Maj jest miesiącem szaleństw. W maju śpiewa się pod przydrożnymi kapliczkami, bucha trawa zapachem miodu, być może także ten miesiąc patronował oszczędzaniu, którego nikt nie praktykował... "O Maju grający jak słodka muzyka!" - wołał Tolkien, a coś we mnie zmuszało bym odpowiedział -"Ooooommmborroooo!"... Jazda miła. Miałem słuchać Tima Buckleya, ale nie żarło, wybrałem szuuuum wiatru. Nawigacja w telefonie prowadzi mnie wprost do krów z czego się bardzo cieszę. Jadę drogami kategorii c-dur, mijam dzieci, które machają mi gałązkami, czuję się jak w jakimś wyścigu pokoju, bo czas umyka, a ja dosłownie w lesie... Koncert rozpocząć się ma o piątej. Mijam jezioro i wjeżdżam do Tarnobrzegu. Wszyscy sprzedają jabłka i truskawki. Nieopodal podobno gra miejscowa Siarka mecz o wszystko, a ja czytam przed Domem Kultury wiersz rumuński o jaszczurze, po czym zalizując włos niemrawo biegnę do wnętrza.
Już wcześniej miła pani w telefonie powiedziała, że nie ma wejściówek, więc jestem dobrej myśli, że pozwolę sobie wyświadczyć dobry uczynek... hehe... ale moje nadzieje okazują się płonne... Koncert odbywać się ma w sali kinowej. Bardzo fajnie, bo ja, nie wiem czemu myślałem, że będzie to w jakiejś stołówce, albo czym takim...a tu kotara, podwyższenie, ładnie można zaprezentować emisję oka, ogarnąć tłum starców i dzieciątek, bo widownia bardzo przyjazna i i bardzo bliska NIEBA zarówno z jednej, jak i z drugiej strony... - "Jak dobrze" - myślę. Wcześniej kupuję u Drugiego Gitarzysty "Miłość" i płacę niegodziwą mamoną... heh ależ wyrósł ten Muzyk, gitara w jego dłoniach wygląda niczym bałałajka i tak stroi, ale przecież to nie jest Filharmonia Dwójki... dźwięk soczysty, siadam sobie za dwoma starszymi Paniami licząc na to, że nie będę musiał ukrywać momentów zruszeń, które pod wpływem tych piosenek na mnie nieuchronnie nachodzą... i NIE MYLĘ SIĘ! ... ronimy łzę... czuję się jakby zaraz mieli częstować budyniem w różnokolorowych glinianych naczynkach, galaretkami i kisielem... jesteśmy w jednym domu... Tomasz śpiewa piosenki o Miłości, a "Bóg jest zawsze blisko ludzi okazujących sobie miłość.." jak ktoś kiedyś napisał, więc tracę zupełnie resztki zdrowych instynktów i po koncercie kupuję ostatni egzemplarz Luny na winylu! Ale teraz piosenki mijają jak sen za snem. Znam każde słowo, ale każde znów mnie zaskakuje. Pierwsza gitara trochę łapie nieczystych nut, wyciera nimi cynie, konwalie, jest Zmartwychwstanie!!!!! Opowieści, mały zgrzyt. Godzilla trochę zachowawcza - ale po tej wrocławskiej trudno będzie o takie! wyładowania atmosferyczne! - ale i tak spadają głowy... robi się przyjemnie, gromkie brawa... są bisy... Po koncercie chilka rozmowy, ale ważniejsze jest to, co nie zostało powiedziane. Poznaję Damę Pik! i jest to dla mnie najważniejsza chwila dnia. To są chwile dla których warto żyć!
Dziękuję!
P.S.
... no to palnę...
... a już niebawem w niedalekim mieści można będzie nagrać siebie na płytę koncertową fajnego duetu! HA!
P.S.
Dziękuję za miłe spotkanie po koncercie z Artyphatem.