W tym roku osiem filmów nominowano do głównej nagrody:
Green Book - byliśmy wczoraj i jest świetny. Film zrobiony z niesamowitą swadą i więcej: weną. Płynie i skrzy się niczym górski potok
Oczywiście zasługa pary głównych aktorów jest przeogromna, ale też reżyser musiał chwycić jakiś niesamowity flow (aż dziw, że to jakiś taki mało obiecujący twórca... Głupi i głupszy i te sprawy...), bo od pierwszej sekwencji w klubie Copacabana film nie marnuje ani kawałka taśmy, wszystko jest na swoim miejscu, kiedy trzeba zabawne, kiedy trzeba poważne, nigdy nie przesadza z duszoszczipatiejnością, a jednak do serca przemawia, no do mnie jak coś jest osadzone na Południu to w ogóle często przemawia... Zresztą choć film w żadnym momencie nie jest ciężki, to niewątpliwie w miarę
jechania w dół mapy atmosfera jakoś się zagęszcza.
Jeżeli dostanie Oskara to na pewno wstydu nagrodzie nie przeniesie. Choć nie jest to też jakieś wielkie arcydzieło - po prostu doskonały film rozrywkowy niepozbawiony jednocześnie pewnych wartości głębszych. Czego chcieć więcej? Jeżeli chodzi o satysfakcję z wizyty w kinie to nie mam żadnych dodatkowych roszczeń. Jeżeli chodzi o Oskara, mógłbym pewnie chcieć, żeby nie tylko do serca przemawiał, ale jakoś mocniej trzewia przeniknął. Trzy billboardy to jednak nie są. Ale w tej samej lidze mogą śmiało grać!
BlacKkKlansman - nie pamiętam, czy o nim pisałem na forum, czy nie - o, to jest też konkretny KkKandydat! Jak znam Akademię, to szans nie ma, być może nawet mimo fury nominacji nie dostanie ani jednej nagrody, ale w przypadku takiego kina to nawet te nominacje są pewnym zaskoczeniem. W każdym razie jest to wyśmienite, rasowe kino. Film zrobiony z jajami, naprawdę. Nie "z jajem" w sensie że śmieszny, bo może i śmieszny, ale to by było poważne niedoszacowanie. Tyko "z jajami" w sensie że oryginalnie i bezkompromisowo. I podobnie jak w przypadku Green Booka jest to niezły mariaż kina jak by nie patrzeć rozrywkowego z poważnym przekazem (w obu przypadkach zresztą podobnym). Lokuję te dwa filmy na półce tuż obok siebie.
Bohemian Rhapsody - o tym już pisałem
w wątku o Queen, i to właśnie jest moja odpowiedź na pytanie, dlaczego ten film oskara nie powinien zdobyć. Podobał mi się niezmiernie i nie przyłączam się do żadnych narzekań na cokolwiek. Natomiast na jedynego oskara tak naprawdę zasłużył tu zespół Queen. Gdyby nie to, o kim historia opowiada i jaką ilustruje to muzyką, byłby to pewnie wporzo film na trzy gwiazdki. No ale jak śpiewają Radio Ga Ga na Live Aid to panie... co zrobić
Ale to trochę tak, jak zawsze się śmiałem, że najlepszy w "Jak zostać królem" był mimo wszystko Beethoven.
Roma - nic nie wiem o Romie na razie, ale jakoś czuję podskórnie, że to może być ten NAJlepszy film z zestawu. Może się uda zobaczyć przed rozdaniem!
Faworyta - wczoraj w kinie widzieliśmy trailer, mnie z pewnością zachęcił, myślę, że będzie to dobry czterogwiazdkowy film
Vice - ten trailer zachęcił mnie nawet jeszcze bardziej, choć podejrzewam, że może być lepszy od filmu. I podejrzewam, że będzie to typowy film oparty o plejadę świetnie grających aktorów. Coś jak American Hustle na przykład.
Narodziny gwiazdy - niektórzy mówią, że naprawdę dobry. Jakoś zupełnie nie mam ochoty sprawdzać.
Czarna pantera - pamiętam, jak była w kinach i wtedy całkowicie zignorowałem istnienie tego filmu. Nie wiem, czy słusznie, czy nie, ale bardzo zdziwiło mnie pojawienie się tego tytułu na listach nominantów.
---
Szanse Zimnej wojny oceniam zerowo. Gdyby nie Roma - pewnie mogłaby powalczyć o Oskara dla filmu obcego, słuszniej niż Ida. Najbardziej cieszy mnie obecność Pawlikowskiego w gronie nominowanych reżyserów. To się zdarza naprawdę rzadko, że z półki "film nieanglojęzyczny" coś zostaje zauważone w innych kategoriach. Czy Roma zawalczy tak mocno, jak przed laty "Życie jest piękne"? Niewykluczone. Zimna wojna raczej nie, ale fajnie, że dostrzegli (i reżysera, i jeszcze operatora - a temu to by się należało, jak mało komu!).
O, uważam, że bankowo Oskara za piosenkę powinny dostać Dwa serduszka z Zimnej wojny! Tylko, że oczywiście nawet nie są nominowane, bo po pierwsze to jest najgupsza chyba kategoria,w której prawie zawsze wygrywają jakieś sywy, które nie tylko są same w sobie słabe, to jeszcze nic nie wnoszą do filmu (typu: piosenka na napisach albo piosenka z filmu animowanego, podczas której można akurat wyjść do ubikacji
), po drugie pewnie by nie mogły być nominowane, bo to chyba nie wiedzieć po co musi być piosenka oryginalnie napisana do filmu.
---
aktorzy:
Rami Malek jako Freddie super, ale do Viggo Mortensena w roli Tony'ego Vallelongi się nie umywa. Oskar dla Aragorna! (choć dla Christiana Bale'a zawsze też popieram)
u kobiet całym sercem kibicuję Glenn Close w filmie "Żona"' film nie był tak dobry, jak się spodziewałem, ale tytułowa bohaterka - no to jest prawdziwa Sztuka Aktorska.
Natomiast wbrew swoim sympatiom nie będę kibicował Kylo Renowi w roli dublera czarnego klansmana, bo choć był dobry, to nie aż tak. John David Washington w głównej roli podobał mi się bardziej, a nominacji nawet nie dostał. Zaś Adam Driver na pewno lepszy był jako Paterson (ale takich filmów Akademia raczej nie ogląda).
I tak samo raczej w tym przypadku nie kibicuję Murzynowi z Green Booka. Również: był bardzo dobry, ale to nie jest oskarowy kaliber jak, powiedzmy, Christian Bale w Fighterze czy Christopher Waltz w Basterdach, czy nawet ten zeszłoroczny Sam Rockwell w Billboardach. Właśnie, w kategorii "drugoplanowy aktor" konkurują dwa zeszłoroczni zwycięzcy! Myślę, że lepiej, żeby wygrał kto inny, ale może po prostu nie mają tam takiego w pełni wymiatającego kandydata?
U kobiet drugoplanowo konkurencja wygląda wyjątkowo silnie, ale to po nazwiskach oceniając. Emma Stone i Amy Adams to takie aktorki, które mnie jak na razie w pełni przekonują, ale tych filmów na razie nie widziałem.
W poprzednich latach udało mi się przewidzieć, kto wygra. Teraz jakoś nie mam pojęcia.