Posłuchałem już kilka razy i obecnie nie wydaje mi się, żeby mi się wydawało, że Klatka była lepsza. Zrobiłem dziś odsłuch porównawczy i Klatka jest przyjemnie ciężka, a co najważniejsze bardzo udanie się rozkręca, by w drugiej połowie osiągnąć wyżyny, na które, być może, Roszczeniowe juwenalia się nie wznoszą. Z drugiej strony, Juwenalia brzmią jeszcze klarowniej - mam wrażenie że pod tym względem zespół cały czas idzie w dobrą stronę - ma chyba mniej punktów wyraźnie słabszych i jest niezwykle przebojowa. Na chwilę obecną, nie wiem, która lepsza. Klatka od Pętli do końca z pewnością tak, ale w całości? Tu już pojawiają się wątpliwości.
Sens i definicja podobało mi się najbardziej z "singli promocyjnych", choć w pierwszym momencie głównie za sprawą frazy z autobusami nr 222 i 111 w roli głównej, która jakże trafnie oddaje to, co w życiu częste. Po większej liczbie odsłuchów bardzo doceniam ogólną chwytliwość tego numeru, zwłaszcza refrenu (bardzo mi pasuje tu ten dwugłos, często na płycie stosowany), bo zwrotki jednak nie chcą porwać do końca. No i mamy tu pierwsze erudycyjne nawiązanie intertekstualne, w postaci wstawki rodem z Wyszków tonie. Piszę to z lekkim przymróżeniem oka, ale bynajmniej nie jest to zarzut. Mogę tylko zapłakać zaczyna się lepiej, zwrotki jawią mi się jako ciekawsze niż w numerze otwierającym, gdy wchodzi Eowina na moment robi się już bardzo obiecująco, ale chwilę potem dwugłos rozjeżdża się na tyle, że odbieram to jako nałożone na siebie dwa nieprzystające do siebie fragmenty czegoś zupełnie innego. Wszystko do normy wraca w refrenie, Spirit po raz drugi od początku płyty pokazuje, że umie tworzyć przeboje. Moje ulubione momenty to początki drugiej pętli każdego z refrenów. Warszawa - numer 1 ze spotkania zimowego i chyba wciąż ulubiona na płycie. To perkusyjne strzelanie do pasażerów, wsparte ciężką gitarą, rewelacyjne. Gitara we fragmencie pod "osinowym kołkiem pałacu kultury" niegorsza. I sympatyczny akcent na koniec w postaci sygnalizacji zamykania drzwi. Horror podoba mi się znacznie mniej, choć tu już udało mi się zwrócić baczniejszą uwagę na mocny tekst, co nie jest łatwe, jak się słucha płyty, robiąc coś innego, a na słuchanie-słuchanie nie bardzo mogę sobie pozwolić. Muzycznie niestety Horror mnie nie przekonuje, a Eowina za bardzo przypomina mi Annę Wyszkoni. Piosenka o miłości miała u mnie trudny początek, jako pierwszy singiel, bo nie nastroiła optymistycznie do całej płyty. Ale szybko pomyślałem, że to jest właśnie świetny signiel promocyjny. Kolejny, po pierwszych dwóch kawałkach, przebój w dobrym tego słowa znaczeniu. Taki spiritowy Autystyczny. Taki spiritowy Niezwyciężony. Takie spiritowe Oczy zie... O, przepraszam, rozpędziłem się. I nie wiem, czy któryś z kolegów z pracy na mnie dziwnie nie patrzy, bo ja tu niby sobie programuję, a nóżka chodzi. Dalej robi się ciężej. W Hilfe gitara fajnie riffuje, ciekawa linia wokalu w zwrotce, przed refrenem jeszcze krótka, lecz udana, wstawka gitary prowadzącej. A refren to spiritowa ekstraliga - zarówno gitarowo, jak i wokalnie, mamy tu chyba najlepszy przejaw współpracy Budynia z Eowiną. Nie ma we mnie miłości to kawałek, który "wylosowałem" do odsłuchania na spotkaniu zimowym i Budyń powiedział, że, cytuję, "będzie pan zadowolony". Powiedziałem na koniec, że byłem. Czy kłamałem? Nie, choć trzeba długo czekać, by się o tym przekonać, bo to kawałek dwóch połówek. Pierwsza, kojarząca mi się z Nie ja, rozmija się z moimi oczekiwaniami w sposób tak jednoznaczny, jak wspomniany utwór z Legendy. Co innego po przerwie, bardzo dobre gitary, ciekawy, dość nietypowy jak na Budynia wokal i bardzo udany dodatek od Eowiny. Płyta nie traci na ciężarze za sprawą Prima aprilis, zaczynającego się od bardzo przyjemnego riffu (druga gitara w jego końcówce wznosi go o poziom wyżej), a i pod zwrotkami gitary łomoczą tak, jak lubię. Jest dobrze. A raczej było dobrze, lecz przyszły dziki i wszystko zszarżowały. A nie, to nie ten zespół. Było dobrze, lecz przyszła Sobota trzynastego. Z tego, co wiem, miałem przyjemność przez moment brać udział w wydarzeniu, które było inspiracją dla tego kawałka, jednak konieczność zaprowadzenia do domu samochodu sprawiła, że ominęło mnie ryzyko z tym związane. Może właśnie dlatego utwór do mnie nie trafia? Od Soboty zaczyna się pewien kryzys, choć Sobota jest jego najgłębszym przejawem. Piosenka, która jest o niczym, zaczyna się ciekawymi gitarami. Trochę mam wrażenie, że tymi gitarami udaje, oprócz tego, że jest o czym, że jest lepsza, niż jest. Choć przyznaję, że refren, jak to często na tej płycie, należy do gatunku natrętnych, choć chyba głównie ze względów tekstowych. Czas na utwór tytułowy. Robi się żwawo i wesoło, co chyba jednak nie do końca mi pasuje, choć ta gitarowa melodyjka w sumie sympatyczna. Najlepszym fragmentem piosenki jest spowolnienie, bawi mnie Budyniowe "nie mogło być gorzej", jakąś wręcz góralskość tu słyszę. A z refrenem w głowie obudziłem się dziś rano. Mówiłem już o natrętnych refrenach? Sumarycznie jednak poniżej średniej. Uwaga, kryzys odwołany. Pułapka złapała mnie i nie puszcza. Słyszę, że z rur kapie woda, widzę żarówkę na drucie. Świetny gitarowy walec, Budyń i Eowina w refrenie znów brzmią jak trzeba. Mam tylko jedno ale. Fraza tytułowa brzmi jakoś słabo, bez polotu. Proszę wybaczyć, ale trochę wręcz jakby to Szwagier Kolasa nagrywał. Ale to taka łyżka dziegciu, bo w całości moja reakcja na Pułapkę zgodna jest z tym, co stanowi jej kulminację. Ooooo! Ooooo! Langenort znany już od dawna, plasuje się pewnie gdzieś w środkowych okolicach górnej połówki rankingu utworów. Nie ma się do czego przyczepić. Gitary i perkusja (ta zwłaszcza w rwanym refrenie) pracują jak należy, a Budyń z wokalem świetnie się do nich dopasował.
Ogólnie rzecz biorąc, coraz lepiej mi się tej płyty słucha, choć przecież z założenia nie trafia dokładnie w to, co najbardziej lubię, ale jeśli będę miał ochotę na taką stylistykę, nie będę raczej czuł potrzeby, żeby szukać gdzie indziej (co najwyżej rzucę uchem, jak No Means No zagra piosenkę o miłości w stylu Spirita). Dobra robota, Pani i Panowie! Jako kolega z Warszawy jakoś się wkrótce mam nadzieję zgłoszę, by za dodatkową opłatą trubadur umilał mi rejs swoimi przebojami.
_________________ My shadow is always with me. Sometimes ahead... sometimes behind. Sometimes to the left... sometimes to the right. Except on cloudy days... or at night.
|