Cytat:
ja mam chyba całość
ja chyba też widzę całość (artykuł otwarty)
Pet pisze:
Dawaj, bo to prawdziwa perełka recenzenckiej roboty
Cytat:
Angelina czarownicą. Jak Disney porzucił kobiety, które nienawidzą kobiet
"Czarownica" z Angeliną Jolie pokazuje, że wytwórnia Walta Disneya wreszcie dojrzała - i zabrała się za naprawianie błędów przeszłości. Wreszcie baśń, która na pierwszym planie stawia złą wróżkę. I to nie w opozycji do pozytywnej bohaterki. Film już w kinach.
Film Roberta Stromberga należy do gatunku "historia prawdziwa" - retellingów (opowiadania na nowo) znanych wcześniej opowieści. Można to robić dla śmiechu, jak w powstałych na fali popularności "Shreka" trójwymiarowych animacjach, albo po to, żeby pokazać coś z innej perspektywy. Jak w "Mgłach Avalonu" (2001) Marion Zimmer Bradley, gdzie legenda arturiańska została ukazana z punktu widzenia występujących w niej kobiet, zwłaszcza czarodziejki Morgany La Fey.
"Czarownica" bierze się zaś - akurat na 55. rocznicę premiery - za klasyczną disnejowską "Śpiącą Królewnę", główną postacią czyniąc złą wróżkę Malificent (w polskim tłumaczeniu - Diabolinę). Filmowa "herstory" (czyli historia z kobiecej perspektywy) diametralnie różni od tej znanej z baśni, w której wróżka - obrażona brakiem zaproszenia na chrzciny królewskiej córki - rzuciła na dziecko klątwę. Tu za jej poczynaniami stoją zupełnie inne motywy.
Kultura szczucia
W jednej z najważniejszych scen "Mrocznego rycerza" (2008), raczej przeoczonej przez internetowych łowców kultowych cytatów, diaboliczny Joker oferuje posadę w swoim gangu członkom pokonanej mafii. Ale gangsterów jest dwóch, a miejsce jedno, tak samo jak jeden jest ostro zakończony złamany kij bilardowy. W tym momencie zza kadru powinien wyjść słoweński filozof Sławoj Żiżek i powiedzieć widzom: "Dokładnie w taki sposób kapitalistyczny patriarchat szczuje na siebie kobiety".
Szczucie na siebie różnych wykluczonych grup jest prostą metodą sprawowania władzy. W felietonie "Zimne suki, rozlazłe kury" Agnieszka Graff pisała niedawno, że w ten sposób szczuje się kobiety pracujące (przepraszam, "robiące karierę", to tylko mężczyźni "zarabiają na rodzinę") na te wychowujące dzieci (znowu przepraszam, "siedzące w domu"). Tak samo szczuje się na siebie różne grupy zawodowe: narzekający na swój los nauczyciele mogą liczyć najwyżej na pełne pogardy słowa pracowników na śmieciówkach, którym jest gorzej. Tu wspomniany Żiżek mógłby puścić z taśmy fragment "Django" Tarantino, w którym postać grana przez Leonardo DiCaprio podaje młotek niewolnikowi, by dobił drugiego niewolnika. I wyjaśnić swoim ciężkim akcentem, że ów młotek symbolizuje neoliberalną propagandę.
Kapitalistycznemu patriarchatowi zależy na tym, żeby kobiety nienawidziły innych kobiet. A jego narzędziem jest popkultura.
Szefowe i czarownice
Spójrzmy, jak działa to w komedii romantycznej Mike'a Nicholsa "Pracująca dziewczyna" z 1988 roku. Z pozoru to film o konflikcie klasowym - z jednej strony tytułowa pracująca dziewczyna (urocza Melanie Griffith), sekretarka marząca o awansie klasowym. Na drodze do tego awansu staje jednak zła szefowa (diaboliczna Sigourney Weaver), która kradnie jej pomysł na transakcję. Na szczęście szefowa łamie nogę na nartach, wtedy nasza bohaterka przejmuje jej tożsamość i zaczyna robić karierę.
Wszystko jak z baśni: jest Kopciuszek, jest zła macocha czarownica, jest wreszcie książę. Gra go Harrison Ford, który nie tylko przyjmie naszą bohaterkę do swojego łoża, ale i wesprze, kiedy cała sprawa się rypnie. Wszystko kończy się dobrze: zła czarownica wylatuje z roboty, a Kopciuszek dostaje wymarzoną pracę u zadowolonego klienta. Bilans się zgadza, w gangu Jokera było przecież wolne tylko jedno miejsce.
Baśniowość tych narracji jest powszechna i ponadczasowa. Już w tytule filmu (i książki) "Diabeł ubiera się u Prady" (2006, reż. David Frankel) jest zawarte skojarzenie ze złem. Mirandę Priestley (genialna Meryl Streep), szefową magazynu "Runway", można by wrzucić prosto do disnejowskiej animacji. Jej kopciuszkowatą sekretarkę gra Anne Hathaway, która ledwo dwa lata wcześniej wystąpiła w postmodernistycznej baśni "Ella zaklęta". Konflikt między nimi wydawał się wyjęty prosto z "Gwiezdnych wojen". Miranda, niczym Darth Vader, próbowała przeciągnąć niewinne dziewczę na ciemną stronę mocy. I być może jej diaboliczność mniej by kłuła w oczy, gdy nie to, że wszystkie postacie męskie są w tym filmie rozkosznymi misiami.
Postać "kobiety sukcesu/czarownicy" można spotkać także w kinie superbohaterskim. W obsypanym Złotymi Malinami filmie "Kobieta kot" (2004, reż. Pitof) obdarzona kocimi mocami Halle Berry walczyła z wiecznie młodą (dzięki chemii), skorumpowaną szefową Sharon Stone. Bez problemu można byłoby wymienić ją na Julię Roberts z "Królewny Śnieżki" Tarsema Singha z 2012; tak samo próbującej, bez względu na środki, powstrzymać czas. Co je do tego pcha, o tym filmy już milczą.
Nowe wersje starych historii
W 2001 r. wydarzeniem była premiera "Shreka", trójwymiarowej antybaśni, która odwracała schematy. Dobry był ogr-ohydek, zły - książę o jasnych włosach. Ale mimo tej zamiany opowieść była mocno konserwatywna, jakby zmieniły się tylko kostiumy bohaterów. Z dość prostym morałem: żeby nie oceniać książki po okładce. Naśladowcy "Shreka" wyjęli z niego głównie mniej lub bardziej niesmaczne żarty przeznaczone dla dorosłej części widowni.
Dopiero w ostatnich latach w głównym nurcie pojawiły się nowe wersje starych opowieści, dogłębniej polemizujące z wzorcowym materiałem. W zeszłym roku Disney pokazał "Krainę lodu", zupełnie zmieniającą baśniową dynamikę. Rok wcześniej, kiedy na ekrany weszła wspomniana "Królewna Śnieżka" z Julią Roberts, ukazał się film "Królewna Śnieżka i łowca" z Kirsten Stewart w roli głównej. Klasyczna baśń została przetworzona na modłę "Władcy pierścieni", z odrobiną legend arturiańskich i wyraźnymi wpływami mistrza japońskiej animacji Hayao Miyazakiego. Jego filmy (np. "Księżniczka Mononoke") słyną z braku czarno-białych podziałów: nie ma złych bohaterów, są tylko bohaterowie o różnych przekonaniach i motywacjach. Ciężko było przełożyć tę filozofię na historię Złej Macochy (Charlize Theron), została więc pokazana jej przeszłość jako ofiary przemocy i męskiej dominacji.
"Czarownica": Szaleństwo tkwi w baśniach
Podobne podejście prezentuje "Czarownica". Malificent (Diabolina) stacza się w mrok, kiedy zostaje zdradzona i okrutnie okaleczona. Podobnie jak Zła Macocha z "Królewny Śnieżki i łowcy", dostaje jednak szansę odkupienia i korzysta z niej. Przy okazji demontuje ten okropny motyw kobiecej nienawiści: wygrywa prawdziwa miłość, wolna od męskiego pożądania i chciwości.
Można doszukać się tu wpływów musicalu "Wicked", mowy obrończej na rzecz Złej Czarownicy z Zachodu z "Czarnoksiężnika z Krainy Oz"; znaczące jednak, że jest to film Disneya. Wytwórnia ma wiele grzechów na sumieniu: od utrwalania tych przestarzałych opowieści w atrakcyjnej animowanej formie ("Królewna Śnieżka", "Kopciuszek" czy "Śpiąca Królewna") po produkcję filmów i seriali telewizyjnych, które propagują międzydziewczyńską rywalizację od najmłodszych lat (jak "Hannah Montanah" czy "High School Musical"). W "Małej Syrence" wątek złej wiedźmy został wręcz dopisany do oryginału.
Filmy takie jak "Kraina lodu" i "Czarownica" dają nadzieję na zwalczenie tej kultury szczucia, powstrzymanie szaleństwa, które tkwi w baśniach.