Dzień I. Rytro - Niemcowa - Biała Woda - Wąwóz Homole
Z powodu spóźnienia pociągu mam godzinę czasu do Mszy św. No aglomeracja to nie jest, więc powolnym krokiem zachodzę tu i ówdzie. Schodzę nad Poprad i przypominam sobie jakem wieki temu leczył i masował zimną wodą mą zwichniętą nogę, zresztą skutecznie. Jest Żabka przy drodze, jest kawa i hot-dog. Kupuję i niespiesznie zajadam, patrząc zaspale na zaspałe Rytro. Czuję, że jest dobrze. Kościół i msza budzi zadziwienie swą wielkością. Wielki kościół, proboszcz, dwóch wikarych, pięć mszy, normalnie jak w mieście. No cóż to jednak górale i ostoja.
Po mszy do GS-owskiego sklepu. Dwie buły, galarcik i kiełba chłopska. No i browarek za sklepem z miejscowymi. Przysłuchuję się wydarzeniom tygodnia. No dobra czas ruszać i tak mam z dwie godziny opóźnienia.
Niespiesznie zdobywam wysokość idąc wpierw uliczkami, a później przysiółkami.
Świetnie poprowadzony czerwony szlak. Żadnych udziwnień, po prostu drogami od lat używanymi przez mieszkańców.
Może już kiedyś wspominałem, że uwielbiam stare dukty, drogi, ścieżki. Szlaki te posiadają swoją mądrość, praktyczność wytyczenia i zaskakują przydrożną kapliczką, krzyżem... mają swoją historię wydeptaną przez pokolenia.
Gdy mijam ostatnią chatę wychodzi babuszka. Chce porozmawiać, jest samotna, syn wyjechał wiele lat temu i nieczęsto zagląda. No to gadamy o kotach, niegroźnym psie, który śpi rozwalony na środku ścieżki... Pewno posiedziałbym dłużej, ale odzywa się zew szlaku. Im wyżej tym bardziej pusto, zdziczałe drzewa owocowe są świadkami minionych czasów. Kordowiec, Poczekaj, Stos, Niemcowa, Kramarka. Na Kordowcu szczekająca zawziętość zniechęca mnie do zatrzymania się. Za to przy kurnej chacie Babci Nowakowej na Poczekaju stoi ławeczka w ciszy i zaprasza do odpoczynku.
Coś tam wypijam, zagryzam kiełbasę obserwowany przez nieufnego kota, może nawet ś.p. Babci, która zmarła trzy lata temu. Dobrze mi tu w słoneczku. Docieram na Polanę Niemcową czyli tu gdzie była najwyżej położona "Szkoła nad obłokami". Siadam przy pięknie zadbanym gospodarstwie byłego ucznia Władka Wielochy
http://www.garnek.pl/malgo51/4044114/do ... k-300m-od#no i powtórzę to co napisałem 25 listopada na forum
Cytat:
pamiętacie zagadkę ze Szkołą nad obłokami?
no właśnie to był jeden z najlepszych momentów gdy zaległem w trawie na niemcowej polanie, przy ostatnim istniejącym gospodarstwie i dziwiłem się ciszy i usłyszałem w niej gwar, który kiedyś tu panował
Dodam, że to był jeden z głównych punktów wyprawy. Nie zawiódł mnie, przeżyłem wzruszenie
najczulszych strun. Dotknięcie czasu minionego. Miałem to szczęście, że byłem sam, nikt nie burzył ciszy. Generalnie cały szlak jest świetny: lasy i polany i widoki i polany i widoki i lasy.
Docieram do węzła szlaków. Niestety nie pamiętam jak się idzie do Chatki pod Niemcową, więc pytam ludzi zbierających jagody. Tak, tak były jagody w swej późnoletniej dojrzałości. Takie cukiereczki od Boga. Mniam, mniam, mniam.
Docieram do Chatki pod Niemcową.
To miał być kolejny ważny moment. Spędziłem tam kiedyś jeden z najpiękniejszych noclegów. Pamiętam, że nie chciało się odchodzić tak niebiańsko i błogo było i dopiero mocno po południu wyruszyliśmy na umówione spotkanie do Jaworek. Z dala widać, że jest trochę osób, co zresztą nie dziwi bo to niedziela. W podcieniu siedzi Jerzy "Haris" - filozof otoczony turystkami. Kilka osób z komórkami gada w jakim to kultowym miejscu nie zgadniesz są. Nikt nie raczy odpowiedzieć na moje przywitanie, no to idę na obchód starych miejsc. Niestety z minuty na minutę rośnie moje rozczarowanie. Nie rozpoznaję tego klimatu wiejskiego obejścia sprzed lat. Brak ręki gospodarza, wszystko totalnie zdekapitalizowane, wszechobecny bałagan, worki ze śmieciami, zarośnięte miejsca pod namioty, porozwalane deski, ubytki w dachu zabite folią, ech nie chce się mówić. Wracam i wchodzę jeszcze do kuchni, zimne czarne czajniki patrzą na mnie z wyrzutem. Nie napiję się herbaty, nie rozbiję namiotu pod jabłonką. Po kwadransie jestem już w drodze. Jak to leciało:
Cytat:
"Wszystko to kwestia myślenia: jak sie podoba to jest fajne, jakby się nie podobało - to byłoby niefajne"
- no dla mnie mocno niefajnie. No przepraszam fajne były koty, które komuś dobrały się do jedzenia.
Szlak na Wielki Rogacz bardzo słaby, tym bardziej, że co jakiś czas przejeżdżają motory crosowe. Chyba jakaś wypożyczalnia i atrakcja jeżdżenia po górach.
Odbijam niebieskim na Obidzę, ale ciągle słabo, pojawia się więcej ludzi. Na Polanie Litawcowej skręcam czerwonym w kierunku Jaworek i znów robi się fajnie. To już znajome łąki łemkowskiej Białej Wody. Wzdłuż drogi wybijają źródełka z zimną, krystaliczną wodą. Nie wspominałem jeszcze, ale to był bardzo gorący dzień, więc piję i zwilżam włosy i kark. Cieszmy się z małych rzeczy. Polana Ruskiego Wierchu aaaaa... widoki, więc poleguję w trawie.
Odbijam na szagę bez szlaku do Białej Wody. Owczarki pilnujące owiec zakreślają drogę troszkędłuższą niżbym chciał. Ląduję w dolinie przy potoku.
Ileż wspomnień - to już 40 lat gdy byłem tu po raz pierwszy. Mieszkaliśmy pod namiotami przy
wodospadzie, paliliśmy ogniska pod samo niebo /aż wopiści interweniowali/. Latałem półnagi na żentycę do baców: Gromady i Zapotocznego. Zjeżdżało się z wodospadu hej-plusk, spławiało drewniane łódki hand-made i bawiło w Janosika /tak, tak właśnie tu kręcono/.
Dziś to deptak, zamiast brodów - mostki, ale jednak góry bronią się fantastycznie.
No i Pan Jezus z blachy ten sam.
Siadam tu i tam, sentyment wylewa się uszami ech. Dochodzę do Jaworek, stary sklep przy drodze na Czarną Wodę zamknięty, ale jest nowy bliżej Homoli. Kupuję cosik. Wbijam w Wąwóz Homole. To już od kilku lat nie moja bajka. Pobudowano schody, pomosty, nic nie zostało ze starego szlaku w potoku i omszałych skał. Jestem już mocno zmęczony, to już prawie 12 godzin na szlaku. Robi się ciemno. Idę pod prąd, bo wszyscy wracają w dół do parkingu, wkrótce zostaję sam z drogą. Wreszcie baza pod Wysoką, jestem w domu! Rozbijam samotny namiot, ledwo się wczołguję. Jest mi wszystko jedno. Słyszę jak juhasi wracają na noc traktorem do bazy. Gwiżdżą, śpiewają... są szczęśliwi, że dzień minął. Ech, potok szumi z dwa metry od namiotu, wszystkie odgłosy przykrywa szumem. Czuję się bezpiecznie i przeszczęśliwie. Zasypiam.