Ultima Thule

Forum fanów Armii i 2TM2,3
Dzisiaj jest czw, 28 marca 2024 22:50:10

Strefa czasowa UTC+1godz.




Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 156 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1 ... 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9 ... 11  Następna
Autor Wiadomość
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 25 lipca 2007 22:41:35 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
czw, 03 lutego 2005 20:54:20
Posty: 6846
Hardcorowo, niezapomnianie i ... pięknie.

Obrazek

To Było Coś!

_________________
Kto powołał na dyrektora Trójki człowieka, który nie rozumie pytania 'kto'?


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 21 stycznia 2008 00:32:51 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
czw, 02 listopada 2006 20:00:47
Posty: 1234
Skąd: Edinburgh
No to teraz ja...
16.01.2008 środa
Droga z Kraśnika do Edynburga była baaaaardzo dłuuuuuuuga... Kilkuetapowa... Najpierw Kraśnik-Lublin, potem Lublin-Warszawa, następnie Warszawa-Prestwick i w końcu Prestwick-Edinburgh...
Najbardziej on - topowy ;) etap podróży zaczyna się własnie w Prestwick, ok.godz. 18.20 czasu lokalnego ;) Ponieważ to zima, więc jest już ciemno... Lecąc gdzieniegdzie zauważałam światełka, poza tym ciemność... Na lotnisku w Prestwick odbiera mnie brat z bratanicą... Szybko opuszczamy Prestwick i jedziemy do Edynburga... W nocy, kiedy świecą się różne światła, każde miasto może wyglądać ładnie ;) , ale to co zauważyłam, to duża ilość stylowych budynków... Mój brat mieszka na Leith, więc dość blisko Old Town... Po drodze jeszcze zabieramy tatę z roboty, z jednej ze starszych i ciasnych uliczek... Dojeżdżamy do blokowiska, na któym mieszka mój brat... To jedne z nowych bloków, osiedle jest ciagle budowane... I to na razie koniec wrażeń...
17.01.2008 czwartek
Rano. Bratowa wybiera się do pracy, za jakieś pół godziny brat wybiera córkę do szkoły, a tata wybiera się do pracy... A ja udaję, że śpię... Dobra no, wstałam... Po powrocie brata wybraliśmy się na pierwszą wycieczkę po Edynburgu... A konkretnie na wzgórza... Zdjęcia znajdują się co prawda w Albumie Rodzinnym ale chyba mogę je umieścić też i tutaj ;)
Więc: Kamila na Holyrood...
.... z Artur's Seat w tle:
Obrazek

.... z widokiem na Edynburg nad zatoką:
Obrazek

A tu Kamila na jakimś innym wzgórzu, na któym znajduje się obserwatorium i jakieś pseudorzymskie ruiny (piszę pseudorzymskie, bo jak chyba ogólnie wiadomo z historii, Rzymianie nigdy nie dotarli w te strony)... Niestety nie mam zdjęć budynków znajdujących się na górze, tylko widoków jakie tam można podziwiać... Więc...
...w tle dawny budynek parlamentu szkockiego (wcześniej nie wiedzieliśmy co to jest), obecny znajduje się pod Holyrood - zdjęcia brak

Obrazek

...w tle Old Town a ta ulica to Princes Street...
Obrazek

...Princes Street trochę bliżej...
Obrazek

...i z drugiej strony widok na Holyrood (i moja osoba :oops: )...

Obrazek


Potem do wieczora siedziałam z dzieckiem... :roll:

18.01.2008 piątek
Pod względem turystycznym nic ciekawego się w tym dniu nie działo... Ale podczas jazdy do sklepów zaczęłam zauważać, że już coś niecoś kojarzę ulice w mieście... Dzień siedzienia z dwójką tym razem dzieci (bratanica i córka znajomych)...

19.01.2008 sobota
W tym dniu wybrałyśmy się z bratową i z dziećmi (tymi samymi co dzień wczesniej) do parku pod Edinburgh Castle... I tam zrobiłam takie oto zdjęcia:

...siedząc na ławeczce koło placu zabaw, w dolinie oddzielającej wzgórze zamkowe od Princes Street...
Edinburgh Castle (bardzo mi się podoba ten zamek, przez najbliższe dwa tygodnie może uda mi się pójść do niego)
Obrazek

...cały czas ten sam park, tylko tym razem na wyskości ulicy..
Edinburgh Castle

Obrazek

Old Town
Obrazek

...i to co mnie zadziwia w tym kraju... soczyście zielona trawa... w styczniu :shock: ....
Ogólny widok na kawałek parku
Obrazek

Potem ponownie siedzienie na dzieciach :(

20.01.2008 niedziela
O a w tym dniu pojeździłam z tatą wzdłóż i wszerz miasta, używając do tego autobusów i biletu dziennego :D Bardzo żałuję, że nie wzięłam aparatu...
Starsza część miasta jest bardzo ładna, chociaż budynki są szare, jakby brudne, co jest zasługą budulca, czyli piaskowca, który szybko zachodzi brudem, zwłaszcza w wilgoci... Ale mi tam to nie przeszkadza... Lubię patrzeć na te stare budynki, bo mają w sobie coś niezwykłego, jakąś magię... Sama nie potrafię powiedzieć, co mnie tak użeka w tych budynkach... Za to poczułam się doknięta, kiedy bratowa stwierdziła, że to miasto jest brzydkie... Może to też zależy od podejścia... Ja jestem humanistką i lubię historię, i dla mnie wszyskie starocie mają jakiś urok, nawet jeśli od strony artystycznej ich urok jest mały...
Natomiast wieczorem poszliśmy do na polską mszę do takiej katedry... Tak to nazywają, chociaż z zewnątrz nie ma jakiś oszałamiaących wymiarów... Oczywiście świątynia typowo gotycka, strzeliste okna,niestety brak wieżyczek... No i w środku wielka przestrzeń, której turdno by się było spodziewać patrząc z zewnątrz... Na mszy wszystkie miejsca siedzące były zajęte... Na początku mszy ledwo opanowałam wzruszenie... Nawet sama nie wiem, z jakiego powodu mnie ono ogarnęło... Czy dlatego, że mając świadomość, że jestem daleko od domu, jestem w kościele gdzie wszyscy ludzie modlą się po polsku? Możliwe... W kościele bardzo dużo młodych ludzi (tak w wieku 25-35 lat) z malutkimi dziećmi... Zdałam sobie sprawę w pewnym momencie, że oni być może nie mają zamiaru wracać do Polski... To przygnebiające... Potem impreza imieninowa mojego brata (Mariusza było 19 )...


Dzisiaj natomiast leje jak z cebra :( Siedzę sama w domu, gdyż brat pojechał do taty do roboty, bo stwierdził, że i tak nigdzie nie pójdziemy...
I to by było na tyle...

PS. Jeszcze spróbuje zrobić zdjęcia widoków z okien w mieszkaniu... Tylko, że dizsiaj rzydka pogoda... :(


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: ndz, 09 listopada 2008 16:13:59 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 21:14:22
Posty: 9021
Skąd: Nab. Islandzkie
Listopadowa wycieczka rodem z Jarmuschowego "Mystery Train", hehehe.
On the corner is a banker with a motorcar:

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: sob, 25 czerwca 2016 23:30:49 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 14 listopada 2007 16:38:41
Posty: 9939
Pisanie reli mi idzie wolno jak krew z nosa, ledwo znajduję czas, żeby napisać kilka zdań dziennie.
Ale czas już chyba zacząć coś tu wrzucać. ;)
(Swoją drogą szkoda, że poznikały zdjęcia z posta Kamili... :( )

Intro

Zacznę od przypomnienia, od czego się to wszystko zaczęło.
Pewnego dnia przyśniło mi się, że znalazłam się nagle w Edynburgu, nie wiadomo jak i skąd, nie miałam pojęcia gdzie dokładnie jestem, jak znaleźć jakąkolwiek drogę powrotną. Nie znałam miasta, błądziłam bez sensu. I pomyślałam sobie, że właściwie skoro już tu jestem, to sobie chociaż pozwiedzam i porobię zdjęcia. Niestety, Edynburg w tym moim śnie był kompletnie nieciekawy, ciężko było znaleźć cokolwiek, czemu warto by było zrobić zdjęcie, z trudem znajdowałam jakieś pojedyncze zabytkowe budowle, które pstrykałam, ale i one nie były szczególnie rewelacyjne. I się obudziłam.
A po obudzeniu byłam niemożliwie zdumiona, skąd w ogóle w moim śnie wziął się Edynburg. To było miasto, o którym wiedziałam tylko tyle, że istnieje i leży gdzieś w Wielkiej Brytanii, i to wszystko. Nigdy mnie bliżej nie interesowało, nigdy o nim nie myślałam, nie obchodziło mnie. To czemu nagle się przyśniło? W każdym razie, tak z ciekawości aż postanowiłam sprawdzić, czy faktycznie jest taki nieciekawy. Wpisałam go w google, odpaliłam wyszukiwarkę grafiki i z miejsca zatkało mnie! Powaliły mnie zdjęcia, które zobaczyłam i zapałałam nagłym i gorącym pragnieniem znalezienia się tam i zobaczenia tego cudu na własne oczy, wyparło to nawet na dalszy plan inne marzenia wycieczkowe.
Podzieliłam się tym na forum, a tu jeszcze Wuka dorzucił do pieca czymś w stylu 'no to weź i pojedź' czy jakoś tak podobnie. :) No to już nie miałam innego wyjścia. ;)

W drogę

Czas szykowania się i ruszenia w drogę to była dla mnie masakryczna huśtawka emocjonalna, z euforii przechodziłam w panikę, z ekstazy w przerażenie i z powrotem. ;) W sobotę, dzień pakowania manatek, fruwałam pod sufit, nastrój podkręcała jeszcze jakaś fajna muzyka dolatująca z parkowej imprezy, niebo przeważnie błękitne (kto by tam zwracał uwagę na przelotne burze), słońce świecące w okno - kipiałam z radości. W niedzielę, dzień wyjazdu, narazie tylko do Krakowa, obudziłam się z żołądkiem ściśniętym ze strachu (zginę marnie, najpierw podczas odprawy na lotnisku, a jak to przeżyję, to w kraju gdzie mówią językiem, którego nie rozumiem, jeszcze podpuszczona przez kolegę posłuchałam sobie szkockiego akcentu na jutubie...) Nie mogłam się uspokoić przez kilka ładnych godzin, dopiero w kościele mi przeszło i to też dopiero pod koniec mszy. Dodatkowo doszedł lęk z powodu tego, że od snu zaczęła się ta cała wyprawa, a przecież napisane jest 'Nie wierzcie snom, głoszą wam bowiem kłamstwo w Imię Moje' i już się w życiu boleśnie przekonałam o prawdziwości tych słów... Zanosiłam więc gorące modlitwy o zmiłowanie i bezpieczne przeżycie tego wypadu. No i ok, nerwy odpuściły, a w drodze do Krakowa humor i optymizm powróciły w pełni i pozostały do końca dnia. W Krakowie powłóczyłam się jeszcze w okolicach dworca w poszukiwaniu niepsującego się jedzenia, co z racji późnej godziny było mniej owocne, niżbym chciała, ale przy okazji stwierdziłam, że im jestem starsza, tym bardziej doceniam urodę tego miasta.
W poniedziałek ranek był jeszcze optymistyczny, ale na lotnisko zdecydowałam się pojechać taksówką - podobno to tylko 12 km, nie zapłacę dużo... - a tymczasem taksiarz cwaniak wiózł mnie jakąś okrężną drogą, zabuliłam majątek i przy okazji zdążyłam się znów ostro zestresować całą tą wyprawą, na coraz silniejszy ścisk w żołądku nic już nie mogłam poradzić.
Na lotnisku - pamiętałam z instrukcji, mam najpierw zgłosić się do odprawy bagażowej, a potem do bramki, ale jeszcze zanim tam dotarłam, intuicja mi mówiła, że to musi być bardziej skomplikowane, no i było. A kiedy nawet w sklepie kupując wodę do picia musiałam wylegitymować się kartą pokładową, miałam naprawdę dość. No, ale jakoś przeżyłam te wszystkie formalności, trafiłam wszędzie gdzie trzeba, wbrew obawom nie zgubiłam się, pozostało już tylko czekać do ostatniej bramki, ale to już wyglądało na koniec mąk i miałam rację, chociaż stresowało mnie, że otwarcie tejże bramki się opóźnia. Przy okazji na rozkładzie widziałam, że odlatują samoloty również do Warszawy i zastanawiałam się, kto się decyduje na coś takiego... nawet jeśli samolot leci krócej niż pociąg jedzie, to łącznie z odprawą wychodzi na to samo, a w przypadku pociągu nie trzeba przechodzić przez cały ten dramat... Stwierdziłam, że już nigdy w życiu nie wybiorę się nigdzie, gdzie trzeba lecieć samolotem.
Cieszyłam się tylko, że przynajmniej w pierwszą stronę mam to za sobą po polsku, a w drugą będę już doświadczoną wygą. Nie wiedziałam wtedy jeszcze, o błogosławiona nieświadomości, że na każdym lotnisku wygląda to inaczej, a to krakowskie i tak ładnie prowadzi człowieka za rączkę...
Przyszedł czas już tylko na strach, co będzie TAM, po drugiej stronie. Zwariowałam, odbiło mi całkiem, żeby lecieć całkiem sama, zdana tylko na własną nieznajomość angielskiego, do kraju, gdzie ojczystym językiem ludzi jest angielski. Zginę marnie. Co innego kraj, gdzie ludzie mówią innym językiem - wtedy ich angielski ma podobnie ograniczony zasób słów jak mój i łatwiej się dogadać, a tak... i jeszcze ten szkocki akcent... Próbowałam się uspokajać, mówiąc sobie, że nie lecę na obcą planetę, tylko Ziemię, taką samą jak tu i nie będą mnie otaczać kosmici, tylko ludzie... pomogą, nie zjedzą... Postanowiłam zająć myśli czymś innym, poczytać książkę. Wyciągam z plecaka to, co spakowałam na drogę, to co było najlżejszą (fizycznie) posiadaną przeze mnie lekturą czekającą w kolejce do przeczytania. Był to 'Niezwyciężony' Lema. Zaczęłam czytać, a tam opis lądowania rakiety na obcej planecie, w sytuacji nieznanego zagrożenia... W sam raz treść na uspokojenie i oderwanie myśli, nie ma co!
Byłam już w takim stanie, że myślałam, że wykituję na zawał serca.
No, ale w końcu znalazłam się w samolocie. Wystarczyło, że się oderwał od ziemi, a wszelkie lęki ustąpiły miejsca totalnej ekstazie.

Obrazek

Nie mogłam się nacieszyć wznoszeniem się ponad chmury, podziwianiem miast w dole a kiedy samolot osiągnął już ostateczny pułap, a już zwłaszcza jak znalazł się nad morzem otoczony przez bezkresny błękit i biel, poczułam się jak w niebie (co w sumie było zresztą obiektywną prawdą ;) ). Dopadły mnie mocno pacyfistyczne myśli i ogólnie totalny haj.
W pewnym momencie, nad Danią, (chyba w okolicach wyspy Zelandia) zauważyłam też niezwykłą, bardzo tajemniczą rzecz, godną Archiwum X. Nie wiem, co za pomroczność mnie dopadła, że nie zrobiłam temu zdjęcia, żałuję wprost niemożliwie. Nawet jeśli zdjęcie nie byłoby zbyt efektowne, to dowód rzeczowy na istnienie takiej zagadki byłby po prostu bezcenny.
A był to mianowicie cień. Nieskończenie długi, prosty, cienki cień kładący się na całą ziemię jak daleko sięga wzrok. CO mogło go rzucać??? Mógłby pochodzić z jakiegoś gigantycznego słupa sięgającego kosmosu, ale przecież nie ma niczego takiego!
Mógłby pochodzić też z jakiegoś długiego i cienkiego jak słup obiektu unoszącego się na niebie, gdzieś ponad samolotem - i to jest, obawiam się, jedyna możliwa opcja. CO TO więc BYŁO???!
Zdumiały mnie też, choć już nie aż tak, tajemnicze chmury, które leżały tak nisko, że właściwie na samej powierzchni wody. Początkowo myślałam, że to tylko złudzenie, że z tej wysokości tak to tylko dziwnie wygląda. Ale potem zobaczyłam statek, który przez te chmury przepływał, więc naprawdę musiały być bardzo nisko! Później dopiero przyszło mi do głowy, że może to nie chmury, tylko mgła. Ale czy mgła składa się z takich kawałków, co wyglądają trochę jak kra? Bardziej to jednak pasuje do obłoczków. Więc dalej nie wiem, co to właściwie było.

Obrazek

Przed lotem bałam się trochę, jak zniosą to moje uszy, z lotów z dzieciństwa pamiętałam głównie okropny ból przez całą drogę. Teraz w trakcie wznoszenia się nie odczuwałam prawie w ogóle zmiany ciśnienia i już myślałam, że problem przeminął z wiekiem bezpowrotnie. Niestety, lądowanie ostro dało mi się we znaki, do końca dnia byłam potem ogłuszona i miałam tylko nadzieję, że to nie jest trwałe uszkodzenie słuchu, na szczęście słuszną. Wraz z bólem znów powrócił strach przed tym, co mnie czeka na obcym lądzie. Zwłaszcza, że większość komunikatów w samolocie była tylko po angielsku, z czego nie rozumiałam ani słowa. Wcześniej, upojona widokami, nie miałam głowy do tego, żeby się tym przejmować, ale teraz przerażenie dopadło mnie z całą mocą.

Obrazek

Na dzień dobry mały stresik na lotnisku - najpierw automatyczna odprawa paszportowa (nie ufam automatom), a potem odbiór bagażu - przekonana byłam, że odbiorę go jakoś imiennie i w drodze po tenże odbiór pozwoliłam sobie zboczyć na ubocze. A kiedy już wyszłam stamtąd i dotarłam na właściwe miejsce, zobaczyłam tylko wyludnioną halę i wielki taśmociąg, na którym samotnie krążył mój plecak bez żadnej opieki. Na szczęście był tam, i to najważniejsze.
Szukałam jeszcze informacji turystycznej, która podobno miała tam gdzieś być, bo chciałam popytać o parę rzeczy, ale nie znalazłam nic oprócz stojaka z różnymi folderami. Zaopatrzyłam się więc w jako-taką mapę miasta i wyszłam na zewnątrz, w nowy świat.

Dzień I (po wylądowaniu)

Przystanek autobusowy był tuż przy wyjściu z lotniska, więc nie miałam problemów ze znalezieniem autobusu. Bez problemu również udało mi się kupić bilet (czyli zrozumieć odpowiedź kierowcy pierwszego pojazdu do którego podeszłam, że to nie ten kierunek i mam iść do tamtego, co tam dalej stoi, a potem zakupić już gdzie trzeba), co nastroiło mnie zdecydowanie optymistyczniej. No więc jednak dogadywanie się nie jest takie straszne, a ja tu przecież będę potrzebowała od ludzi tylko biletów i jedzenia.
W drodze do miasta podziwiałam widoki za oknem i już byłam zachwycona. Oni tu nawet domki na przedmieściach mają stylowe, takie żeby pasowały do gotyckiego charakteru miasta, wow!
Ale wjazd do centrum powalił mnie na kolana. Zobaczyłam na własne oczy, z bliska cały ten 'średniowieczny Manhattan' (jak go reklamował przewodnik), czyli front zabudowań starego miasta, i wrażenie było porażające. Żadne zdjęcia tego nie oddają, absolutny czad! Szczękę miałam w dole i łzy wzruszenia w oczach, że dane mi było się tu znaleźć.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Do hotelu nie miałam daleko, ale z plecakiem nie miałam siły iść, wstąpiłam więc do jakiegoś centralnego punktu obsługi tamtejszej komunikacji. Niestety, nie sprzedawali tam biletów jednorazowych, dowiedziałam się, że te można kupić wyłącznie u kierowcy autobusu, co było o tyle kłopotliwe, że trzeba mieć równą kwotę - o czym wiedziałam już wcześniej. Zaopatrzyłam się za to w plan komunikacji, i rozkłady jazdy kilku autobusów (mają to wszystko na darmowych ulotkach). Jakiś miły pracownik tego przybytku bardzo chciał mi pomóc, więc spytał się, czego potrzebuję i dużo gadał, objaśniał, latał, przynosił mi kolejne ulotki, a ja niemal wszystko z tego rozumiałam, co znacznie podniosło mnie na duchu. Poszłam w stronę wskazanego przystanku i po drodze przyuważyłam McDonalda i KFC tuż obok siebie, pomyślałam więc, że zjem szybki obiad, bo szkoda dnia. W McDonaldzie poczułam się jednak całkiem obco, nie znalazłszy ani jednej znajomej pozycji w menu. Wycofałam się stamtąd z niewyraźną miną i postanowiłam spróbować szczęścia obok. Tu już było lepiej, menu nawet nie tyle znajome (ja w ogóle słabo znam repertuar KFC), co przewidywalne i tu zadowoliłam się hamburgerowym zestawem. Sprzedawca co prawda kilka razy musiał mi powtórzyć, co do mnie mówił, ale kiedy nasyciłam brzuch, stwierdziłam, że skoro do tej pory poradziłam sobie ze wszystkim, czego mi było trzeba i nie zginęłam, to już tu nie zginę. Ten optymistyczny wniosek pozwolił mi wypełnić się już tylko niezmąconą radością z wyjazdu. Poszłam do autobusu, podjechałam dwa przystanki do hotelu, drogę znalazłam bez problemu. Po drodze minęłam jakieś otwarte okno, z którego dobiegała muzyka. Ktoś grał na gitarze jakąś piosenkę, na luzie i od niechcenia, a mimo to było to porywające i unosiło się do nieba. W tym momencie zakochałam się w tym miejscu na amen.
Co do hotelu, miałam trochę obaw, bo tuż przed wyjazdem, a na długo po tym, jak już wykupiłam sobie tam nocleg, przeczytałam w internecie sporo niepochlebnych opinii o nim. Na szczęście obawy się okazały bezpodstawne, dostałam duży, ładny, czysty pokój, może nie luksusowy, ale na moje potrzeby absolutnie wystarczający.
No, ale czasu mało a tyle do zobaczenia... nie zabawiłam w pokoju zbyt długo, ruszyłam na zwiedzanie.
Mieszkałam tuż obok Calton Hill, z której to górki widoki szczególnie mnie zachwyciły na zdjęciach w necie, więc oczywiście w pierwszej kolejności udałam się właśnie tam.
Wzgórze to wypełniała atmosfera powszechnej sielanki i żałowałam, że mam tak dużo do zwiedzenia i tak mało czasu, bo też bym chętnie tam legła na trawie wzorem innych, gapiąc się do woli na pasmo gór z Holyrood Park.

Obrazek

Pomijając sielankę, było tam parę budowli stylizowanych na starożytne, tudzież zwyczajnie zabytkowych. Jakieś nieznaczne maleństwo, które nie wiem, czym było, ale było urocze.

Obrazek

Wielki National Monument wg mnie najfajniej jednak prezentujący się z oddali, z miejsc gdzie są widoki na
Calton Hill, z bliska natomiast trochę niewydarzony, ale i tak bardzo fajny i oblężony przez turystów i miejscowych.

Obrazek

Obrazek

Dugald Stewart Monument - malowniczy obowiązkowy pierwszoplanowy motyw panoram miasta robionych z tego wzniesienia. Te panoramy to jeden z głównych czynników, które mnie powaliły i skłoniły do przyjazdu do Edynburga. Na żywo to wygląda o wiele bardziej powalająco niż na zdjęciach, mimo, że w przeciwieństwie do owych zdjęć, nie byłam tam w porze zachodu słońca. ;) Na wieżę Nelson Monument, płatny punkt widokowy, nie chciało mi się już wchodzić, bo uznałam, że stamtąd i tak nie będę miała już lepszych widoków niż z ziemi.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Bardzo malowniczo prezentował się też budynek Obserwatorium Miejskiego.

Obrazek

Niestety, nie wiedziałam wtedy, buszując po tej górze, jakie cuda kryją się na jej południowym stoku i w ogóle nie wpadłam na pomysł, żeby tam czegokolwiek szukać. Dopiero później zobaczyłam to wszystko z oddali, ale czasu na powrót już zabrakło. Zresztą, do dziś nie wiem, czy są to rzeczy dostępne do zwiedzania.

Obrazek

A póki co, dostrzegłam w dole, w najbliższym sąsiedztwie, dwa piękne kościoły, postanowiłam więc do nich zejść.

Obrazek

Obrazek


Ciąg dalszy, zapewne niezbyt prędko, nastąpi. :)


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: ndz, 26 czerwca 2016 11:32:08 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 20 października 2008 16:48:09
Posty: 6421
co za wulkan nastrojów i burza uczuć :)
czekam na c.d.

_________________
J 14,6


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: ndz, 26 czerwca 2016 11:49:24 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 23:10:43
Posty: 3722
:brawa:


PS po raz kolejny spotykam się ostatnio (pozdro! :)) z oczekiwaniem a może nawet spotykaniem kłopotów na lotniskach w zakresie podstawowych funkcji lotniska (odprawy i przechodzenie z miejsca na miejsce, etc - nie mówię o sytuacjach typu "ukradziono mi dokumenty a chciałam przemycić surykatkę")... w mojej wyobraźni i w niezbyt może wielkim, ale jednak doświadczeniu, to najbardziej friendly miejsca pod słońcem, tzn jest tam PEŁNO ludzi, którzy przyszli tam wyłącznie po to, żeby mi pomóc!

PS'
Fengari pisze:
przekonana byłam, że odbiorę go jakoś imiennie i w drodze po tenże odbiór pozwoliłam sobie zboczyć na ubocze. A kiedy już wyszłam stamtąd i dotarłam na właściwe miejsce, zobaczyłam tylko wyludnioną halę i wielki taśmociąg, na którym samotnie krążył mój plecak bez żadnej opieki. Na szczęście był tam, i to najważniejsze.
też mnie to kiedyś zaskoczyło i do tej pory nie rozumiem, dlaczego w ogóle możliwe jest to, że bagaże jednak przeważnie do człowieka wracają :D ewidentnie powinny ginąć i być kradzione częściej niż to ma miejsce! ;-)


PS''
ja się jaram, bo mam za 2 dni lecieć! :biegaskacze


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: ndz, 26 czerwca 2016 12:09:21 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 14 marca 2007 19:38:56
Posty: 1131
Skąd: Słupsk
Może to jakaś ludzka uczciwość, że każdy bierze jednak swoją torbę, a nie pierwszą lepszą walizkę która wyjedzie na taśmie.
Choć ja mam za każdym razem mały przypływ adrenaliny, że tym razem moja torba nie wyjedzie.

_________________
Polski ziemniak jest skarbnicą witaminy C


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: ndz, 26 czerwca 2016 12:34:50 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 23:10:43
Posty: 3722
Przepraszam, nie mogę się powstrzymać - Janina Daily.com o lataniu

Teraz czekam na raport z Edynburga - wygląda na to, że może Fen zachęci mnie do powrotu* :)






*niezbyt mi się podobał...


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: ndz, 26 czerwca 2016 16:26:58 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 21:37:55
Posty: 25363
Super! W ogóle nie wiedziałem, że się szykujesz do takiej wyprawy. Co i raz wychodzi, że w ostatnich tygodniach byłem całkowicie oderwany od rzeczywistości. Edynburg mi też się nie podobał, ale jednak byłem, więc jest szansa, że przeczytam relację ze zrozumieniem i dam się przekonać :-)

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: ndz, 26 czerwca 2016 18:12:15 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 15:53:29
Posty: 14860
Skąd: wieś
Czytam po kawałku, ale już teraz dziękuję za relację i gratulacje wyprawy.

_________________
Youtube


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: ndz, 26 czerwca 2016 21:09:22 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 14 listopada 2007 16:38:41
Posty: 9939
elsea pisze:
Przepraszam, nie mogę się powstrzymać - Janina Daily.com o lataniu

:lol: Dobre! I sporo prawdy w tym jest...
Ale też co do czasu przybycia na lotnisko, to sporą winę za to ponoszą same linie lotnicze. Ja na przykład przeczytałam, że na lotniksu trzeba się stawić najpóźniej 2 godz. przed lotem, w przeciwnym razie mogę nie zostać wpuszczona na pokład. Przy odprawie online dostałam wręcz informację, że ponieważ mam bagaż rejestrowany, muszę być 2,5 h przed odlotem. W Balicach byłam jeszcze wcześniej, bo hotel musiałam opuścić o określonej godzinie a potem i tak nie miałabym co ze sobą zrobić, z bagażem nie mam siły spacerować po mieście, poza tym myślę sobie, a nuż będą korki po drodze, lepiej pojechać wcześniej...
Po czym, na samym lotnisku stwierdziłam, że nawet te 2,5 godz to dużo za dużo, i żadnej groźby nie wpuszczenia na pokład dla później przybyłych nie ma, przy bramce wręcz czekają na spóźnialskich, nawołują i poszukują. A samo oddanie bagażu rejestrowanego było akurat najszybszą czynnością pod słońcem.

Cytat:
. w mojej wyobraźni i w niezbyt może wielkim, ale jednak doświadczeniu, to najbardziej friendly miejsca pod słońcem, tzn jest tam PEŁNO ludzi, którzy przyszli tam wyłącznie po to, żeby mi pomóc!

Ej, z tym to zgoda, obsługa jest pomocna, nie zaprzeczam. Ale mnie wkurzało to, że się muszę pierdyliard razy legitymować, a najgorsze dla mnie było sprawdzanie bagażu podręcznego. Najpierw konieczność zdjęcia paska od spodni, raz że niewygodne, dwa, obawa, czy spodnie z tyłka nie zlecą... a potem wykładanie swoich rzeczy na te tace na taśmę, wypuszczenie ich z ręki, stracenie nad nimi kontroli, wszystko - kasa, dokumenty, telefon, aparat odpłynęło sobie w dal... Przy czym nie zdjęłam kolczyków, bo myślałam, że takie maleństwa nic nie znaczą, a bramka jednak zapiszczała. Zamiast pozwolić mi zdjąć te kolczyki i przejść jeszcze raz bez nich, jakaś baba obmacała mnie od stóp do głów. Kurde, jak już ktoś ma mnie macać, wolałabym, żeby to był facet, nie cierpię dotyku bab...

Tosisława pisze:
Może to jakaś ludzka uczciwość, że każdy bierze jednak swoją torbę, a nie pierwszą lepszą walizkę która wyjedzie na taśmie.

Może tak, a może to kwestia tego, że złodzieje wolą grasować tam, gdzie są anonimowi...

Crazy, Elsea, jeśli Wam się w Edynburgu nie podobało, to nie wiem, czy moja rela Was przekona. Ja się w tym mieście zakochałam od pierwszego wejrzenia. :) Poniekąd trudno mi zrozumieć, że komuś się moglo nie podobać :wink: , ale z drugiej strony, trochę jednak rozumiem. Edynburg ma specyficzny klimat, charakter, taki trochę mroczny, nie każdemu musi to odpowiadać. Ale dla mnie ta jego mroczność jest wręcz baśniowa, mnie zachwycała. :)


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: ndz, 26 czerwca 2016 22:26:37 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 14:36:56
Posty: 7692
Skąd: 52,2045 N, 20,9694 E
Fengari pisze:
Ale mnie wkurzało to, że się muszę pierdyliard razy legitymować

A to ciekawe, bo ja, jako miłośnik odprawy online i jazdy tylko z bagażem podręcznym, nieraz od wyjścia z domu do powrotu ani razu nie wyjmuję dowodu, nawet gdy leciałem do Norwegii, a więc poza Unię. No ale Wielka Brytania akurat jest poza strefą Schengen, więc tam rzeczywiście jest kontrola paszportowa i to po obu stronach. Natomiast karta pokładowa jest podstawą, gorzej, że w niektórych skanerach wersja na telefony słabo wchodzi.

elsea pisze:
bagaże jednak przeważnie do człowieka wracają

Do mnie raz wrócił następnego dnia po powrocie ;-)

Edynburg już słabo pamiętam, głównie zapach browaru, ale raczej na plus.

_________________
Była tu wczoraj premier Suchocka,
chyba przypadkiem przed wyborami


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: pn, 27 czerwca 2016 22:05:04 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 14 listopada 2007 16:38:41
Posty: 9939
Cytat:
No ale Wielka Brytania akurat jest poza strefą Schengen, więc tam rzeczywiście jest kontrola paszportowa i to po obu stronach. Natomiast karta pokładowa jest podstawą, gorzej, że w niektórych skanerach wersja na telefony słabo wchodzi.

Ja miałam jakoś tak, że poza kontrolą paszportową, przeważnie każdy, kto oglądał kartę pokładową, chciał ją jeszcze porównać z dokumentem.
Co do samej kontroli, to ciekawe było to, że jak leciałam w tamtą stronę, faktycznie była po obu stronach. Jak wracałam, w Edynburgu kontoli nie było, dopiero w Polsce.

A w ogóle to mam nadzieję, że po Brexicie nadal wystarczy tylko paszport, żeby tam pojechać, że nie będą chcieli wiz...


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: śr, 29 czerwca 2016 18:23:27 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 24 grudnia 2004 14:34:22
Posty: 17234
Skąd: Poznań
Co za przepotężna rela! :brawa:
Czekamy na więcej...

Aha:

Fengari pisze:
ale na lotnisko zdecydowałam się pojechać taksówką


To faktycznie zły pomysł. Taniej i szybciej byłabyś pociągiem. "Balice Express" dowozi pod sam terminal.

_________________
czasy mamy jakieś dziwne
głupcy wszystko ogołocą
chciałoby się kogoś kopnąć
kogoś kopnąć - ale po co


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: śr, 29 czerwca 2016 21:50:17 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 01 października 2007 21:19:21
Posty: 7606
Skąd: Kraków
Fengari pisze:
W poniedziałek ranek był jeszcze optymistyczny, ale na lotnisko zdecydowałam się pojechać taksówką - podobno to tylko 12 km, nie zapłacę dużo... - a tymczasem taksiarz cwaniak wiózł mnie jakąś okrężną drogą, zabuliłam majątek i przy okazji zdążyłam się znów ostro zestresować całą tą wyprawą, na coraz silniejszy ścisk w żołądku nic już nie mogłam poradzić.


Ej, ale to tak zawsze jest - obojętnie jak i z kim jedziesz na lotnisko, to bulisz (bo lotnisko fizycznie jest poza Krakowem i zmieniasz strefę taryfową i chyba jeszcze jakieś opłaty są...) Trzeba było do mnie uderzyć, to bym Cię autobusami przepilotował, byłoby taniej. :D

Ewentualnie możesz skorzystać z opcji Araska:

arasek pisze:
Taniej i szybciej byłabyś pociągiem. "Balice Express" dowozi pod sam terminal.


A Edynburg wspaniały rzeczywiście. :D

_________________
Would you know my name, if I saw you in heaven ?

Mój kanał na YouTube, czyli klejenie modeli, ale nie tylko. :wink:


Na górę
 Wyświetl profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 156 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1 ... 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9 ... 11  Następna

Strefa czasowa UTC+1godz.



Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 30 gości


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Przejdź do:  
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Group