Crazy pisze:
Znaczy wiadomo, że te 10 czy 11 medali na taki duży kraj jak Polska, to kijowo, ale ponieważ od kilkunastu lat nie było lepiej, to niby czemu tym razem było gorzej?
To, że było źle, nie oznacza, że było gorzej. Patrząc na wymierne wskaźniki, to koniec końców było ciut lepiej niż w Londynie (1 medal i 10 punktów więcej), gdzie też wiało beznadzieją, i chyba jednak nieco gorzej, mimo większej liczby medali, niż w Atenach i Pekinie (w punktach wyraźny regres). A wynik punktowy to efekt właśnie tego, o czym napisałeś:
Crazy pisze:
Ciągle były meldunki z linii frontu: niestety odpadł w pierwszej rundzie... mieli szanse w repasażach, ale niestety...
We wszystkich sportach walki (przecież 20 lat temu to była nasza domena) zdobyliśmy 1 medal, a co więcej, stoczyliśmy tylko 1 pojedynek o medal, poza Michalik nikt nie był nawet blisko. W pływaniu nie było żadnego finału, choć mieliśmy aktualnych medalistów MŚ. Nawet w kajakach płaskich, choć medali akurat jest więcej, że tradycyjny 1, poza tymi dwoma medalami była czarna rozpacz. Jak sobie przypomnę Atlantę, która wprawdzie zakończyła się klęską kajaków, czyli jednym jedynym brązowym medalem Markiewicza, ale tam finał po finale mieliśmy swoje osady z szansami na medal, a teraz dwa. And, last but not least, sztangiści, którzy się wysypali, zanim wyszli na pomost.
Jeśli do tego dodać takie występy, jak Fajdka, Myszki, czy do pewnego stopnia np. Lićwinko i Kszczota, to obraz nędzy i rozpaczy robi się pełny.
Z listy, gdzie było blisko, usunąłbym Jóźwik, no bo jednak nie było - ona od początku założyła, że nie będzie walczyć o medal, w finale pobiegła swoje, co oznaczało, że po 600m była tak daleko czołówki, że na nic nie było szans. Więc najbliżej było, jak IAAF ustalił górny poziom testosteronu. Natomiast w kajakarstwie górskim akurat też było piąte miejsce w C2 i tam brakowało mniej. Nie mówiąc już o Zielińskim w keirinie, któremu brakowało układów.
Medali udało się nazbierać 11, bo jednak pod koniec sypnęło trochę tymi niespodziankami, których wcześniej brakowało. Michalik, bo o niej akurat mało kto wspominał, choć jakiś medal w zapasach można było liczyć, że wpadnie. Włoszczowska, choć były sygnały, że jest dobrze. I przede wszystkim Nowacka, której kontuzja właściwie uniemożliwiła przygotowania.
arasek pisze:
Ale właśnie - byłby?
Biorąc pod uwagę, że trenerzy pływaków uznali, że wszystko było ok, to nie ma nadziei.
Crazy pisze:
Nie rozumiem ludzi, którzy nie rozumieją, że Dariusz Szpakowski jest the best
No, określenie the best niestety tylko z uśmiechem może się pojawić przy tym panu
Jego oderwanie się od rzeczywistości było momentami dość przerażające. Mówił, że ktoś odrabiał, kiedy tracił, że ktoś słabł, kiedy nas wyprzedzał i że ktoś jest wyraźnie z tyłu, kiedy był wyraźnie z przodu. Do tego jeszcze sporo zabawnych przejęzyczeń i ciągłe wzmianki o domintorach, terminatorach, no ale to już coś, co raczej sprawia, że komentarz jest zabawny, a nie po prostu do niczego.
elsea pisze:
cała reszta tego akapitu odczytała mi się głosem pana Dariusza...
Przed nami finał A w konkurencji dwójek podwójnych pań. To bardzo polska konkurencja, w sensie tradycji, jakie tu mamy. Dośc wymienić choćby naszą drużynę dominatorów, terminatorów, choć ich było czterach, a tu płyną kobiety. Magdalena Fularczyk i Nadalia Madaj. One chcą tu napisać własną historię i trudno im się dziwić - ja też lubię pisać własne historie, o czym mogą się państwo przekonać słuchając mojego komentarza i porównując z tym, co widzą państwo na ekranach swoich telewizorów. Polki na torze trzecim. Na razie stawka wyrównana, ale dopiero teraz słychać komendę startera. Ruszyły. One mają przygotowaną taktykę na ten bieg, ustaloną wspólnie z trenerem - na początku rozpędzić tę łódź i potem płynąć już od mety do końca. Płynąć po marzenia, z nadzieją w swoich i naszych sercach. Płynąć może nawet po złoto, jak nasi wspaniali dominatorzy, terminatorzy, przed ośmiu laty w Pekinie. Zbliżamy się do pięćsetnego metra, prowadzą Brytyjki na torze drugim, tuż za nimi Polki, dalej Litwinki, Francuzki i Amerykanki i tylko te osady będą się liczyć w walce o medale, choć Greczynki na pewno jeszcze mocno przyśpieszą. Przypominam sobie, jak Magdalena Fularczyk w parze wtedy z Julią Michalską, wyrwały w Londynie ten brąz, i państwu, minimalnie. Rozmawiałem z nimi wczoraj. Powiedziałem im "popłyńcie jak dominatorzy, terminatorzy, dla siebie, dla nas, dla Polski".Ale, muszę przyznać, że są tacy, co denerwuję mnie bardziej. Szczęsny, który przed olimpiadą przeczytał chyba słowniczek terminów kolarskich i zapamiętał z niego termin "kadencja", czy moi ulubieńcy Szaranowicz i Jóźwik, choć chyba w tym roku raczej rozdzieleni. Bo gdyby nie, to brzmiało by to mniej więcej tak:
- Piotr Małachowski. To jest wielki mistrz. Wielki mistrz i wspaniały człowiek. On razem z Witoldem Suskim wszystko mają zaplanowane i zrealizowane w każdym najmniejszym szczególe. Tylko tak można osiągnąć sukces w dzisiejszym sporcie. Nie wystarczy wyjść i rzucić, tu musi się zgrać mnóstwo elementów. Musi być odpowiednia motoryka, odpowiednie ustawienie nóg, a przy tym pewna swoboda i automatyka, ale to wszystko też dopiero na końcu, to wszystko jest tylko skutkiem, rezultatem ciężkiej pracy i zwracania uwagi na każdy detal. Trzeba dobrać odpowiednie obciążenia treningowe, tak ustalić cały cykl przygotowań, zbadać reakcje organizmu, wymierzyć, żeby uzyskać widoczny progres. A jeszcze trening mentalny, żeby organizm otrzymał odpowiedni impuls właśnie tego najważniejszego dnia, żeby wszystkie mięśnie zagrały, jak należy dokładnie w tym momencie, który jest najważniejszy. To jest cała filozofia sportu...
- Spójrzmy co dzieje się teraz na rzutni. Nie widzę zawodników. Otrzymaliśmy informację, że konkurs rzutu młotem skończył się pół godziny temu, postaramy się za kilka minut uzyskać wyniki...
- Tak, proszę państwa, zasłuchaliśmy się tu wszyscy, żal było przerywać, tak pięknie i mądrze mówiłem.
- Piekielnie mądrze.