BACH! Muminek stał na mostku na rzeczce. Nadchodził wczesny styczniowy wieczór. Zza wschodniego skraju doliny ciemne już Góry Samotne rozsnuwały smugami swój nieobumierający zew. Tuż u stóp tlił się plusk wody. W stronie morza niebo było granatowo-żółte, ciężkie, brylaste i dobitne. A za nim?... Da się to wypowiedzieć?... BACH! Muminek nie był sobą. Nawet nie chodziło o to, że znów nie mógł spać, bo przodek akurat hałasował w piecu. Nawet nie chodziło o to, że zima udawała przedwiośnie, bezczelnie udające wiosnę. Muminek nie był sobą od wielu, wielu tygodni. Od miesięcy. BACH! BACH! Że też musiało być na tyle cicho, by rumor niósł się aż tu... Co się właściwie dzieje? Wszystko nie tak, a nic po coś. Żal i złość, błazeńska irytacja... BACH! W poprzednim odcinku wyszło już tak źle, tak na przekór przygotowanym zawczasu założeniom, że właściwie powinno się było wziąć i przepisać to wszystko na nowo... Żal i złość, a gdzie w tym wszystkim DUCH?
– Atom miłości za atom nienawiści – próbował przekonać sam siebie Muminek.
BACH! BACH-BACH! DUCH? W kolorach, słowach? W dźwięku? We wdzięku, w rozbłyskających sekundach? Może lepiej nie wiedzieć... nie rozumieć, czuć? Ale się już nie dało, bo Muminek nie był już sobą. BACH! Dotknął poręczy. Drewno jest dobre. Drewno jest zawsze dobre, może w nim jest DUCH? Spojrzał w ciemną wodę.
– Atom miłości za atom nienawiści – powtórzył, uspokoił oddech i pomyślał:
„Inaczej niż zwykle” czy „Bóg jest Miłością”?
Nooo... A ten, a podtytuł?
- ?... Dajże mi ty święty spokój... Niechby już był maj...
A proszę ja bardzo: Karol Maj. BACH!
_________________ [..  .]
|