Na początek kilka uwag, które już się przewijały...
Różnorodność jest zarazem wielką zaletą i największą słabością płyty
Przyjdź. Sama w sobie jest zaletą, płyta jest bogata i ciekawsza, z niej weźmie się best moment (patrz niżej); ale z drugiej strony w tym konkretnym przypadku idzie w parze z nierównością - cztery doskonałe numery wykonywane przez Budzego są czterema najlepszymi na całej płycie.
Wykonanie - rewelacja. Na tej płycie klasę muzyków słychać na każdym kroku.
Teksty - hmm. HMM. Trochę głupio zabrzmi, jak powiem, że gdzieniegdzie są kiepskie
Bo nie chodzi o słowa, tylko o ich zaadaptowanie do muzyki. Nawet najpiekniejsze słowa mogą zupełnie nie zabrzmieć, wystarczy w sumie, że rytm nie pasuje, nie mówiąc o wszystkich innych zależnościach. Tak więc jedne teksty biblijne sa tu wykorzystane wspaniale, a inne położone, mojem zdaniem w każdym razie.
Genesis - bez gwiazdek, bo ja tu nie mam nic do dania, ale OK, jest intro, ma ono swoje miejsce w całości, ja natomiast najchętniej je omijam.
Marana Tha - wypadałoby pisać samymi superlatywami: hipnotyczny, transowy czad, we wstępie genialnie połączony z joszkowymi piszczałkami; tekst (to, co pisałem powyżej), wykorzystany na 100% możliwości, bo i zwrotki są rewelacyjne (
niee złamie trzciny-nadłamanej-ani-knota-nie-zagasi-tlącegooo, jaki to jest rytm!!!), i tytułowe słowa idealne na krótki, dramatyczny refren - super. Niestety. Zrobiono z wokalem coś okropnego, czego prawie nie mogę słuchać, choć słucham, bo wszystko inne cholernie mi się podoba. Również i wokal, pod względem siły, rytmu, linii melodycznej (no, melodii to aż tak dużo tam nie ma
) - wszystkiego prócz tego ohydnego brzmienia. Chciałbym to usłyszeć kiedyś na żywo, gdzie mam nadzieję nie śpiewano by przez tubę (?!).
Za ten wokalowy koszmarek gwiazdka i minus do tyłu..... * * * * -
Jezus Chrystus jest Panem - przejście z poprzedniego do tego jest najlepszym przykładem, jaką mimo wszystko siłą jest różnorodność tego albumu; zaczyna się utwór wspaniały, bez zarzutu, z pięknie brzmiącym, pełnym mocy wokalem i idealnie go uzupełniającą wokalizą, a w tle wybitni muzycy w rozkwicie swoich możliwości..... * * * * *
Psalm 8 - dla mnie to jest utwór jazzowy, w tym sensie, że wszystko, co najciekawsze rozgrywa się poza głównym tematem. Kompozycyjnie uwazam ten utwór za poprawny, ale nic specjalnego, dlatego nie wychodzi on najlepiej na manewrach. Natomiast już to przejście po wszystkich zwrotkach, które niejako zastępuje refren, wszystkie podkłady, wszystkie fragmenty instrumentalne - rewelacja..... * * * * *
Kto nas odłączy - bezbarwne. Po raz pierwszy płyta schodzi w przeciętność. Ma ten utwór swoje momenty, zwłaszcza dobre wejście początkowe (położone od razu przez fatalny wokal), i ciekawego „ślepokmieta” na koniec, ale generalnie nuda, zwłaszcza jakieś takie niewiadomo jakie wstawki instrumentalne w środku..... * *
Kantyk trzech młodzieńców - muzyczne opus magnum zespołu. To takie Triodante Tymoteusza
Inne rzeczy mogą głębiej docierać, mieć w sobie więcej niewyrażalnego, ale czystomuzycznie to jest to. Mantra porywająca w taki sposób, jak tylko mantra potrafi, przepiękny tekst, bogaty a jednocześnie najprostszy jak się da, wspaniałe brzmienie, bogactwo barw, znowu instrumentalny refren, ale w porównaniu z Ps.8 ile w nim dramatyzmu. Najdłuższe, a przecież mogłoby trwać i drugie tyle..... * * * * * *
Uwiodłeś mnie Panie - dyszany wokal Maleo, mówisz Witku. Hmm, niewątpliwie, ale akurat tutaj mi on pasuje. Bo to jest najprawdziwsza piosenka miłosna! Pełna namiętności! I jak Maleo niby wystękuje
to jest najważniejsze, żeby kochać się, to mnie to przekonuje. No a pod tym wszystkim wzorowa praca sekcji rytmicznej, pełna i siły, i fantazji. Do arcydzieła czegoś mi tu na pewno brakuje, ale bardzo lubię..... * * * *
Benedictus - tjaa. Kiedyś nie mogłem zdzierżyć, ale teraz dostrzegam w tym utworze urok. Oprócz tych dzikich „allelujów”, to jest dla mnie pomyłka całkowita. Natomiast bodaj czy nie największym problemem jest tu nieprzystawalność tekstu do warstwy muzycznej, nie klei się to, słowa do muzyki są nie w tempo, a co gorsza formuła funkowego bujania zupełnie nie idzie mi w parze z hymnem dziękczynienia... no nijak! Generalnie też nie lubię funka, ale doceniam kunszt wykonania i stylistyczna konsekwencję, i za to..... * * 1/2
Dzięki Ci Panie z całego serca - mój ulubiony utwór nie Budzego na tej płycie. Tu wszystko gra. Maleo w szczytowej formie, śpiewa pełnym głosem, z uczuciem, które nie jest przesadzone, a brzmi w pełni szczerze (jakie to niesamowite - słowa sprzed tylu lat! jaka ich aktualność!). Fragmenty instrumentalne długie, ale wciągają, tworzą atmosferę trochę mistyczną, choć niezbyt ciężką... coś mi tu jakby pustynią czuć?..... * * * * 1/2
Magnificat - jestem w szoku, że to może być czyjś ulubiony utwór. Nie dość, że w swoim gatunku jest dla mnie całkowicie przeciętny (przyznaję, nie lubię tej stylistyki, dla mnie to męczący łomot, ale np. Marana tha, które jest w tym względzie podobne - bardzo mi się podoba), nie dość że znowu przesterowany wokal, którego nie mogę słuchać (brzmi w dodatku jak strasznie przygaszony, tam gdzie powinien ciągnąć utwór do przodu z wielką siłą), to jeszcze pozostaje najgorszy problem: że oto ma to być pieśń radości i uwielbienia. Być może ten skrajny dysonans, jakiego tu doświadczam, jest zabiegiem celowym, ale w takim razie uważam go za skrajnie nieudany. Pod tę muzykę pasowałyby mi może od biedy jakieś mroczne słowa o tym, że ktoś gnije od środka i czeka go tylko nicość, a wszyscy go zdradzili... mam też takie skojarzenia, że to tylko na priwa ujdzie
Jak napisałem - muzycznie nie jest to dla mnie złe, chociaż przeciętne. Ogólnie więc..... * 1/2
Getsemani - tak, ten utwór ociera się o Tajemnicę. Trochę się zgadzam z Bogusem, który uważa, że do niej dociera, trochę z Witkiem, że jednak nie dźwiga brzemienia. Ale robi wrażenie, jest wyśpiewany (o, tutaj przesterowany wokal ma sens!), ale i zagrany z niezmiernej oddali, z głębin czyjejś rozpaczy i strachu. Wspaniałe są te wysokie nutki, muzyczne
krople spadające na grzmiącą gitarową ścianę dźwięku, i te zwolnienia, gdzie zbolały głos woła o pomoc... Pod wpływem Witka też nie dam gwiazdek, bo na pięć to jednak jest to właśnie
nie do końca udane, a na cztery stanowczo zbyt mocne.
BEST MOMENT PŁYTY!: wybrzmiewa straszliwe Getsemani, chwila ciszy i... całkowita zmiana! Bęben, flety, radość!!! jak przejście ze śmierci w życie ten moment jest, jak rezurekcyjna procesja o świcie, kiedy jeszcze duchem człowiek tkwi w zadumie i skupieniu Triduum, ale już wybudzają go dzwony na ulicach!
Słuchaj Izraelu - oczywiście można było sobie skatować ten numer i chyba przez pewien czas też tak miałem, ale wystarczy zrobić sobie dłuższy post i można odkryć na nowo jego piękno, prostotę, energię... Perła folku, jak napisał panek!
Minusik za przewidywalność, ale..... * * * * * -