Muzzy pisze:
Mordercy księdza Jerzego odsiedzieli wyroki więzienia i przebywają na wolności. Jest to bolesna data w historii Polski.
warto dodać, że jeden z nich zwariował, najgorszy zaś całkiem nieźle sobie radzi. Warto też dodać, ze nawet nie wiemy, kiedy tak naprawdę obchodzić rocznicę śmierci. Kilka dni przed porwaniem ukazał się bardzo plugawy artykuł Urbana o Popiełuszce, który przez wiele osób traktowany jest jako inspiracja dla porwania.
Sprawa niewyjaśniona jest do dziś, wyjaśniał ją m.in. Sumliński, podczas niedawnej rewizji w innej sprawie odebrano mu wszystkie dokumenty i materiały dotyczące jego dziennikarskiego śledztwa w tej sprawie.
Artykuł Urbana:
Cytat:
SEANSE NIENAWIŚCI
W najnowszym (z dnia 19 bm.) numerze „Tu i Teraz” felietonista tego tygodnika, JAN REM, pisze o jednej z najbardziej politycznych ambon w Polsce. Przedrukowujemy ten felieton, aby mogli się z nim zapoznać również czytelnicy „Głosu Wybrzeża” zwłaszcza, iż stołeczna ambona, o której mowa, nie jest jedyną tego typu sakralną placówką w kraju.
Kliknij tutaj, aby zobaczyc powiekszenie - 178 KB
W inteligenckiej części warszawskiego Żoliborza stoi kościół Jerzego Popiełuszki - obok św. Brygidy w Gdańsku najbardziej renomowany klub polityczny w Polsce. Położenie geograficzne tej wiecowni warto podkreślić. Tutejszy genius loci kłóci się bowiem z duchem przedsięwzięcia. Jest to bowiem tenże Żoliborz o tradycjach spółdzielczych, socjalistycznych, racjonalistycznych, społecznikowskich, lewicowych, w najgorszym razie lewo-sanacyjnych, więc antyendeckich i Młodziakowych, że sięgnę do Gombrowicza.
Co tam więc robi natchniony polityczny fanatyk, Savonarola antykomunizmu? Daje on świadectwo ideowej i intelektualnej degeneracji części inteligentów formacji żoliborskiej, dowodzi uwiądu tegoż Żoliborza, który przed wojną z przesadą nazywany bywał czerwonym, ale różowym był w każdym razie.
Mam bardzo dokładne relacje o treści kazań księdza Jerzego Popiełuszki, które składa nadzwyczaj pilny bywalec tych imprez. Mowy tego polityka bardzo różnią się stylistyką od pokrewnych duchem pogadanek, jakie były głoszone na różnych latających uniwersytetach i pełzających kursach naukowych. Na tamte intelektualne imprezy młodzi biegali, aby usłyszeć coś przeciwnego, niż na szkolnych lekcjach o Polsce i świecie współczesnym, poznać odmienne fakty, odwrotne interpretacje. Ks. Popiełuszko nie zaspokaja niczyjej ciekawości, nie zapełnia białych plam historii, ani nie przeprowadza politycznych przewodów, od których mózg staje, by odwrócić się w przeciwnym niż dotychczas, antysocjalistycznym kierunku. Jednym słowem ten mówca ubrany w liturgiczne szaty nie mówi niczego, co byłoby nowe, lub ciekawe dla kogokolwiek. Urok wieców, jakie urządza jest całkiem odmiennej natury. Zaspokaja on czysto emocjonalne potrzeby swoich słuchaczy i wyznawców politycznych. W kościele księdza Popiełuszki urządzane są seanse nienawiści. Mówca rzuca tylko kilka zdań wyzbytych sensu perswazyjnego oraz wartości informacyjnej. On wyłącznie steruje zbiorowymi emocjami.
Uczucie nienawiści politycznej do komunistów, do władzy, do wszystkiego co jest powojenną Polską przynoszone jest na tę salę przez bywalców, a pod dyrygencją księdza Popiełuszki przestaje być wewnętrznym robakiem drążącym człowieka. Polityczne uczucia doznają publicznego wyładowania w tłumie podobnie czujących. Wyznawcy sfanatyzowanego ks. Popiełuszki nie potrzebują argumentów, dociekań, dyskusji, nie chcą poznawać, spierać się, zastanawiać i dochodzić do jakichś przekonań. Chodzi tylko o zbiorowe wylanie emocji. Ks. Jerzy Popiełuszko jest więc organizatorem sesji politycznej wścieklizny. Mylił się bowiem Orwell, gdy sądził, że seanse nienawiści można urządzać poprzez telewizyjne emisje pobudzające emocje każdego z widzów osobno, w jego czterech ścianach. Ludzie porozdzielani od siebie ścianami podatni są na perswazje, argumenty i wzruszenia, ale zbiorową nienawiść podniecać w sobie mogą tylko w tłumie. Charyzmatyczny strój, który wodza i przewodnika z tłumu wyróżnia i wywyższa ponad masę ludzką, zapewnia ks. Popiełuszce przewagę nad słuchaczami, której nie trzeba wypracować.
Po drugiej, niż ksiądz Popiełuszko, politycznej stronie obserwujemy zalew faktów, argumentów, danych; same racje i rozumowania. Tymi sposobami można, owszem ludzi przekonać. Nie sposób jednak wywołać żadnych emocji, zbudować wspólnoty uczuć i odruchów masowych, zespolić masy w oparciu o zbiorowe przeżycia polityczne. Jest to z mojej strony konstatacja, a nie propozycja urządzania np. anty-reaganowskich wieców, czy marszów ubarwionych paleniem kukły któregoś z naszych wrogów. Uważam za mądrą rezygnację z bogatszych środków politycznego oddziaływania, sądzę, że umiar i racjonalizm będą procentować na dalszą metę, bo upiory, które żoliborski magik polityczny wypuszcza spod ornatu, same pozdychają. Myślenie ma przyszłość, nie zaś podniecanie fanatyzmu. Lepsze są więc rzetelne tabele statystyczne otoczone powszechną obojętnością, niż uskrzydlone frazesy pobudzające płytkie emocje. Jakaś liczba ludzi nowoczesnych i rozumnych przecież już dziś dlatego właśnie sympatyzuje z polityką PZPR, że razi ich krzykliwe pustosłowie strony przeciwnej, mierzi zbiorowa histeria i irracjonalny fanatyzm. Podobnie razi ich wyraziście każda krzykliwość, czy objaw przesady, jaki zdarza się w naszej propagandzie. Trzeba jednak zdawać sobie sprawę także ze strat, które na razie ponosimy przez to, że wśród lektorów KC brakuje natchnionych dyrygentów tłumami.
Przerażające i pouczające są dla mnie rozmowy, w których ludzie nawracają do specyficznego politycznego widowiska, którym było spotkanie Mieczysława Rakowskiego z częścią załogi Stoczni im. Lenina w sierpniu 1983. Samo ustawiczne nawiązywanie do tej telewizyjnej relacji dowodzi zapotrzebowania na elementy dramaturgiczne w polityce. Przeraża zaś to, że rozmówcy wspominający ten spektakl, nawet intelektualiści, z przyganą lub zachwytem mówią wciąż tylko i w kółko o rozchełstanej koszuli wicepremiera, o tym, że telewizyjny ekran pachniał potem, o palcu Rakowskiego, o tym czego, w jakim momencie nie powinien był krzyknąć, a co godziło mu się wykrzyczeć. Wszystko jest ważne z wyjątkiem tych wielotonowych worków faktów i argumentów jakie M. Rakowski przydźwigał na tę salę. Liczy się tylko to, co było widowiskową oprawą, najmniej liczą się racje. Może o to krew zalewać, ale takie są realia.
Cóż z tego, że ks. Popiełuszko mierzi, skoro w dzisiejszej wykształconej Polsce, polityczni magicy są wciąż skuteczni. Podobnie: cóż z tego, że nie istnieje nic takiego, jak ludzka dusza, skoro walka o rządy dusz trwa realnie. Gdyby Telewizja Polska mogła mieć na swoje usługi jakiegoś Rasputina byłaby to niestety oferta do rozważania. Bardzo to smutne, ale prawdziwe, póki ma swoją klientelę ks. Popiełuszko i wzięciem się cieszą jego czarne msze, a do których Michnik służy i ogonem dzwoni.