Uznacie zapewne, że jestem niezrównoważony, wzruszycie ramionami, na cóż, trudno. Ale minęło już kilkadziesiąt godzin, a ja mam ciągle potrzebę podzielenia się tym co stało się w niedzielę. Nie jest to zwykły post, trzeba trochę więcej wysiłku, by go zrozumieć, tak jak dużo więcej kosztowało mnie napisanie tych słów.
Po raz pierwszy na koncercie doznałem nie emocji, doznań, wrażeń, wzruszeń etc., ale dotknięcia. Już tłumaczę o co mi chodzi, albo jeszcze lepiej niech to wytłumaczy Szustak proszę wysłuchajcie.
Może byłem jedyny, który tak odczuł to co płynęło ze sceny /tak jak Szustak na spotkaniu z Flipem i Flapem/, ale było tak, że z trudem powstrzymywałem łzy. Nawet widać na zdjęciu /galeria MM/, kto zna ten pozna. Żadnego skakania, mokrej koszulki, darcia ryja. Tylko dotknięcie kamiennego serca. Wykrzyczano-wyśpiewane psalmy przez 2Tm2,3 były egzorcyzmem. Przyznam, że w pewnej chwili zorientowałem się, że stoję jak słup i... rozkleiłem się zupełnie gdy Tom powiedział, że zespół powstał po to by powiedzieć NIE LĘKAJ SIĘ bo śmierci nie ma. Pierwsze słowa Wojtyły /który jest moim osobistym powiernikiem/ jako papieża brzmiały "Nie lękajcie się. Otwórzcie, otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi!".
Chciałbym przekazać ZESPOŁOWI jedną ważną rzecz, słowami ks. Józefa Tischnera, żeby grali i grali, mimo wszystko, bo jest to dzieło Boże.
Cytat:
Pamiętam szczególnie rok ’85. Poranek był pogodny, chociaż parny. Ale kiedy wyszliśmy pod Turbacz, pogoda zaczęła się psuć. Po Ewangelii zerwała się wichura, lunął deszcz ze śniegiem. Prawie wszyscy uciekli do lasu, za ołtarz, zaczęli tam palić ogniska, żeby się ogrzać, bo prawie nikt nie miał ze sobą ciepłych rzeczy. Mimo to Józiu nie przerwał kazania – chociaż prawie nie było go słychać. Wieczorem siedzimy w naszej bacówce, około dwudziestu osób. Nagle ktoś puka. Otwieram, w potężnej, zielonej pelerynie – Józiu. „Przyszedłem wam puścić kasetę, bo nikt mnie nie słuchał”. A my też jakoś po tej Mszy mieliśmy niespokojne sumienie. Więc zaraz ustawiliśmy stół, świece i Józiu zaczął odprawiać. A kiedy doszło do kazania, puścił taśmę i usiadł. Pytaliśmy go potem, dlaczego nie przerwał, kiedy zaczęła się ulewa. A on mówi, że na wprost ołtarza stał jak słup chłop z Łopusznej i słuchał. „Choćbym miał ino do samego Mańka Drożdżowego mówić, to bym mówił”.
Co z tym dotknięciem zrobię nie wiem, może kolejne podniesienie z kolejnego upadku, może nawrócenie, pewnie zaprzepaszczenie... ale do tego czasu i miejsca w Puszczykowie będę wracał myślami i słowami "dobrze, że tu jesteśmy; postawimy trzy namioty"
dzięki 2Tm2,3
Maniek Maciej Powsinoga Drożdżowy
Ps Jako prefesionalny moderator działu przybyłem na koncert omyłkowo godzinę przed czasem /nie sprawdziłem kiedy się zaczyna/ ale dzięki temu kupiłem płytę, którą osobiście pod kątem rys sprawdził Litza, zatwierdzając to podpisem.

I też, kolejny dowód Opatrzności, że spotkałem dzięki temu Miszu /też uwierzył elektronicznym biletom/, który mnie odtransportował, bo moje wszystkie plany i wyliczenia wzięły w łeb , tak że byłbym w domu w środku nocy. Ale się udało, choć byłem gotów na wszystko, choćbym pieszo miał wrócić.
No i dziękuję za każdą relację, niezwykle osobiście dla mnie cenną
