Ultima Thule

Forum fanów Armii i 2TM2,3
Dzisiaj jest czw, 28 marca 2024 10:30:05

Strefa czasowa UTC+1godz.




Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 211 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1 ... 10, 11, 12, 13, 14, 15  Następna
Autor Wiadomość
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 28 lipca 2014 17:26:24 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 20 stycznia 2008 13:09:14
Posty: 4694
Ja już się mentalnie nastrajam :)

_________________
gdzie znalazłeś takie fayne buty i taką fayną głowę?


FORZA NAPOLI SEMPRE!


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 28 lipca 2014 17:33:24 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 11:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
Pijemy wódkę podczas jakiegoś sniadania? :D

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 28 lipca 2014 17:58:02 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 20 stycznia 2008 13:09:14
Posty: 4694
Jasna sprawa :D

_________________
gdzie znalazłeś takie fayne buty i taką fayną głowę?


FORZA NAPOLI SEMPRE!


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 04 sierpnia 2014 12:01:42 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 11:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
Dupy nie urwało, choć przecież było wiadomo, że nie urwie.

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 04 sierpnia 2014 19:35:55 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 14:59:39
Posty: 28006
Najlepsze? Najgorsze? :)

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 05 sierpnia 2014 22:46:52 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 20 stycznia 2008 13:09:14
Posty: 4694
Ja jestem bardzo zadowolony, chociaż bardziej z powodów towarzyskich itd. (wódki z Pilotem się nie napiliśmy, ale piwko poszło :)) niż z czysto muzycznych. Trochę mi przeszkadza, że headlinerzy to najczęściej zespoły, które reaktywowały się i grają starszy materiał, rzadko mnie to ekscytuje, najbardziej chyba mi przyposowało Slowdive z tej ligi. Belle & Sebastian: myślałem, że zasnę z nudów i najpierw olałem koncert, a było fajnie, chociaż to nie moja muzyka. Poza tym propsy też dla: Kaseciarza (bardzo fajne typy, pogadałem z nimi o plytach Maanamu :D), Kobiet (niezmiennie wysoka klasa!), Deafheaven (nie żebym był fanem, ale na koncercie załapałem czemu to może sie podobać, chociaż wokalista mnie czasem wkurwiał), Die Flote (po prostu fajnie napisane piosenki! krakowska scena indie bardzo mi się podoba, Kaseciarz kolejnym przykładem), Glenna, gitarzysty Black Lips (bo rzygnął w czasie koncertu i nie wzruszyło go to), Michała Szturomskiego z Wytwórni Krajowej (bo miły facet z niego) i paru innych osób/zespołów.



I na koniec anegdotka. Zakupiłem bilet przez internet, po przyjeździe na teren festiwalu musiałem podać numer swojego konta w OFF Sklepie, a potem pokazać dowód osobisty, żeby potwierdzono, że to faktycznie moje konto, a kiedy wszystko się zgadzało dostałem opaskę. Mój kumpel zapomniał wziąc dowodu z hotelu. Pani zakładająca opaski: "poproszę numer pańskiego zamówienia.". Kolega: "939239, z tym, że jest taki problem, że nie wziąłem dowodu". Pani: "Nazywa się pan Wojciech K?". Kolega: "tak" (bo w istocie tak sie nazywa). Pani uwierzyła na słowo i założyła mu opaskę. Nie ma jak profesjonalna weryfikacja :D

_________________
gdzie znalazłeś takie fayne buty i taką fayną głowę?


FORZA NAPOLI SEMPRE!


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 06 sierpnia 2014 17:28:54 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 11:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
Off Festival 2014, Dolina Trzech Stawów, Katowice, 1.08.2014

Oj, skurczyła nam się ekipa jeżdżąca na Offa. Pamiętam grupy bliskich znajomych przekraczające 10 osób. Z roku na rok jednak mozna było zauważyć, że ludność topnieje. I tak ostało się nas w tym roku czterech. Basik, Janusz, Chlebek i ja. Nie ilość jednak jest ważna, a jakość. I tutaj nie mogę narzekać, bo wybawiłem się świetnie, nagadałem do oporu, opróżnilismy kilka butelek ginu Lubiskiego i ogólnie total. A to niezwykle istotny aspekt festiwalowego życia. Dla mnie równie istotny co muzyka.

Autostrada mignęła nam błyskawicznie, miejsce parkingowe znalazło się natychmiast, logowanie na polu namiotowym expressowe. Wszystko cacy. Dzień koncertowy zaczął się od Kaseciarza. Świetny surfrock, choć może nieco za mało śpiewania. Muszę ich w klubie zobaczyć następnym razem! Duży potencjał ma ich muza. Dalej było Los Campesinos!, które natychmiast zniknęło z mojej pamięci. Potem przesiadka na leśną i dwa kawałki zespołu Inkwizycja. Potem ogródek piwny i prawdziwy start festiwalu. Zespół Kobiety zaprezentował w całości swój debiutancki album. Swobodnie poczynali sobie z repertuarem, potrafili odlecieć w kosmos, no ale bazę do tego mają cudowną. Chyba najlepszy koncert tego zespołu, jaki dane mi było widzieć. Gościnnie na klawiszu zespół był wspomagany przez Macieja Cieślaka. Potem był rajd na pole namiotowe, żeby przebrać ciuchy i powrót na końcówkę koncertu Black Lips. Fajne ramonesowe napierdzielanie, niesamowicie szczeniackie, ale przez to bardzo urocze. Potem transfer w kierunku sceny głównej i niezwykle gorący szoł Orchestre Poly-Rythmo De Cotonou. Dziesięciu Murzynów w mocnym afrobitowo-funkowo-gorącym transie. Nieczęsto słucham tego typu muzyki w domu, niemniej jednak takiw występy na zywo dostarczają mi wielkiej satysfakcji. Możliwość wykroczenia poza własne upodobania i znalezienie tam czegoś, co również zadowala. Długie kawałki, z dużą ilością perkusjonaliów, grupowymi wokalizami wspaniale rozgrzały publiczność. Mnie również. Następnym strzałem prosto w serce miał być występ Michael Rother Presents The Music of Neu! And Harmonia. Ostrzyłem sobie na to zęby. No i niestety trochę się zawiodłem. Po pierwsze przeszkadzało mi bardzo syntetyczne brzmienie - lodowate, czyste, nieprzyjemne wręcz. Po drugie Rother jakby chciał wpleść w swój występ jak najwięcej swoich tematów. Nie dał im wybrzmieć, nie dał wejść mi w trans tej muzyki. W moim odczuciu chciał zagrać wszystko, a nie zagrał niczego. Szkoda. Potem nadszedł czas na występ pierwszego headlinera: Neutral Milk Hotel. Znów kolejna reaktywacja, jako okręt flagowy. I co prawda był to przyzwoity występ, ale niczym szczególnym nie potrafił zainteresować. Ot, utwory z płyt, które zabrzmiały podobnie jak na płycie, tylko gitary brzmiały zadziorniej. Tutaj skończył się mój pierwszy dzień festiwalowy. Potem jeszcze wypiliśmy gin z tonikiem na polu namiotowym. Idealne pod sen.

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 06 sierpnia 2014 23:31:50 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 20 stycznia 2008 13:09:14
Posty: 4694
Wystartowaliśmy (w sześc osób) w czwartek. I od początku było problematycznie. Problemy z przesiadkami, nerwówka na dworcach, nagły atak deszczu w Kato, na tyle dotkliwy, że przemokły nam trochę wnętrza plecaków i walizek. Lądujemy brudni, zmęczeni i przemoczni w hostelu by dowiedzieć się, że naszej rezerwacji nie ma w bazie danych. Trochę zonk, na szczęście udaje się złapac pokój na dwa dni, a potem musimy sobie poszukac na nastepne dwa. I tutaj los jest milszy: miejsce na drugą polowe festiwalu znajdujemy po drugiej stronie ulicy. Wychodzi to trochę drożej, ale nie jest źle. A na naszej ulicy (bardzo ciekawa dzielnia) mamy też świetne obiady za dychę, bardzo przydatna rzecz w obliczu cen na festiwalu.
Piątek. Na początek nerwowka kolegi z dowodem, ale jest okej. Wchodzimy na teren festu i pierwsze co oglądamy to Lee Bains III. Bardzo porządny rockowy koncert. Może nie była to zbyt offowa muza, ale podobała mi się. Inna sprawa, że w domu raczej nie będę słuchał. Potem lecimy na Kaseciarza. Yeaaah, bardzo lubię ten zespół, a rozmowa z nimi (ponoć byliśmy jedynymi ludźmi, ktorzy do nich zagadali w tłumie) tylko mnie w tym utwierdziła. Trajbut dla Jerzego Miliana oglądałem z tyłu: wydawało się sympatycznie, ale soundcheck Inkwizycji trochę psuje wydarzenie. Inkwizycję jakoś w sumie olalaliśmy, nie jestem raczej fanem tego zespołu. Kobiety zagrały bardzo dobry set z pierwszą płytą. Skład mocno się zmienił od czasu nagrania tego albumu, za to gościnnie na klawiszach i gitrze grał Maciej Cieślak: stały element każdego Offa. Podobało mi sie, że cały zespół wystapił w jednakowych kolorystycznie ciuchach, a Cieślak nie, on chyba często ma wyjebkę na takie rzeczy. Zagrali super, szczegolnie jam w połowie "Kaszubskiego Szamana". W ogóle na offie jest więcej zespolów, które grają długie jamy na swoich koncertach niż tych, ktore tak nie robią: po trzech dniach można miec czasem dosyc :D Ale w przypadku Kobiet było to bardzo trafne i na miejscu. Potem Black Lips, które spędzam z kumplem gdzies z tyłu, a reszta naszej ekipy z przodu, co skutkuje doniesieniami o zaskakującym womicie gitarzysty. Muzycznie nie jest to powalające, aczkolwiek chyba z założenia nie ma byc. Jeden utwór kojarzy nam się z Who, inny ze Stonesami, a pod jeszcze inny spiewamy "Zawsze tam gdzie ty" (dośc zabawne, bo zdaje sie, że akordy były na początku te same, ale w przypadku piosenki Black Lips tempo bylo dużo szybsze i skoczne). Może być, nie narzekam. Potem jakieś metale. I prawie-Neu! Michael Rother prezentuje muzykę Neu!, Harmonii i uroczo prostą konferansjerkę ("ten utwór nagraliśmy w 1972 i nazywa sie tak" "a ten w 1977 i nazywa się tak" itd.). Z zastrzezeniami Pilota trochę sie zgadzam, ale z kazdym utworem bardziej mi się podobało. Te melodie brzmią jak hymny jakiegoś utopijnego państwa. Neutral Milk Hotel: było jak na płycie, a płyte lubię. Ogolnie to jednak trochę zlewam zespoły, które grają swoje najlepsze płyty kilkanascie lat po wydaniu i nie robią nic nowego (dobrze, ze chociaż MBV się wylamalo z tego trendu). Nastepnie zmiana w naszej ekipie: połowa idzie do spania, połowa (w tym ja) decyduje sie z ciekawości zostać do 4 rano, jeden z nas chciał obczaic Rose Windows. Duże ilości piwa w połączeniu z niewyspaniem dają o sobie znać i poczucie humoru robi się wyjątkowo abstrakcyjne. Koncert oglądamy lekko styrani ale w dobrym humorze. Nie bylo to nic oryginalnego, ale gitarzysta, który stał tuż przede mna ciekawie ciął na SG. Potem okazuje się, że uciekł nam ostatni autobus. Po dyszce na taksowke i lecimy na dworzec, a potem z buta do hostelu. Po drodze dużo zaskakujących przeżyc: jakies rozroby, policja, widzimy wielkiego kota, a z domu wychodzi (przypominam! jest tuż przed świtem!) około 8-letni chłopiec i idzie se na miasto. Docieramy cali i zdrowi, i z miejsca zasypiamy. Przed zaśnięciem mój kolega powiedział najlepszy żart sytuacyjny jaki w życiu słyszalem, ale za cholerę go nie pamiętam.

Drugiego dnia ustawiam się z Pilotem. Małe nieporozumienie lokalizacyjne, zwiedzam całą Dolinę Trzech Stawów, ale jest git. Rozmowa o tym i o owym. Wracam do ziomów. Gra Zeus. Takie tam rapsy, dużo o ziomkach, dużo prósb o robienie hałasu, podobne wrażenia jak rok temu na Biszu, tylko z DJ-em zamiast zespołu. Jako prosty chłopak ze złej dzielnicy preferuję inny hip-hop, ale nie jest źle, siedzę z kolega na trzepaku, jakaś kobieta robi nam zdjęcie, nie wiem co ją zaintrygowało. Variete okej, ale jakoś nie miałem wtedy ochoty na taką muzykę. Grzegorz Kaźmierczak ma przekonujący głos. Deafheaven: jak pisałem. Gitarzysta po prawej stronie fajnie grał, ale ogólnie ich koncepcja grania nie wydaje mi się jakaś odkrywcza i nie zmusza mnie do myślenia. Wokalista jakiś teatr odstawiał i dużo pluł: nie trafiła do mnie ta forma ekspresji, juz fajniej było jak sie rzucił w tłum. Potem nastąpiło jakies szeroko pojęte opieprzanie się. Frank Fairdfield fajnie zostal przyjęty przez publicznośc, czego chyba sie nie spodziewal, lubię takie momenty na tym festiwalu. Noon: jak to ująl Basik, koncert typu "wchodzi facet na scene i odpala elektronikę z laptopa". Oczywiście jest to pewne uproszczenie, bo miał i żywego perkusistę (z grupy Psychocukier) i dużo sprzętu, ale jednak nie było to zbyt wciągające, mimo, ze zaczął od wariacji na podstawie swojego życiowego bitu: "W Branży" zrobionego dla niejakiego Pezeta. Jesus & Mary Chain: chłopaki z Kaseciarza skomentowali to tak "czekaliśmy aż zasną, oni ciągle grali jeden numer". Trochę tak było. Jeden z braci (gitarzysta) na mocnym odlocie, dużo dziwnych dźwięków wydawał. Zagrali swoje, wokalista skatował trochę statyw i tyle.

Trzeci dzień: gra Die Flote. Ciekawe wykompinowane wokale, fajne harmonie, fajne melodie, ładne, słoneczne numery. Na scenie płachta z napisem "Stajnia Sobieski": to taki krakowski krag zespołów, który (tak obstawiam) może jeszcze wydać sporo fajnych rzeczy. Atmosfera na koncercie zupełnie rodzinna. Spotykamy jednego gościa, który pisze o muzyce i którego akurat lubimy, a on zaprasza nas na piwo i fajnie się gada. Niestety: tak fajnie, że przegapiłem Hatti Vatti, czego bardzo żałuję, nie tylko ze względu na koneksje forumowe :( Eric Shoves in Them Pocket: grali trochę jak stare Modest Mouse, ale ja bardzo lubię Modest Mouse, a oni teraz nie nagrywają już takich fajnych płyt, więc koncert mi sie podoba, tym bardziej, że nie jest to znowu jakaś zżynka. Jonathan Wilson: przez kilkadziesiąt minut czułem się jak na Olsztyńskich Nocach Bluesowych, chyba nigdy na offie nikt nie zagrał tylu solówek. Ale bez hejtu. Nie wiedziałem czy obejrzeć Króla czy Warszawską Orkiestrę Rozrywkową: w końcu obejrzałem to drugie, a tego pierwszego kupiłem sobie kasetę. Jestem zadowolony z tego kompromisu. W czasie kiedy na lesnej scenie gra inny król, bo sam szef festiwalu, Artur Rojek, ja z kolegą idziemy na Japonki z Nisennenmondai czy jakoś tak. Ile ludzi! Już myśleliśmy, że offowicze zbojkotowali popularnego Rojasa za niegodziwe postepowanie wobec młodych zespołów czy coś. Te trzy panie chyba nigdy nie grały dla tego gęstego tłumu. Mocny trans. Całkiem niezłe, ale nie tego potrzebowałem i opuściłem przed czasem. Z ciekawości rzuciłem tez okiem na Rojka, który grał dokładnie tak jak sobie wyobrażałem, i dokładnie tak jak Wy sobie wyobrażacie. Jednak oglądało go sporo ludzi. Widocznie nikt wtedy nie jadł.
Zamiast pchac się pod scenę obejrzeliśmy Slowdive z dystansu. I to był świetny strzał! W tamtych okolicznościach przyrody zażarło to fest, mimo moich obiekcji, ktore wyraziłem przy opisie koncertu Neutral MH. Glenn Branca: spodobał mi się ten set, po prostu zrobił konkretne, mocne wrażenie. Belle & Seba: myślałem, ze zasnę z nudów, poszedłem coś zjeść, ale gdy wróciłem całkiem mi się podobało i nawet na chwilę się wciągnąłem.

I tyle. Powrót bez problemów (no dobra, bieganie z walizkami w górę i w dół przejścia podziemnego w Koluszkach było dośc ekstermalne ale bez przesady). Po powrocie z tego festiwalu czuję się trochę jak w ostatnim wersie "Autobiografii" Perfectu. Mimo, że w trakcie nie zawsze jest idealnie to potem tego brakuje. Polecam.

_________________
gdzie znalazłeś takie fayne buty i taką fayną głowę?


FORZA NAPOLI SEMPRE!


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 07 sierpnia 2014 03:26:36 

Rejestracja:
czw, 23 czerwca 2011 09:03:09
Posty: 905
Skąd: Kraków
relacja Prazeo wzorowa,aż człowieka kusi w końcu się zmobilizować i tam pojechać :shock:
a kusi już 2 rok,ale coś sił nie ma :roll:


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 07 sierpnia 2014 21:17:43 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 11:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
Off Festival 2014, Dolina Trzech Stawów, Katowice, 2.08.2014, dzień dwa

Dzień drugi zaczął się dopiero po dziewiątej. Słońce było za chmurą, można było chwilę dłużej poleżakować w namiocie. Potem standardowa wizyta w Raulu i idziemy nad stawy. Tam gdzie zawsze. Szkoda, że nie dogadałem się z Prazeo tak, żeby tam bez problemu trafił. Błądził biedaczyna, ale jednak dotarł. Siedzimy i gadamy. Do tego browary. Jakoś wyjątkowo ochydne na tym festiwalu. Nie wspominam już o Grolszu, który jebał tekturą, czy o Redsie, który kosztował 10 ziko (oba sprzedawane na terenie festu), ale nawet to cośmy przytargali nad brzeg było słabe w ryj. Alternatywa jest tylko jedna i w tym kierunku poszliśmy dnia trzeciego. No i na tym leżakowaniu i pierdołach zniknęło nam popołudnie.
Strona muzyczna festiwalu wystartowała dopiero przed dziewiętnastą. I to był miazgator. Variete, moja pierwsza sceniczna styczność z nimi mnie dokumentnie zniszczyła. Genialny set (niestety nic z debiutu nie poszło), wspaniałe zachowanie sceniczne, cudowne interpretacje, spory luz. Popłynąłem po raz pierwszy i oczywiście zamarzył mi się klub, kameralna atmosfera, bliskość. Niemniej jednak to co dostałem na scenie leśnej było totalnym zaskoczeniem - spodziewałem się przyzwoitego występu, a dostałem niezły odlot. Po nich był Deafheaven, czyli mocno metalowy akcent. Nie podobało mi się, było nudno, przewidywalnie i chyba po prostu słabo. Gdzie Brutal Truth? Gdzie Messhugah? Gdzie Converge? tak sobie myślałem myśląc o mocnych akcentach poprzednich odsłon festu... Następnie powrót do lasu i jeden z mocniejszych koncertów tegorocznej edycji. Chelsea Wolfe. Ciężko uniknąć porównań z PJ Harvey, ale nie sądzę, by przyniosły one artystce ujmę. Pięknie oświetlona scena, demoniczna kobieta w białych powłóczystych szatach. Wspaniała atmosfera, wciągająca, intrygująca. Smutne, eteryczne kompozycje, w składzie skrzypce, które czasem ciągnęły cygańską nuta (albo ja tak to odbierałem), a czasem jakby na scenie stał John Cale. Wspaniały występ, który zapamiętam jako jeden z najlepszych w 2014 roku. Chwile później wypad na Bo Ningen. Japońskie szaleństwo psychodeliczne. Ja myślałem, że tam 3/4 składu to dziewoje, a tu koledzy mówią, że same samce. Hmmmm.... Hałasowali na granicy psychodelii, czasem zawiało Hawkwindem, a czasem Japonią. Mnie się czasem zdaje, że tam, na dalekim wschodzie, to mają inne chwyty gitarowe po prostu. I dlatego nawet jeśli nie porywa całkowicie, to zawsze intryguje. Bo Ningen jednak nie mógł wybrzmieć do końca, bo miałem ochotę na kawałek The Notwist. I trochę szkoda, bo poszedłem na coś, co brzmiało gorzej niż materiał z płyty. Nie było moim zdaniem w tym tego uroku. Wszystko się niby zgadzało, ale całość nie zagrała we mnie, tak jak płyty. A lubię posłuchać czasem ich ostatniego materiału. Potem była pauza, bo trzeba było się przebrać. Przybyłem na pole na The Jesus And Mary Chain. Pierwsze co zachwyciło, to świetny sound. Druga rzecz, to fajne gitary. Jeden wiosłowy był jednak albo najebany, albo coś innego mu dolegało. Przed każdym utworem coś tam sobie wygrywał na gitarce, potem w kawałkach też coś mu się nie zgrywało, do tego w jego pedalboardzie jakiś efekt był chyba zepsuty, bo raz na jakiś czas coś tam pierdziało. Jezusek zagrał swoje hałaśliwe piosenki, raz bardziej znane, raz mniej. Wszystko było na niezłym poziomie, a mnie najbardziej chwytały fragmenty z "Psychocandy", bo tylko to znałem. No i tak sobie grali, by na końcu troszkę pohałasować. I dobrze zrobili tym hałasem. Po powrocie do namiotu rozmawiam chwilę z Januszem i mówię - w miarę okej było. A on mówi: No i co z tego? Po prostu nie podobają mi się ich piosenki... I tak zakończył się dzień drugi.

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: sob, 09 sierpnia 2014 01:04:35 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 26 sierpnia 2012 15:33:07
Posty: 99
Skąd: Rybnik/Wrocław
http://www.lastfm.pl/user/Metalfish91/journal/2014/08/05/66n0vo_off_2014_i_like_it_loud Taka moja relacyjka. Widzę, że nie we wszystkich punktach jesteśmy zgodni co do odbioru koncertów, co naturalne ofkoz. No i zgrzeszyłem nie idąc na Glenna Brancę, ale szczerze niespecjalnie tego żałuję, bo Fuck Buttons było świetne, a nie posiadam umiejętności bilokacji. :wink:


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 11 sierpnia 2014 18:21:02 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 11:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
Off Festival, Dolina Trzech Stawów, Katowice, 3.08.2014, dzień trzy

Dzień trzeci miał bardzo wolny rozbieg. Standardowe śniadanie, a potem powolne sączenie dżinu i rozwiązywanie krzyżówek. Trochę to trwało. Następnie obiad i można iść na teren festiwalu. Zacząłem od Merkabah. Ciężkie granie z saksofonem. Gdzieś tam pobrzmiewała Neuma, może trochę Yakuza, ale efekt był bardzo zadowalający. Wpisuję to na listę – koniecznie trzeba posłuchać z płyty, a i na koncert klubowy fajnie byłoby się wybrać. Chwilę później był Andrew W.K. na Scenie Leśniej. Najgorszy koncert tegorocznego Offa. Dwóch gości grało coś na kształt ameryakańskiego disco polo. Dwa klawisze, wszystko z taśmy i do tego idiotyczna muzyka. Ewakuacja nastąpiła po bodajże trzech kawałkach. Następnie miałem przygody z żołądkiem, które wyrwały mnie na godzinę z imprezy. O nich pewnie w innym miejscu szerzej. Po zażegnaniu niebezpieczeństwa zamiast na Nisennenmondai polazłem na koncert Artura Rojka. Sam nie wiem dlaczego... Rojasa jeszcze będę mógł zobaczyć, natomiast tej grupy z Japonii już raczej nie. Trudno. Wracając do AR. Jak nie podoba mi się jego płyta (przede wszystkim wokale i teksty), tak koncert był całkiem przyzwoity. Utwory z płyty jakby innego blasku nabrały, zwłaszcza w momentach bardziej ekspresyjnych. Do tego doszedł gościnny udział dzieci, konfetti wystrzeliwane w niebo. Ludzi było mnóstwo, śpiewali teksty, cudownie się bawili. No, chyba powrót AR na scenę muzyczną się powiódł. Teraz pewnie każde juwenalia i dni miast będą jego. Byle tylko włączyć do repertuaru ze trzy kawałki Myslovitz. Hmmm.... Czyli jednak mi się podobało. Koncert zakończył się słowami organizatora: "A teraz zapraszam na koncert zespołu Slowdive. Najlepszego zespołu na świecie.". No i chyba był to jeden z fajniejszych występów na tej imprezie. Gitarowe granie, shoegaze i ładne piosenki pod spodem. Wszystko to sprawiło, że siadłem sobie z tyłu, zapaliłem wiśniową cygaretkę i tak odebrałem ten koncert. Wielkich odlotów muzycznych nie zaproponowali, ale swobodne odegranie klasyków z "Souvlaki" wystarczyło, bym przenosił się w inne miejsca. No i dodatkowo zapanowało we mnie poczucie wielkiego smutku. A może małego, sam nie wiem. Gdzieś w sercu jakaś melancholia rozkwitła. I tak dojechałem do końca występu. Potem była w sumie spora niespodzianka. Glenn Branca. Wyszedł na scenę, rubasznie przekomarzał się z publicznością i w pierwszym uderzeniu zapodał trzy kawałki na akustycznej gitarze. Mocny cios. Jak on to grał? Nie mam pojęcia, bo siedział plecami do publiczności. Ale takich dysonansów wygrywanych na pudle, to ja nigdy nie słyszałem. Szarpało. Potem była przesiadka na dziwną gitarę. Miała dwa korpusy i gryf, który je łączył. Na tym artysta zagrał kolejny kawałek. Teraz było elektrycznie, ale bez przesterów czy innych modulatorów. I też wciągało. Zakładałem, że Branca to będzie ciekawostka na kwadrans, a tutaj okazało się, że spędziłem w namiocie całą godzinę. Po tym uderzeniu kilka chwil przy Belle And Sebastian, które niestety zamieniłem na ostatnie festiwalowe piwo, więc o koncercie nie mogę nic napisać. A potem jeszcze moment na kretyńskim The Paranoid Critical Revolution, gdzie żona Glenna Branki nawalała w gitarę tak jakby grała w metalowym zespole, tylko że tego zespołu nie miała. Popatrzyłem i posłuchałem przez kilkanaście minut i uciekłem spać.

Taki to Off się w tym roku mnie objawił.

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pt, 22 sierpnia 2014 11:29:48 

Rejestracja:
pn, 12 kwietnia 2010 11:07:34
Posty: 329
pilot kameleon pisze:
Zespół Kobiety zaprezentował w całości swój debiutancki album. Swobodnie poczynali sobie z repertuarem, potrafili odlecieć w kosmos, no ale bazę do tego mają cudowną. Chyba najlepszy koncert tego zespołu, jaki dane mi było widzieć. Gościnnie na klawiszu zespół był wspomagany przez Macieja Cieślaka.


Widziałem ich na plaży w Sopocie tuż przed off.
Grali materiał z pierwszej płyty ale bez Maćka. Zapowiadali go natomiast na off.
Ekstra kapela, chodzę zawsze gdy mam okazję.
Cieślak był zamiast wibrafonu czy grali razem ?


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 26 sierpnia 2014 13:31:44 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 11:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
strunowiec pisze:
Grali materiał z pierwszej płyty ale bez Maćka. Zapowiadali go natomiast na off.
Ekstra kapela, chodzę zawsze gdy mam okazję.
Cieślak był zamiast wibrafonu czy grali razem ?

Siedział za jakimiś klawiszami.

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: ndz, 07 grudnia 2014 19:57:43 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 29 maja 2006 07:57:07
Posty: 10786
Skąd: Gdynia
W najnowszym numerze Noise Magazine odpytany został Danny Lilker (Brutal Truth). Dzielił się też wrażeniami z koncertu.
Cytat:
OFF Festival! To było świetne doświadczenie, mam nadzieję, że wystraszyliśmy kilku hipsterów.
:D

_________________
Obrazek


Na górę
 Wyświetl profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 211 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1 ... 10, 11, 12, 13, 14, 15  Następna

Strefa czasowa UTC+1godz.



Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 49 gości


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Przejdź do:  
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Group