Ahu, przepiękne!! Czuję tam Tatry w tych korsykańskich górach
Chociaż to ciepłe morze na koniec, uuu... aż się CHCE! Fajnie jest po wędrówce w Tatrach wykąpać się w lodowatym stawie, ale mam wrażenie, że w tym ciepłym morzu może być przyjemniej
ahu pisze:
Wodę czasem mozna spotkać ale lepiej na to nie liczyc i brac ze schroniska na cały dzień.
oj, to jednak ból. noszenie plecaka to dla mnie codzienność,
ahu pisze:
teraz głupio bez plecaka, tak jakos dziwnie lekko
tak to ja mam nawet w mieście
, ale kiedy trzeba nosić wodę, to jednak jest BARDZO dużo więcej (i jeszcze chlupie). Tatrzańskie strumyki i stawy rządzą!
Ale super, że się podzieliłeś, nawet nie mialem pojęcia, że na Korsyce jest coś takiego
---
Tymczasem chciałem się podzielić wrażeniami z lektury książki Martyny Wojciechowskiej "Przesunąć horyzont".
ŚWIETNE!!!
Jak na człowieka, który z telewizją ma do czynienia prawie nic, Martynę nawet nieźle kojarzyłem, ale o samej wyprawie nie wiedziałem nic, wszelkie newsy uciekały mi całkowicie, a przede wszystkim nie miałem pojęcia, że Martyna dwa lata przed Everestem miała straszny wypadek, po którym była unieruchomiona na całkiem dlugi czas. Ani o tym, że wczesniej była już na kilku dużych górach, m.in. na Aconcagui.
Książka napisana jest w sposób ujmujący. Nie ma w niej żadnego silenia się na nic. Ani na bycie wielką alpinistką, ani na bycie super girl w ekstremalnych warunkach, ani na eksponowanie swojego cierpienia, ani na bagatelizowanie go. Nie ma fałszywej skromności, widać, ze kobieta jest jakoś dumna z tego, co jej się udaje, że wie , ile ją samą to kosztowało, ale też zdaje sobie doskonale sprawę, że zrobiła coś, co nie może kwalifikować się jako osiągnięcie sportowe, przebija ze słów książki bardzo duży szacunek i pokora wobec prawdziwych autorytetów świata himalajskiego... Artur Hajzer, Piotr Pustelnik, "loża ekspertów Hi Mountain Team"... pojawiają się na kartach tej książki jako takie dobre duszki, które mailami, smsami i innymi dobrymi radami pomagają jej tam, gdzie sama już głupieje
Wyprawa Falvit przebiegła wyjątkowo spokojnie (zważywszy, że tej wiosny na Everescie zginęło aż 12 osób
), więc książka zupełnie nie ma takiego dramatyzmu, jak np. klasyki o K2 w '86 roku. Nie ma i nie próbuje epatować. Natomiast jest tu dużo jej walki wewnętrznej, nie jakichś straszliwych rozterek, ale takiego normalnego użerania się ze swoimi słabościami, które jest tu opisane może bardziej, niż w większości książek himalajskich, bo autorka mniej przywykła do niegodności związanych z prebywaniem w warunkach skrajnie nieprzystosowanych do życia człowieka. Bardzo sobie cenię te jej wynurzenia (zresztą bezpretensjonalne, jak cała reszta), takie to zwyczajne i prawdziwe, i odpowiada na wiele pytań, które ludzie nie związani zawodowo z górami najwyższymi muszą sobie zadawać...
A teraz jeszcze, co powywlekałem ze starych postów sprzed ponad roku...
dyingbride pisze:
Martyna z tvn (plus ekipa wspomagaczy, ofkors)
ha, no własnie ja też sobie to wyobrażałem, że ją wciągnęli na sznurku na Everest. myślałem, ze to była typowa wyprawa komercyjna, milion tragarzy i łaźnia w bazie.
nic z tych rzeczy - wyprawy komercyjne owszem były obok i miały dywany w namiotach, natomiast wyprawa Falvit została zorganizowana calkowicie samodzielnie przez Martynę & co. (kilka osób na krzyż), była jedną z najmniejszych wypraw pod Everestem, miała zaledwie trzech Szerpów wspinających się, ich samych było sześcioro.
A teraz cytaty z Kacpra, który swego czasu zjechałmartynę co nieco, choc ostatnio mówił mi, że trochę inaczej to dziś widzi:
K.T.W.S.G. pisze:
Wojciechowska rzeczywiście weszła na Everest - i to jako trzecia Polka - ale nikt (poza nią samą) jej za alpinistkę nie uważa
(...) weszła tam sama i to podobno całkiem sprawnie, ale nie da się ukryć, że jest to u niej po prostu kolejny dodatek do rajdów motocyklowych, Big Brothera, programów motoryzacyjnych, nurkowania i Playboya.
no więc z jej książki (w której szczerość wierzę) wynika, że po pierwsze za alpinistkę to ona się tak naprawdę nie uważa,
a po drugie, że ten Everest był chyba dla niej zdecydowanie ważniejszy od tych wcześniejszych rajdów etc.
zresztą nie wiem, czy ważniejszym , ale na pewno czymś zupełnie INNYM, sama o tym pisze, że to była kompletnie inna jakość, coś - jakby to powiedzieć - WIĘKSZEGO.
K.T.W.S.G. pisze:
Weszła drogą klasyczną, z tlenem, ze wspomaganiem i z lekkim worem.
zgadza się, z tym, że pamiętajmy, że dopiero co miała złamany kręgosłup, a to już się nie zalicza do standardowych warunków zdobywania Everestu
(zwłaszcza wora miała nie nosić w ogóle)
K.T.W.S.G. pisze:
publiczne sporządzanie testamentu przed wyjazdem splendoru jej w środowisku nie przyniosły
o ile kojarzę, pisała, że ten testament był dla niej bardzo niezręczną sytuacją, ale zrobiła go na prośbę rodziców. o publiczności jego sporządzania nic nie wiem, zresztą jakoś na ten wątek nie zwrócilem wiekszej uwagi.
W każdym razie polecam gorąco!