oblicze pisarza. Kto wie, czy takie istniało.

To taka książka, która przybliża czytelnikowi tamten okres w życiu Gombrowicza. Jest też część druga tej pracy, która opowiada o latach spędzonych w Europie (63-69). Jestem w trakcie jej lektury.

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 17 marca 2014 22:20:04 

Rejestracja:
pn, 12 października 2009 16:12:48
Posty: 805
Skąd: Daleko i blisko
Ferdydurkę czytałem i polubiłem za młodu i dotąd lubię bardzo.
Kosmosu nie lubię (poza kilkoma refleksjami).
Za biografiami zwykle nie przepadam, więc może jednak nie Dzienniki?


Na górę
 Wyświetl profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 25 ]  Przejdź na stronę 1, 2  Następna

Strefa czasowa UTC+1godz.



Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Przejdź do:  
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Group