Ilościowo rok słaby, ale jakościowo jak zwykle bardzo dobry. Swoją tegoroczną książkę roku czytałam bite trzy miesiące i pewnie byłoby dłużej, gdyby nie przeszkodziłyby mi limity przedłużeń w bibliotece.
W kolejności przypadkowej:
1. Sławomir Mrożek „Emigranci” – jeśli to jest ten teatr absurdu, to kupuję to, bo treść była po prostu w pełni zrozumiała. Wcześniej widziałam teatr telewizji. Kilka przeszywających kwestii dot. pracy ludzkiej, no i oczywiście te obrazki na puszce karmy dla psa.
2. Zbigniew Nienacki „Księga strachów” – jak zwykle latem, topowy Nienacki, dobry wątek niemiecki. Nie wiem, czemu myślałam, że to się dzieje jesienią – może przez tych ponurych hitlerowców.
3. William Saroyan „Chłopiec na lotnym trapezie” – czytałam równo rok temu, już niewiele pamiętam, ale na pewno mi się podobało i było zaskakujące. Czasem sobie obiecuję, że będę czytać więcej literatury niepolskiej i nieanglosaskiej, bo jakoś tak to odświeża myślenie o rzeczywistości.
4. John Lennon „John Lennon na własnej z wielu druk” – wpisałam, żeby powiększyć sobie tę skąpą listę ubiegłoroczną, bo w polskim wydaniu jest to tylko pierwsza część książki „Przestworzone rzeczy” w tłumaczeniu F. Łobodzińskiego. Fajne, no ale „Nowhere man” fajniejsze, hehe. Za to chętnie poszłabym na koncert zespołu Łobodzińskiego, który gra Dylana w przekładzie Dudusia Fąferskiego.
5. Adam Zagajewski „Wiersze” – trudne, bardzo erudycyjne. Moje dorosłe, nieszkolno-uniwersyteckie próby podejścia do poezji.
Amerykańskie – pod wpływem „Przystanku Alaski”:
6. Mark Twain „Życie na Missisipi” – genialne wspomnienia, reportaż (może to coś dla Ciebie, zasada?). Chciałabym tam być. Jak na mnie dużo nowej wiedzy o historii USA, dużo przyrody, no i Twain w młodości uczący się prowadzić parowce

. Bardzo jasne, zrozumiałe argumentowanie swoich sądów. Czytało się świetnie.
7. Henry David Thoreau „Walden czyli życie w lesie” – to też wspaniałe, przyrody jeszcze więcej, ale językowo miejscami było dla mnie bardzo trudne, przez co nie zrozumiałam jego wszystkich wywodów – np. o wegetarianizmie w przyszłości. Chciałabym do tego wrócić za jakiś czas na spokojnie.
Plus jakieś rzeczy porozpoczynane i niedokończone.
Książka roku – bezapelacyjnie:
8.
Stanisław Barańczak „Od Walta Whitmana do Boba Dylana. Antologia poezji amerykańskiej”Czytałam i wielu momentach czułam i rozumiałam tę poezję. Częściowo pewnie dlatego, że dużo jest w anturażu nowoczesności, miasta (chociaż to też może uśpić czujność). Zaskakująco udany powrót do czytania wierszy. Przebogaty zbiór, wiele odkryć, chciałabym mieć to na własność, ale chyba nie było wznowień. Po pół roku nie mogę zapomnieć Charlesa Reznikoffa i Elizabeth Bishop (Łoś). Ale wiersz Walta Whitmana o duszy/życiu porównanym do pajęczej sieci rozwala wszystko – wspaniały wiersz.