Kilka dobrych lat odwlekałem czytanie tej książki, patrząc z trwogą na jej tysiącstronową objętość... ale kiedy już przeczytałem, to mogę powiedzieć, że okazała się nawet lepsza niż się spodziewałem! Szczególnie polecam ją wszystkim, którzy tak jak ja są zafascynowani średniowieczem w różnych jego aspektach. I to bardzo różnych: historia polityczna, ale i kultura, i praca, i duchowość, mnisi, rycerze, katedry, owce...
I życie codzienne może nawet przede wszystkim. Dla mnie jest tam całe mnóstwo
prawdziwego średniowiecza. Zapewne gdzieniegdzie niektórzy bohaterowie wydają się w swoich motywacjach zbyt "współcześni"; ale to z kolei dobrze robi warstwie dramaturgicznej powieści, więc jestem skłonny przymknąć oko.
Właściwie nie chcę tu pisać recenzji, tylko właśnie zachęcić tych, co lubią średniowiecze i podzielić się swoimi wrażeniami właśnie pod tym kątem.
Dla porządku: powieść dzieje się w Anglii na przestrzeni wielu lat, formalnie rzecz biorąc od 1120 (katastrofa statku, w którym zginął następca tronu Henryka I) do 1174 (ukorzenie się Henryka II przed grobem Thomasa Becketa). To są czasy niby przed robin-hoodowskie, ale w zasadzie bardzo podobne... gromady wyjętych spod prawa żyjących w lasach, źli szeryfowie gnębiący ludność
... wciąż żywe animozje na linii francuscy najeźdźcy-rdzenni mieszkańcy Wyspy... Większość Filarów dzieje się w mieście, więc tu podobieństwo się kurczy, ale wtedy, kiedy wędrowali po lesie, to całkiem wyraźnie czułem tego samego ducha czasów!
Z tych 50 lat zdecydowana większość książki przypada na 20 lat mało znanych czasów chaosu i wojny domowej za czasów panowania króla Stefana. Historycy niewiele piszą o tym okresie, w szkole nie uczyłem się chyba niczego. Bo też na poziomie państwowym brak był spektakularnych osiągnięć, a podczas samej wojny domowej na poziomie militarnym również...trwało status quo jak pod Verdun, może nie tak wyniszczające dla uczestników wojny, za to równie bardzo dla tych, co w niej nie brali udziału - bezprawie było całkowite, nikt nie kontrolował tego, co wyczyniali lokalni dowódcy,
earlowie, a nieraz i biskupi, nie było się do kogo odwołać i jakże często ostatecznym argumentem była brutalna siła.
Tym ciekawszy więc jest obraz tego właśnie, jak w tych warunkach wyglądało codzienne życie ludzi. Ludzi przeróżnych - powieść portretuje, moim zdaniem w doskonały sposób, cały przekrój ówczesnego społeczeństwa. Mieszczanie, rzemieślnicy, wieśniacy, wyjęci spod prawa... zakonnicy i księża, biskupi, książęta i ich rycerze... od rozwalających się chałup po pałace i fortece, od małych kościółków po gotyckie katedry, wszystko ma tam swoje miejsce.
W pierwszym rozdziale poznajemy nieźle prosperującego budowniczego i jego rodzinę, którzy w wyniku złego zbiegu okoliczności (swoją drogą świetnie poprowadzonego pod kątem fabularnym, jak tam się te wszystkie wątki elegancko zapętlają!
) stają się nagle nędzarzami... i jako ci nędzarze tułają się po kraju, szukając pracy i przymierając głodem. Ich oczyma obserwujemy życie i mieszkańców rozbudowujących się miast, i zamków, i kościołów, i zupełną prowincję, i wreszcie lasy, w których kryją się wyjęci spod prawa (bardzo dalecy od legendarnych bohaterów... są to nieraz prawdziwi orkowie!).
Głównym miejscem akcji powieści staje się ostatecznie fikcyjne miasto Kingsbridge, którego rozkwit, kryzys, i dalszy rozwój aż do wybudowanej wreszcie katedry, są dla mnie tak sugestywnie i prawdziwie ukazane, że wręcz ogromnie żałuję, że nie można tam pojechać i owego Kingsbridge zwiedzić! Tam oczywiście widzimy różne typy ludności zamieszkującej miasto. Szczególny nacisk położony jest jednak na stan zakonny, gdyż motorem napędowym dla miasta jest klasztor i jego charyzmatyczny przeor. Bardzo interesującego kontrastu dostarcza też cela klasztorna, z której ów przeor przyjeżdża, mała "filia" benedyktynów położona niemal w środku lasu, miejsce oddzielone od świata, takie, w którym można tworzyć rzeczywistość idealną... nasz bohater przyjeżdża z tego leśnego klasztoru i musi stawiać czoła coraz mniej idealnej rzeczywistości, w której jednak nadal jest dużo dobra, tylko trzeba go szukać i je podsycać...
Na końcu (czy tam na szczycie) tego przekroju społecznego znajdują się oczywiście kręgi władzy. Zamek
earla, pałac biskupa, rycerze i ich świty (mało romantyczni oni coś... może to kwestia punktu widzenia zwykłych ludzi, którzy często wtedy stawali się tych rycerzy ofiarami), spiskowcy, którzy stają po stronie to jednego, to drugiego z najpotężniejszych, aby osiągnąć swoje cele... dwukrotnie stajemy przed obliczem króla i jego otoczenia.
Ale poniekąd najważniejszym bohaterem powieści jest
KATEDRA. Wieloletni proces jej budowy, pełen zwrotów akcji, dramatycznych upadków i i oszałamiających sukcesów, wyznacza główną oś narracyjną książki. Ma to jednak ten dodatkowy aspekt kulturowy, że mamy XII wiek, a więc odkrywanie gotyku! Ewolucja stylu budowania kościołów, a raczej
rewolucja, gdy jeden z bohaterów - późniejszy budowniczy - odbywa fascynującą podróż na kontynent i we Francji doznaje czegoś w rodzaju epifanii, gdy widzi olśniewające dzieła nowej szkoły budowania.
Architektoniczny aspekt tej książki jest jednym z najbardziej zaskakujących; wydawać by się mogło, że cóż ciekawego dla powieści może być w nawach, transeptach i sklepieniach? Tymczasem jest to w czytaniu piękne jak sam gotyk.
Wreszcie, XI i XII wiek to dla mnie czas najbardziej fascynujący ze względu na historię Kościoła. Wielka odnowa moralna i reformy po okresie sodomii i gomorii końca X wieku, powstawanie nowych zakonów, i przede wszystkim - rywalizacja władzy świeckiej i kościelnej. To wszystko są motywy bardzo wyraźnie obecne w Filarach ziemi.
Wspominany już przeze mnie przeor, jeden z głównych bohaterów, świetnie uosabia tego nowego ducha: wielką prawość, determinację w odcinaniu wszelkich wrzodów na ciele Kościoła, siłę, która jest wyłącznie siłą boskiego autorytetu. Jednocześnie - przekonanie o wyższości praw Boskich i głośne dopominanie się o ich miejsce w tym świecie. Nieprzypadkowo ostatnia część książki - właściwie epilog po 15 latach - dotyczy zamordowania arcybiskupa Thomasa Becketa przez ludzi króla, a potem jego kanonizowania i wreszcie publicznego ukorzenia się króla przed grobem świętego, najsłynniejszego chyba aktu królewskiego pokutnego obok Henryka IV pod Canossą. Przeor Philip jest postacią wspaniałą, inspirującą, charyzmatyczną i w ogóle, ale cokolwiek byśmy po latach nie myśleli o meandrach sporów królewsko-biskupich i cesarsko-papieskich, on niewątpliwie z całą gorliwością wspierał zwiększanie siły i przywilejów Kościoła, a scena symbolicznego biczowania króla Henryka w Canterbury jest dla niego ukoronowaniem tego, o co walczył całe życie...
Niezwykły jest duch czasów, który przenika Filary ziemi. Oczywiście to wszystko, o czym piszę, to niby tylko tło dla skądinąd wysoce wciągających intryg między niezliczonymi bohaterami. Ale o ile o intrygach można powiedzieć (jak azbest), że trochę miejscami przypominają operę mydlaną (nie żeby mi to przeszkadzało
), o tyle tło historyczne wydaje mi się naprawdę świetnie ukazane.