Przeczytałem właśnie "Mick&Keith" (z tego miejsca dzięki Witku, nie wiem, czy wiesz, że mi jom pożyczyłeś

). Książka, jak książka, ale czytałem ją z towarzyszeniem Youtube'a, starając się oglądać co ciekawsze koncerty i występy, o których czytałem. Dzięki temu odkryłem np. T.A.M.I. Show z 1964 roku i wiele innych fajnych rzeczy.
A teraz, na koniec włączyłem sobie koncert na Festiwalu Glastonbury 2013. Spodziewałem się, wiadomo, czego - rozsypujących się dziadków, zlepka żenady, politowania i nostalgii, plus parę starych przebojów, jak to Stonesi zwykli robić - poprzekręcanych i niemal niepodobnych do wersji płytowych.
A tymczasem... Kurde, co za niesamowity koncert, jaki doprawcowany pod względem brzmienia, jak fantastycznie dopieszczone utwory, wręcz porywające wykonania. No i Panowie w świetnej formie. Na razie mam za sobą 25 minut i aż musiałem zrobić przerwę z wrażenia. Przed chwilą obejrzałem Gimme Shelter - wokal tej babki (muszę sprawdzić, kto to) po prostu przyprawia o ciary i autentyczne wzruszenie, którego chyba nigdy słuchając RS nie doświadczyłem. Jest wspaniała, podobnie, jak cały zespół.
Z Rolling Stonesami mam taki rollercoaster - raz wydają mi się synonimem obciachu i gdzie tam im do innych zespołów - już nawet nie mówię do Beatlesów, ale nawet do tych przeciętniejszych. A innym razem okazuje się, że to jest fenomen, zwłaszcza w wersji koncertowej. To jest zdecydowanie ich - toutes proportions gardées - charyzmat, dar, ta zdolność do występów na żywo.
Przykład - jak fajnie wychodzi na koncertach ta drewniana przecież kompozycja It's Only Rock'n'Roll.
Szczerze polecam ten koncert. Myślę, że dalej nie będzie gorzej.
https://m.youtube.com/watch?v=V9NaxP7VCCc