Ultima Thule

Forum fanów Armii i 2TM2,3
Dzisiaj jest czw, 28 marca 2024 15:24:07

Strefa czasowa UTC+1godz.




Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 390 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1 ... 22, 23, 24, 25, 26  Następna
Autor Wiadomość
PostWysłany: czw, 13 października 2016 23:45:42 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 21:37:55
Posty: 25363
Zastrzeżenia na razie olejmy. Koncert był naprawdę dobry. Co za wielka armia muzyków! Dziesięć osób na scenie. Kiedy wchodzili krokiem marszowym na scenę, długo, dostojnie i w takt utworu Chain of Keys, to robiło to ogromne wrażenie. Wśród panów jedna pani grała na saksofonie, a potem wystąpiła do przodu i zaczęła śpiewać :-)

The circle is broken, she says!

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Ostatnio zmieniony ndz, 30 października 2016 17:28:00 przez Crazy, łącznie zmieniany 1 raz

Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: pt, 14 października 2016 08:42:01 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 14:59:39
Posty: 28006
A przy następnym - Ministry of Defence - miałem łzy w oczach i nawet poza. (Co się ze mną dzieje ostatnio?)

This is how the world will end.





Dla mnie ten koncert rzeczywiście był spełnieniem marzenia!

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: pt, 14 października 2016 18:24:03 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 21:37:55
Posty: 25363
Czy jednak pierwsze dwa numery (właśnie Chain... i Ministry...) nie były aby najlepszym w ogóle momentem koncertu? Razem z tym korowodem wejściowym, z powolnym rytmem całości i walcującym rytmem piosenek. Świetnie wypadło też Glorious Land, ale jednak nie mogłem opędzić się od myśli, że wprost fenomenalnie by było (zwłaszcza przy takim ensemble'u!), gdyby ten bojowy motyw zagrał prawdziwy trębacz! Wychodziłby raz na jakiś czas przed szereg i tru-tu-tu-tu!!
I potem mi się włączały co jakiś czas pewne aranżacyjne może nie rozczarowania, ale jakby niewykorzystania.

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: sob, 22 października 2016 20:39:59 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 14:59:39
Posty: 28006
Pamiętam koncert The Soundrops, gdzie każdy utwór był rozpisany kto na czym ma zagrać, i nawet Bartek Zet był zaangażowany do pomocy, żeby te zmiany sprawniej szły, żeby szybciej wymieniać gitary. A i tak potem były głosy krytyki, że dramaturgia siadała. Jakiś czas później oglądałem koncert PJ Harvey z 2004 roku, i kiedy stwierdziłem, że ona z zespołem robią to samo - że każdy numer ma wymyśloną oprawę, a do tego ona jako wokalistka sprytnie używa różnych efektów, które załącza nóżką, to przyszło mi do głowy, że może to jest jakiś wyznacznik różnicy między takim klasycznym rockowym graniem a la Led Zeppelin, a czymś co wtedy określiłem sobie jako songwriting. Tylko, że hasło singer-songwriter przywołuje obraz koleżki z gitarą, z ewentualnie jakimiś muzykami w tle, a to nie pasuje ani do koncertów Soundrops, ani do zespołu Polly z 2004 roku. Skojarzenie to tym bardziej jest nie na miejscu, że 10 osobowy zespół PJ Harvey w 2016 roku robi dokładnie to samo: wymienia instrumenty do zaprezentowania kolejnych utworów. Bo chyba po prostu jest to nieco inna forma sztuki niż rock & rollowy show, i rządzi się swoimi prawami, prawami autorskiego spektaklu.

Kiedy oglądałem wcześniej zdjęcia PJ, to nie byłem pewien czy podoba mi się jej obecny wizerunek sceniczny czy nie. Po tym koncercie już wiem, że bardzo mi się podoba! I że odpowiada mi też ta cała teatralność występu, bo w tym wypadku wypada ona bardzo szlachetnie i przekonująco. Wejście muzyków - trochę jak greckiego chóru na orchestrę, ale też trochę jak parada ulicznych grajków; wejście Polly w postać czarnoskrzydłej Antygony, żywo reagującej na momenty plemiennego rytmu; jej mimika i gestykulacja, i to, że prawie nie wychodziła ze swej roli, zachowując dystans i powagę; momenty zawieszenia w bezruchu, po zakończeniu każdego utworu - mimo, że publiczność reagowała jak to zwykle - to wszystko bardzo mi się podobało. Ładnie też ułożony był ten występ, bo z pozoru podzielony na trzy części - w pierwszej utwory z ostatniej płyty, w drugiej z poprzedniej, a w trzeciej wybór z wcześniejszych - ale w gruncie rzeczy jednak całość podporządkowana była prezentacji The Hope Six Demolition Project, z przejmującym finałem w postaci River Anacostia. Może nawet bisy nie były potrzebne, choć w sumie nie chciałbym z nich rezygnować.

Fajne jest to, że PJ Harvey mogła zagrać klasyczny rockowy koncert i pozamiatać publicznością prezentując przekrojowy materiał - to było wyczuwalne gdy wchodziły te starsze killery - ale przecież ona jest na innym etapie, porusza się w innym obszarze, i my mogliśmy tam pójść wraz z nią. To było przejmujące i jakoś wciąż we mnie rezonuje. Może ta hala nie była za szczęśliwa - sądzę, że w innym miejscu te Mustangi i Voxy zabrzmiałyby ładniej - ale i tak mogę powiedzieć, że spełniło się na tym koncercie jedno z moich marzeń. Ona naprawdę jest fantastyczna :) .

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: ndz, 23 października 2016 22:09:38 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 21:37:55
Posty: 25363
Oprawa tego koncertu była naprawdę świetna, a już zwłaszcza to wejście
antiwitek pisze:
Wejście muzyków - trochę jak greckiego chóru na orchestrę, ale też trochę jak parada ulicznych grajków; wejście Polly w postać czarnoskrzydłej Antygony, żywo reagującej na momenty plemiennego rytmu...
- pierwsza klasa. Bardzo mi się podobał ten wielki zespół i ta teatralność, ten - jak to określiłeś - autorski spektakl.

Jedyne, z czym się całkowicie nie mogę zgodzić, to:
antiwitek pisze:
Może nawet bisy nie były potrzebne, choć w sumie nie chciałbym z nich rezygnować.

panna Polly mogłaby wziąć przykład z tych Kjurów, co ich Pet opisał, i zrobić trzy bisy po trzy-cztery numery. To by było w porządku.
Albo jeszcze lepiej, bo po co nadwerężać dłonie fanów: po prostu zrobić koncert dwuczęściowy, pierwszy byłby taki, jak był, który był naprawdę super, a potem wyjść drugi raz i zagrać z dziesięć numerów przynajmniej, już z serii "greatest hits" czy nawet "smallest hits", wszystko jedno.
Natomiast tak, jak było, to było za krótko i nic na to nie poradzę.

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: ndz, 30 października 2016 17:47:19 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 21:37:55
Posty: 25363
Dziś słucham sobie ostatniej płyty metodą skokową, tzn. że włączyłem najpierw czwarty utwór (ten, który zaczynał koncert), a potem skakałem w różne strony, dopiero końcówkę pozostawiając po kolei, bo tę część płyty poznałem dotychczas najsłabiej. I po pierwsze taka metoda mi się świetnie sprawdziła, bo wyciąłem sobie kilka tych, które mi się nie podobają. A po drugie - ta właśnie końcowa część płyty zaczęła mi się chyba najbardziej podobać! Nadal pozostaję pod wrażeniem otwarcia koncertu w Warszawie i tych dwóch utworów, Chain of Keys i Ministry of Defence. Ale wśród pierwszych sześciu numerów są dwa, które mi się w ogóle nie podobają i trzeci, który może być, ale nie bardzo wiem, po co. Natomiast po wybrzmieniu tych nudnawych Memorialsów wszystko zaczyna się wreszcie ładnie układać. Szczególnie podobają mi się utwory Ministry of Social Affairs i The Wheel (a już zwłaszcza ten ostatni!). Następujący po nich Dollar w części piosenkowej wydaje mi się nijaki, natomiast pomysł zakończenia płyty wyciszającą, melancholijną, zupełnie daleką od tego, co się działo na całej płycie partią saksofonu, jest równie odważny, co udany.

Lista tymczasowa:
1/2/3. Ministry of D/ Chain of Keys/ The Wheel (wychodzi na to, że na tej płycie najbardziej cenię mocno zrytmizowane piosenki ze sporą ilością chóralnych śpiewów i rzeczywiście te cechy najbardziej mi się wyróżniają)
4. Ministry of S.A.
5. Orange Monkey
6. Medicinals
7. Dollar, Dollar
9. River Anacostia

15. Line in the Sand

38. Memorials

50. Community of Hope

;-)

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: śr, 21 grudnia 2016 21:14:29 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 14:59:39
Posty: 28006
Crazy pisze:
50. Community of Hope


To skandaliczne... Choć muszę przyznać, że mnie upodobaniem do tego numeru dopiero Gero natchnął :) .



Buddyń kiedyś stworzył taki topik o o przenikaniu się wątków na płytach Armii, a mnie - odkąd nabrałem większej biegłości w płytach PJ - nasuwa się myśl, że to zjawisko szczególnie występuje w jej dyskografii.

Choć niby mówi się, że taka zmienna z płyty na płytę.

A przecież te płyty najczęściej idą parami - na przykład Dry/Rid of Me, Stories/Uh Huh czy dwie ostatnie; nawet To Bring/Is This dałoby się obronić. A poza tym daje się wysłyszeć różne zapowiedzi i pozostałości, co jest bardzo ciekawe. Bo niby jest przepaść między Rid a To Bring, a jednak tobringowe klimaty występują już chwilami na Ridzie. I podobnie jest z innymi płytami.

Ze szczególnym uwzględnieniem White Chalka, który jest najwyodrębniejszy, ale też bardzo prądkujący i te whitechalkowe dźwięki pojawiają się i przed i po - bardzo wyraźnie.


I jeszcze jedno. Uświadomiłem sobie ostatnio, że Polly należy do grona moich ulubionych wokalistów. I to od dawna!

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: wt, 17 stycznia 2017 16:15:51 

Rejestracja:
pn, 07 listopada 2005 19:24:08
Posty: 3118
Właśnie wróciłem z koncertu PJ i w końcu rozumiem to, co piszecie ;)
Na początek utwory z nowej płyty, i właściwie już do tego albumu nie mam żadnych zastrzeżeń. Potem moje ulubione fragmenty z Let England Shake i ulubiony utwór z White Chalk; Under the water i To give you my love dopełniły to, co mogę nazwać koncertem marzeń. Wszystko perfekcyjnie zagrane i zgrane, bardzo to wszystko majestytczne ale za razem intymne było. Tło muzyczne wspaniale wypełnione, a nagłośnienie takie, że można było słuchać całości ale bez problemu też skupić się na pojedyncznych instrumentach, rewelka! Dodać muszę, że klimat był zwiększony przez zachodzące słońce za sceną (koncert na powietrzu), zieloną trawą i trochę piknikową atmosferą (ale to chyba typowe dla Perth). Trochę metafizycznych uniesień doznałem, których nie miałem - jeśli mnie pamięć nie myli - od koncertu Armii z Der Prozess w Eskulapie, chociaż oczywiście trochę inne. Wspaniały wokal i "utajona", trochę teatralna, ekspresja PJki.

Crazy pisze:
I potem mi się włączały co jakiś czas pewne aranżacyjne może nie rozczarowania, ale jakby niewykorzystania.
Miałem tak tylko raz, nie pomnę przy którym utworze niestety, ale fragmenty były takie, że aż prosiło się, żeby przyspieszyli i zrobili salso-r'n'r-orkiestrową miazgę. Oczywiście to się nie zdarzyło, ale nie szkodzi, i tak było świetnie.

a za 2 tygodnie koncert Nicka Cave'a!


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: wt, 17 stycznia 2017 19:08:03 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 14:59:39
Posty: 28006
Super, musiało być pięknie :) .

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: czw, 19 stycznia 2017 18:10:05 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
czw, 03 lutego 2005 20:54:20
Posty: 6846
Groszek pisze:
a za 2 tygodnie koncert Nicka Cave'a!


Ciekawa jestem, jakie będą Twoje wrażenia porównawcze. Po berlińskim koncercie Cave'a 4 (!) lata temu pomyślałam sobie, że z żyjących artystów, których koniecznie chcę zobaczyć live, na pierwszym miejscu jest PJ Harvey. I to się spełniło na Torwarze, choć nie pisałam tu jeszcze. Ale napiszę teraz, poczynając od odpowiedzi na pozdrowienia:

Crazy pisze:
(pozdro sektor E)


:duszek

Otóż: podobało mi się, doceniam kunszt i precyzję, artyzm i profesjonalizm. ALE... to miał być :boom, spełnienie życiowego marzenia! A tymczasem pozostał pewien niedosyt, związany z repertuarem. Oczywiście - PJ rządzi i taki ma koncept, to wszystko spójne jest i ma sens, ale pozostałam w niespełnieniu, zabrakło bowiem jakiejś soczystej pełni przekrojowej. Nie jestem wielką miłośniczką ostatniej płyty, wciąż jest ona dla mnie uboższą wersją "Let England Shake", a i od "Let..." wolę inne rzeczy. Więc ten mocny przechył w stronę 2 ostatnich płyt nie był mi na rękę, pozostawił mnie dość chłodną. I porównywałam to sobie z Nickiem właśnie, gdzie koncert był bombą - bo najpierw cała płyta "Push the Sky...", którą kocham, a potem OGIEŃ niezapomniany, wrażenie, że TO jest TO, Nick kompletny.
Ale może z PJ też taki koncert jeszcze kiedyś będzie miał miejsce...

_________________
Kto powołał na dyrektora Trójki człowieka, który nie rozumie pytania 'kto'?


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: ndz, 29 października 2017 22:26:33 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 21:37:55
Posty: 25363
Crazy o Hope Six Demolition Project pisze:
jej czas może przyjść, bo Let England też na początku średnio klikł, a potem jak najbardziej

No, może trochę przyszedł? Wprawdzie nadal są te same rzeczy, które mi się niezbyt podobają, ale mniejsza o nie-podobania - za to ogromnie mi się spodobały przestrzenie w drugiej części płyty. Szczególnie ostatnie cztery numery, przypomnijmy:
Medicinals - Ministry of Social Affairs - The Wheel - Dollar Dollar
Nie dość, że wszystko to są bardzo dobre numery, to jeszcze tworzą jakąś bardzo interesującą, zróżnicowaną i bogatą całość. Tak jak pisałem i wcześniej, w pierwszej części płyty trochę mi się wszystko nie skleja. Owszem są te dwie piosenki, od których zaczął się koncert, które może i były nawet najlepszym, co było na tym koncercie, i może jest najlepszym, co jest na płycie, ale jakoś ich obudowa mnie nie przekonuje. Choćby nawet River Anacostia - sprawdziła się na koncercie bardzo jako klamra zamykająca, ten utwór ma taki charakter! natomiast tak w środku płyty nie wybrzmiewa, a potem te hałaśliwe Memoriale w ogóle psują efekt.
I właśnie po Memorialach płyta się zaczyna na porządnie :-) Orange Monkey tym razem jakoś mniej mnie wzięły, natomiast już Medicinals znakomite, a Ministry of S.A. awansuje mi chyba z czwartego na pierwsze jako best utwór z płyty! Przy czym The Wheel nic a nic nie traci, ekstra jest to półtoraminutowe klaskanie, ale już się zdaje, że będzie to raczej instrumentalny przerywnik, a tu nieoczekiwanie jednak pojawia się wokal, a potem okazuje się, że nie tylko w kółk ten sam porywający motyw, ale czają się i niespodzianki. I bardzo mi pasuje wyciszenie w Dollar, Dollar.

Mam teraz dziwny czas, słucham sporo muzyki, dziś np. Beethovena i Kill'em All, ale generalnie najchętniej Pidżejki, Radiohead i Depeche Mode... jesiennie! Może jeszcze się coś z tej słoty wyłoni.

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: czw, 12 sierpnia 2021 10:56:40 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 21:37:55
Posty: 25363
Słucham sobie różnych utworów, których nie ma na normalnych płytach.

Who Will Love Me Now? - jedna z najwcześniej przeze mnie poznanych jej piosenek, ale dopiero na tle całej twórczości można w pełni docenić jej niezwykłość, inność... bardzo piękna.

Naked Cousin - nigdy nie słuchałem całego soundtracku do drugiej części Kruka, ale rzut oka na zestaw pokazuje, że musi to być kawał dobrej muzyki... a ten wyśmienity numer Pidżejki musi być tam klejnotem w koronie, bo jest to wygar, jakich mało.

One Time Too Many - na soundtracku do Batmana Forever są głównie piosenki, których nie ma na filmie :roll: (to niestety typowe, widać poza Lynchem mało kto umie wykorzystać piosenki do celów filmowych, a nie tylko do przyciągania klientów nazwiskami). Akurat tej bym specjalnie nie żałował, nie przekonuje mnie.

Nickel Under The Foot - bardzo dobra piosenka, ale jakoś szczególnie mi w pamięć nie zapadła.

Wang Dang Doodle/ This Wicked Tongue/ Losing Ground - czyli spacerek po Peel Sessions, dla mnie akurat nieszczególnie interesujący, choć przecież w porządku.

That Was My Veil / Is That All There Is? - a to bardzo interesujące rubieże... będzie trzeba wrócić do tych utworów, bo nie znałem, a zaintrygowały.

An Acre of Land - cudowna piosenka z nieznanego mi brytyjskiego filmu "Dark River" - rozbrzmiewa też w trailerze, który bardzo zachęca mnie do filmu, jak i do ponownego posłuchania piosenki, więc załączam :-)

phpBB [video]


I to może wystarczy natenczas!

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: pt, 10 grudnia 2021 22:40:48 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 21:37:55
Posty: 25363
Nigdy w tym wątku nie napisałem porządnego gwiazdkowania. Kwarantanna sprzyjała różnym takim... więc oto i:

Artystka. Chyba do żadnej innej współczesnej twórczyni muzyki z okolic rocka nie pasuje lepiej to słowo - z wielkiej litery, wypowiadane w pełni poważnie i z szacunkiem.

To wokalistka, która na w swoim arsenale zdumiewające bogactwo środków wyrazu, od drapieżnego, niskiego prawie-growlu, po wyśpiewywane w najwyższych rejestrach melizmaty, od wrzasku po szept. Ale też to nie tylko wybitna interpretatorka - przecież ona sama pisze muzykę i teksty, teksty zresztą bardzo ważne, poważne i osobiste.
Do tego multiinstrumentalistka, która zawsze ma swoją wizję muzyki i żeby ją zrealizować, sięga po kolejne różnorodne środki wyrazu, tym razem mam na myśli instrumenty. Tak jak, gdy przed nagraniem płyty White Chalk nauczyła się na fortepianie, żeby podejść do muzyki od innej, nieznanej dla niej samej strony. Pewnie, że mogłaby skorzystać z pomocy, ale chciała to zrobić sama i dla mnie ma to o wiele większą siłą, niż gdyby te skomponowane przez nią melodie grał jakiś specjalista-wirtuoz. Na koncercie, na którym miałem szczęście być, grała sama na wszystkich instrumentach i nikt inny na scenie się nie pojawił :!:

Do zrealizowania swoich wizji sięgała za to po pomoc wybitnych specjalistów od rozwiązań dźwiękowych, a także sama wydaje się mieć świetną wyobraźnię dźwiękową. We wczesnej fazie twórczości pojawił się u jej boku Steve Albini, który wyprodukował jej płytę tak, by brzmiała maksymalnie surowo, garażowo. Potem pojawił się Flood, mój chyba zresztą ulubiony producent, który nadał muzyce P.J. brzmienia niepokojącego, nienaturalnego, jakby z pogranicza industrialu. Pracowała z nim potem jeszcze nie raz, ale gdy chciała później stworzyć muzykę bardziej przystępną, bliższą może popowi, to zrobiła to przy pomocy swoich najbliższych współpracowników, a potem wymyśliła sobie tę fortepianową płytę, gdzie sama zrobi wszystko, i też się udało (i to jak!). Na płytach ostatniej dekady z kolei wybrała brzmienia bardziej patetyczne, oparte na dużym zespole, a w każdym razie dużej ilości różnych instrumentów.

Muzyka P.J. Harvey to muzyka z trzewi, bardzo osobista, emocjonalna - ale pozostaje zawsze komunikatywna. Nie idzie w awangardę, bo wydaje mi się, że nasza Artystka nie poszukuje abstrakcyjnych nowych form, tylko poszukuje środków wyrazu dla tego, co w niej drzemie.

--

Dry **1/2

Obrazek

best song: Plants and Rags
best moment: pierwsze sekundy!


Tej płyty jeszcze nie kupuję. Oczywiście słychać już charakter, ale niespecjalnie podobają mi się piosenki. Zaczyna się doskonale, oh my loverrr, ale potem to jeszcze nie to. Fajne są single, czyli Dress i Sheila, ale najbardziej wyróżnia się wg mnie cichszy od innych utwór Plants and Rags, z dużą ilością frapujących zgrzytów pod spodem odważnie wykorzystana wiolonczela... jakby nie bali się jej zepsuć :D ... jesteśmy już blisko celu!


Rid Of Me ****1/2

Obrazek

best song: Snake
best moment: wokalistyczne melizmaty w Legs


To już jest TO. Płyta niesamowicie surowa, brzmi momentami, jakby się stało obok i słuchało, jak grają - grali zresztą "na żywo, ale w studio", przynajmniej w znacznej części. P.J. śpiewa obłędnie, słychać, że rozwinęła skrzydła w pełni, gitara też wyrzyna w głowie słuchacza niezłe bruzdy. Jeżeli chodzi o materię muzyczną, ta płyta jest doskonała. Jedno, czego jej brakuje, to jakichś utworów prowadzących - wszystkie są bardzo dobre, ale nie ma jeszcze wybitnego. Nie, no, Snake jest ;-) ale to jest przebłysk z innego świata, wślizgnął się tam i rozpanoszył po prostu!


To Bring You My Love ***** (!)

Obrazek

best song: To Bring You My Love
best moment: wysokości wokalne w The Dancer :!:


To właśnie miałem na myśli, pisząc o wybitności. Tutaj tych brylantów jest cała kolekcja. Płyta rozwija się powoli, ale z wielką intensywnością, od głównego tematu tytułowego utworu, po minucie wchodzi wokal - zaczyna się (chyba nieprzypadkowo?) od tych samych słów, co Safe As Milk Kapitana Beefhearta: I was born in the desert.... Jesteśmy w całkiem innym świecie, niż na pierwszych dwóch płytach - jest mniej agresywnie, zdecydowanie bogato pod względem muzycznym, głębiej pod względem tekstów i interpretacji. To, co panna Polly śpiewa i w jaki sposób, jest do głębi przejmujące...
I've lain with the devil, cursed God above
Forsaken heaven
To bring you my love
- dreszcze przechodzą.
Produkcja Flooda tworzy tu niepokojącą aurę, industrialne zimno, przesterowane dźwięki, metaliczne niekiedy brzmienie głosu. Aranżacje są różnorodne, takoż dynamika płyty (ale czad w Long Snake Moan!! ale delikatność w Dancerze!), a nad wszystkim góruje geniusz wokalny naszej Artystki.

Tę płytę mam za arcydzieło, mimo że przyznam, że nie rozumiem za bardzo dwóch środkowych utworów na stronie A i B (myślę kasetą), są to specyficzne buczące eksperymenty dźwiękowe ;-) - ale tak ukryte w tkance całości dzieła, że sprawdzają się jako swojego rodzaju przerywniki, a cała uwaga idzie na pozostałe osiem utworów, gdzie co jeden, to lepszy... a najlepszy pierwszy i ostatni!


Is This Desire ****1/2

Obrazek

best song: The River
best moment: it's a perfect day... a perfect day... Elise!


A to świetna rzecz! Zupełnie nie ma tej wyrazistości formy poprzedniczki, raczej dostrzegam analogie z surowością/ szkicowością Rid Of Me, w związku z tym na pewno nie jest to płyta na pierwsze zapoznawanie się z twórczością i może wymaga kilku razy - ale potrafi odpłacić głęboką satysfakcją odbiorczą. Są tam utwory piękne i delikatne, na czele z moim ulubionym The River (w temacie skojarzeń: Patti Smith - Pissing in the River, chyba jednak lepsze, mocniejsze, ale to godna kontynuacja tematyki rzecznej), czy otwierającą Angelene; są też kontynuacje tej floodowskiej złowieszczości, przede wszystkim w My Beautiful Leah i Joy.
Trudno mi było zdecydować się na best moment, bo może nie ma żadnego takiego młotem-w-łeb, ale tych naprawdę świetnych jest dużo - mógłbym po raz kolejny wejść w wysokie wokale (refren The Sky Is Lit Up!), bardzo lubię też hipnotyzujący początek ... and he was walking in the garden....

A, właśnie. Sprawdzałem teraz tekst, bo zawsze mylę drobne słówka - i chcę powiedzieć, że bardzo lubię wkładkę do tego wydawnictwa. Są tam niby po prostu teksty... tyle, że czasem trudno je odcyfrować, ponieważ nabazgrane są na nich odręczne szkice tekstów, ręką Polly pisane, skreślane - daje to jakiś bardzo osobisty obraz tego dzieła i ja również, choć od niedawna znam je w całości, mam do niego całkiem osobisty stosunek :-)


Stories From The City, Stories From The Sea (2000) ****-

Obrazek

best song: Beautiful Feeling, chyba
best moment: ostre wejście The Whores Hustle...


W roku 2000 P.J. postanowiła chyba, że czas, żeby jej piosenki puszczali w radio...
To oczywiście też jest bardzo dobra płyta i przede wszystkim, niezasadne byłoby zarzucanie artystce, że "sprzedała się komercji" albo że zaczęła grać pop. Ta płyta nie jest żadnym zwrotem akcji, tylko po prostu: miała ochotę nagrać muzykę przystępną, uładzoną, pozbawioną rzężenia, szelestów i pisków - to nagrała. Wyszło dobrze i tylko tyle, może ciut więcej, bo jednak jest tam parę perełek, zwłaszcza w środku zestawienia. Duet z Thomem Yorkiem, choć balansuje na granicy między przepięknością a niesłuchalnością ;-), niemal hardrockowe Whores Hustle... i zwłaszcza, olśniewające przestrzennością Beautiful Feeling. Ale jest też trochę momentów smętnawych... Ogólnie - brak ekscytacji przy utrzymaniu estetycznej satysfakcji.


Uh Hu Her (2004) - e, nie wiem, nie chcę dawać oceny

Obrazek

best song: Shame
best moment: nie wiem


Nie wiem, bo nie bardzo się lubię z tą płytą i sięgam po nią bez chęci. Tak, jak przy Is This Desire?, okładka i wkładka wiele mówią: tym razem mówią mi, że ni cholery nie wiadomo nawet, jak się nazywają piosenki i w ogóle o co chodzi ;-) Okładka jest na brudno i jak dla mnie muzyka również. Materiał wygląda na potencjalnie znakomity: poza Shame'm, który nie wiem, czy jest najlepszy, ale na pewno najlepiej mi "wchodzi", jako jedyny bez żadnego problemu, słyszymy dużo świetnych patentów w Mr Badmouth, Pocket Knife i innych, ale dla mnie to jest demo na zasadzie: "jakoś tak dajmy, żeby nie zapomnieć, bo fajne, a potem to zrobimy lepiej", ale do wykończenia nie doszło...


White Chalk (2007) ******

Obrazek

best song: The Mountain
best moments: oooh grandmother, I'm so lonely...(1)...... oh God I miss you...(2)..... ale chyba jednak najbardziej ten sięgający szczytu góry pisk w The Mountain


Polly Jean Harvey w ciągu swojej bogatej kariery zaskakiwała mniej więcej za każdym razem, gdy tworzyła coś nowego, ale chyba nigdy dotąd tak radykalnie nie zmieniła swojego artystycznego oblicza. Gdzie jest rzężąca gitara? Gdzie jest w ogóle jakakolwiek gitara? Gdzie jest chrapliwy, atakujący głos? Gdzie jest czający się gdzieś groźny blues? Gdzie jest nowoczesne, ostre brzmienie? Nie zostało z tego wszystkiego dosłownie NIC.
Artystka postanowiła nauczyć się grać na fortepianie i stworzyć repertuar pasujący do tego nowego środka wyrazu, całkowicie inaczej komponując, inaczej śpiewając. Przez większość czasu to jest jazda w najwyższych rejestrach wokalistycznych i znam nawet fana Pidżejki, którzy tego nie łyknął, ale ja Wam powiem, że to są najwyższe rejestry i najwyższa szkoła jazdy... Ta płyta jest też głęboko emocjonalna, ale tym razem nie trzewia i wrzask, ale sama poezja; chyba to, jak bardzo okładka (i wygląd samej Polly) różni się od wcześniejszych, dokładnie o tym mówi.

Wiadomo, że jeżeli chodzi o opanowanie instrumentu ani umiejętność wyrażania nim siebie, ten fortepian nie zbliża się do jej gitarowych możliwości. Ale przebija z niego prawda wypowiedzi artystycznej i ja się bardzo cieszę, że ona to zagrała sama. Zresztą choćby pasaże w Grow robią naprawdę znakomite wrażenie. I w ogóle jakby na tej płycie nie o to chodzi, że epatować tym co robią instrumenty. Tę płytę ona zrobiła głosem, a aranże są oszczędne, miejscami wręcz staromodne (harfa, cytra, fortepian brzmiący jak jakiś instrument dawny); producent tym razem wiedział, co ma robić i usunął się w cień (tak, to ten sam Flood).

Jedenaście krótkich, zwartych utworów. Płyta jest bardzo krótka. Dla mnie to jedne z najpiękniejszych półgodzinek we współczesnej historii muzyki.



(1) To Talk To You
(2) The Piano


Wkraczamy w dekadę 10, podczas której nasza bohaterka nagrała dwie płyty, znowu całkiem różne od wszystkiego, co robiła wcześniej, choć do pewnego stopnia podobne do siebie nawzajem. Obie mają białe okładki i nie widnieje na nich jej zdjęcie.

Let England Shake (2011) *****

Obrazek

best song: The Glorious Land
best moment: chyba jednak trąbka sygnałówka, tamże


Artystka, która - przy wszystkich stylistycznych woltach - przez dwie dekady była głosem siebie samej i nikogo więcej, która przyzwyczaiła nas do bardzo intymnych, czasem na granicy ekshibicjonizmu emocjonalnego, pejzaży wewnętrznych, śpiewa nagle o czym? O Anglii. O wojnie. O żołnierzach umierających na polu bitwy, ba, nawet Organizacja Narodów Zjednoczonych się pojawia. I robi to z pełną powagą, żeby jakiś postmodernista nie pomyślał, że robi sobie jaja, że to taki cool sztafaż. Let England Shake naprawdę ma wstrząsnąć i robi to bardzo umiejętnie, jak wiązanka najprawdziwszych protest songów, nawet jeżeli - mimo wszystko - zbyt wyrafinowana forma nie do końca do tej szufladki pasuje.

W utworach tych pojawia się rozbudowane instrumentarium (choć niewielu muzyków) i trochę inne te aranże, niż kiedykolwiek wcześniej. Zaczyna się w ogóle od bardzo udanego ksylofonu w utworze tytułowym; potem sporo dęciaków się pojawia; i, rzecz charakterystyczna, użycie chóru męskich backing vocals, co nadaje w wielu miejscach charakter piosenek niemal wojskowych. Zgadza się z tym również podejście do wybijania rytmu: bardzo rzadko mamy tam typowo rockową perkusję, raczej takie marszowe to się wydaje...

Niezwykła, zaskakująca płyta i truizmem będzie stwierdzać, że wokalistyka jest tu na niebotycznym poziomie, ale ona tak doskonale śpiewa...


The Hope Six Demolition Project ***-

Obrazek

best song: The Ministry of Defence
best moment: solo na saksofonie w The Ministry of Social Affairs


Na kolejnej płycie P.J. rozwinęła pewne patenty: więcej męskich chórków, więcej sekcji dętej, ZNACZNIE więcej ludzi grających na płycie; mamy też nadal tematy, że tak powiem publicystyczne, wystarczy spojrzeć na tytuły, dwa ministerstwa, pomniki prezydentów i dolary ;-) Dla mnie na tej płycie niestety jest wszystkiego za dużo, nawet tytuł jest za długi, zaś kompozycyjnie ociera się to momentami o toporność, i w dodatku nie podoba mi się realizacja z nałożonym na wokal takim efektem, że irytująco syczy.
Ostatecznie jednak te trzy gwiazdki się należą, bo jest tam sporo bardzo dobrych utworów, które w pamięć mi się wryły, a na koncercie też zabrzmiało to momentami imponująco.


Yyy... no to tyle ;-)

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: sob, 11 grudnia 2021 21:48:44 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 14:59:39
Posty: 28006
Z częścią opinii chętnie się zgodzę, ale niektóre są oburzające 8-) .

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: wt, 13 grudnia 2022 12:37:14 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 10 stycznia 2005 11:49:49
Posty: 24304
Skąd: Kamienna Góra/Poznań
A czy Państwo wiedzą, że przed kilkoma tygodniami ukazał się trzypłytowy (w wersji CD; nie wiem, jak inne nośniki), niemal dwustuminutowy(!) zbiór "B-Sides, Demos & Rarities"? :D

_________________
In an interstellar burst
I am back to save the Universe.


Na górę
 Wyświetl profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 390 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1 ... 22, 23, 24, 25, 26  Następna

Strefa czasowa UTC+1godz.



Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 46 gości


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Przejdź do:  
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Group