Pietruszka pisze:
888
Dzień 3 czyli jak nie zostałem Kukuczką bo dopadł mnie wirus żurkowy.
Po wczorajszym miotaniu się w Kłodzku dziś twardy plan: Trójmorski Wierch - a co nie stać mnie?
Wiem o której pociąg i w którą stronę. Wstaję wcześnie, bo jeszcze Bystrzycę chcę pooglądać za światła dziennego. Wypijam kawę /z gruntem i cukrem/ i oglądam gdzie tak naprawdę mam metę.
Młyn pod świerkami to po prostu młyn pod świerkami, a nie żaden zabieg lingwistyczny czy marketingowy.
Widok z okna mojego pokoju
kanał doprowadzający wodę na młyn
stare detale
moja codzienna droga z młyna do miasta, w oddali widoczny kościół
a to już kilkaset metrów bliżej
z rynku prowadzi kilka prawie równoległych dróg po zboczu
są połączone skrótami czyli schodami, jest ich wiele i są świetnie strome i wąskie
to właśnie było moje wielkie odkrycie te peryferia Bystrzycy
wędrując i zakochując się ponownie w tym mieście odkrywałem wiele smaczków i kąsków
o ile Kłodzko mnie bardzo zawiodło i rozczarowało po kilku latach to Bystrzyca zaczarowała i uwiodła, jeszcze nie wyjechałem a już chcę wrócić
wspominałem, że stacja PKP jest moją ulubioną
dodam ukochaną
położona u stóp miasta, tuż za murami
trzeba kilkadziesiąt metrów i jest się w sercu Bystrzycy
no i ta kolumna wotywna na rynku TOTAL
Jeżeli miałbym wybrać no1 to jest to zdecydowanie to miasto.
Nie mogę więcej pisać bo wpadłbym w patos.
No dobra. Jak stara ciotka jestem kwadrans przed odjazdem pociągu. Trzeba „posiedzieć na walizkach”. Do Międzylesia. Jadę z nosem przylepionym do szyby. Długopole pozbawiło mnie tchu. Co za tunel i stacja i skarpa i widok. Wjeżdżam do Międzylesia i szok. Rewitalizacja totalna, cóż że żadna kasa nieczynna i nic innego też nieczynne. Fundusze wydane. Ale dobrze, że substancja uratowana.
czas na szlak
Lubię Międzylesie za to, że jest na końcu świata. Niby granica powinno tętnić życiem, a tu senność bezruch nawet trochę brak nadziei. Ale jednak kościół połączony z zamkiem i rynek – szacunek.
Idę na PKS. Żena, smutek, bida.
OK no to asfaltem /7 km/, żeby szybciej w kierunku gór. Nadzieja na stopa nikła. Idę szybko byle w górę. Nawet miejscami fajne klimaty.
Traktorem na zakupy
przystanek – przewodnik pozdro Fen
przystanek – muzeum rolnicze
Z ulgą wbijam na bezdroża. Szybko chwytam wysokość ponad wsią. Znowu ktoś na nartach założył ślad. Jest wcześnie, śnieg zmrożony, idzie się szybko i dobrze bez zapadania.
Gdy łapię szlak graniczny już gorzej. Idzie się źle, do tego znacząco trzeba zdobywać wysokość. O dziwo napotykam na towarzysza szlaku. Gdy dochodzę i walę się pod drzewo gość rusza w górę. Odpoczywam dłużej, żeby miał czas się odbić. Mam ochotę na samotność. Jedna i druga wyrypa. Wychodzę na łąki. Łał.
Dogoniłem poprzednika, siedzi z boku, coś tam pije, jest wiele młodszy. Kiwamy do siebie i nie zatrzymując się prę w górę.
To najlepszy moment dnia. Rozległe przestrzenie śniegu znaczone ścieżką skutera śnieżnego. Jest południe, śnieg rozmiękł i tylko tędy można iść. Przestrzeń, biel, śnieg, słońce – biała gorączka. Już wiem co znaczy to uczucie himalaistów.
Idąc widzę, że znacznie odbijam od granicy /i tym samym szlaku/ no ale tak jechał skuter. Każda próba zejścia z śladu kończy się zapadaniem w śniegu powyżej kolan,
Wreszcie wchodzę do lasu i tam napotykam ścieżkę wydeptaną przez zwierzęta.
Z ulgą skręcam w jak mam nadzieję dobrym kierunku i nie zawodzę się, trafiam na skrzyżowanie.
Porzucam szlak zwierząt i idę za śladem człowieka.
Dobra decyzja bo pojawia się oznakowanie na drzewach.
Idzie się coraz gorzej. Tylko jeden osoboczłowiek szedł wcześniej i widać że nie było mu łatwo. Wbijam w jego ślady. Żmudne dreptanie – dzięki poprzedniku.
wreszcie przełęcz – jestem wykończony
wydaje mi się że zdobyłem nie wiadomo co, a tam dwie Czeszki 60+ z kijkami na ławeczce zajadają kanapki, ale od ich strony podejście wygląda tak
nawet ślady na biegówki założone
Stąd na Trójmorski 45 minut. Cholerka poprzedni odcinek zamiast 1:30 szedłem prawie 3:00. Czyli pewnie półtorej godziny na szczyt. A do Międzygórza prawie 4 h czyli 6 w najlepszym przypadku. Kukuczka by szedł, mi jednak bardziej odpowiada Dąsal. Do bazy, nic za wszelką cenę. Tym bardziej, że w Jodłowe /według relacji syna/ podają pyszny żurek. Odpadam. Strasznie mi żal gdy tracę tak mozolnie zdobytą wysokość.
Pocieszam się wodą ze źródła.
Jest Jodłów i schronisko Ostoja. Wchodzę, pusto, pani układa pasjansa na kompie. Pytam o coś ciepłego do zjedzenia. No nic nie ma bo byli goście i zjedli. Może zupa. Barszcz z torebki. No dobra, wypiję. 5 złotych.
no cóż jedna gwiazdka za wystrój
zaczynam odwrót do Międzylesia
oglądam się, cholerka było tak blisko
słabe to zejście, jak pomyślę że 10 kilosów przede mną to...
na szczęście łapię stopa
kobieta terenówką jedzie po syna ze szkoły
normalnie nie biorę tłumaczy, ale jak ktoś w Jodłowie znaczy swój
jak dobrze, kwadrans i na rynku w Międzylesiu
mam czas do pociągu więc idę do kościoła, niestety zamknięty
ciekawostką jest połączenie ze zamkiem, jaśnie państwo bezpośrednio przechodzili do swojej loży
jeszcze godzina
muszę zjeść żur, dla niego zrezygnowałem z Trójmorskiego
jest Zajazd Sukiennice godziwa porcja z kiełbą 8 zyla
skrapiam łzami na myśl o barszczu z torebki za 5
dobre było i trza na pociąg
przed 19-stą ląduję w pokoju po 12 godzinach
mam wielki niedosyt