Nie będę się rozpisywał, bo chyba nikt tu nie oglądał (albo się nie przyznał): wczoraj wieczorem skończyłem oglądać
Big Little Lies.
Jest to świetne.
Mam znaczące zastrzeżenia tylko do rozwiązania akcji, które pod wieloma* względami mnie rozczarowało. Hmm, tylko i aż. Ale jednak bardziej "tylko", bo przez te siedem odcinków siedziałem i chłonąłem, a z tymi nielicznymi serialami, które oglądam, niekoniecznie tak wychodzi. Pierwszy
Westworld podobał mi się bardzo, ale i okrutnie mnie wymęczył, do drugiego jakoś się nie przekonałem. Z
True Detektywem miałem jak z jeżem, też trudna znajomość.
Wataha fajna, ale bez rewelacji i im dalej, tym gorzej.
Prison Break mi się znudził po trzecim odcinku.
Vinyl do końca mnie nie przekonał, lekka irytacja.
Most nad Sundem obejrzałem tylko pierwszy odcinek i być może by mnie potem wciągnął, ale w trudnych okolicznościach jakoś nie zapałałem chęcią oglądania dalej.
Tutaj od razu wiedziałem, że to jest to, i do ostatnich 10 czy 15 minut nie przypominam sobie jednej sceny, która by mnie znudziła czy rozczarowała.
Więc powiem tylko tyle:
* dla własnej pamięci: jedno to pewne kompletnie nieprawdopodobne rozwiązanie (jest to kwestia książkowego oryginału, ale niestety w serialu nie przydaje się ono); drugie i najważniejsze - kwestia rozwiązania kryminalnej zagadki; trzecie - wymowa ostatniej sceny
(jak ktoś obejrzy, to pogadamy)
Zaloguj się
Zarejestruj się
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
