O! Bardzo dobrze, że pojawił się tu taki temat! Redhoci to już od dawna (stosunkowego dawna, bo mając 15 lat ciężko czegoś słuchać od naprawdę dawna) jedna z moich ulubionych kapel. Zupełnie się nie zgadzam, z tym, że Californication to "takie sobie pioseneczki". Jak dla mnie "Californication", Other side", "Road Trippin", "Scar tissue" czy "Around the world" to rewelacja!
No ale po kolei:
Uplift mofo party plan ***3/4
Nie lubię takiego rozdrabniania się w ocenie, ale w przypadku tej płyty zupełnie nie mogłem się zdecydować... Bo bardzo fajne (tak na 4 a nawet i 4,5 gwiazdki) są utwory z początku: "Fight like a brave", który muzycznie przypomina trochę "Blood sugar..." oraz to co później grał RATM. Taki hardcore-funk, a ja bardzo takie rzeczy lubię. I w dodatku ciekawa solówka... "Funky crime" równie dobry, zaczyna się od dziwnej, mrocznej progresji typowo funkowych (bo nonowych) akordów, później robi się z tego taki spokojny, trochę pulsujący kawałek... "My & my friends" to już zupełny odlot, szybki, skoczny, dynamiczny, wesoły... nie wiem czy nie najlepszy na płycie... W ogóle ta otwierająca album trójka jest wyraźnie lepsza od kawałków następnych... Bo w dalszej części płyty nie wyróżnia się za dużo: może trochę "Backwoods", "Organic anti-beatbox band", wesoły "Skinny sweaty man"... Ale one już nie mają takiej siły jak pierwsze trzy. Za to czwarte miejsce bez wątpienia dla "Behind the sun" - najbardziej wyróżniający się utwór - spokojny, jakiś taki "słoneczny"... i niby wesoły,ale ja bym ze względu wokalu i w góle tempa i sposobu zagrania powiedział, że jest trochę anemiczny. Ale właśnie za tą dziwną atmosferę go lubię.
Ogólnie to płyta robi dobre wrażenie. Może poza przydałoby się więcej takiego żywego, funku jak w pierwszym kawałku czy "Me & my friends", ale na to będzie jeszcze czas na "Blood sugar..."
No i fajnie by było gdyby czasem jeszcze pojawiła się jakaś solówka na miarę tej z kolejny raz wymienianego "Fight like a brave".
Mother's milk ****
Widać wpływy przyjętego do zespołu Frusciante'a... Bo z jednej strony jest ostrzej, bardziej rockowo (riff w "Higher ground" czy kawałki "Taste the pain" i "Nobody weird like me" są typowo "rockerskie") i znacznie częściej słyszymy przesterowaną gitarę... Z drugiej strony jednak, ciężko zaprzeczyć, że to najbardziej przebojowa płyta ich ówczesnych dokonań... Już "Higher ground" jest bardzo piosenkowy, ale to jeszcze nic w porównaniu, ze spokojnym, melodyjnym "Knock me down". I to absolutnie nie jest zastrzeżenie - wspomniany kawałek to jak dla mnie jeden z dwóch faworytów na płycie. Jest jakby zapowiedzą późniejszego (sporo późniejszego) oblicza Peppersów z "Californicatiom". Drugi fawoyrt to otwierający płytę "Good time boys". Skoczny funk plus ładny refren i fajne przejście instrumentalne przed trzecią zwrotką (to na 3:05). Przejście w iście RATMowym stylu... bo zarówno ten utwór jak i kilka innych z tej płyty to ponownie funkowe wygrzewy w bardzo dobrym wydaniu. Bo jest jeszcze przecież "Subway to venus", "Sexy mexican maid" czy "Johnny, kick a hole in the sky", który refren ma trochę zerżnięty z "Organic anti-beatbox band" z poprzedniej płyty, ale ogólnie jest dużo lepszy...
Myślę, że to taka kwintesencja kiedysiejszego stylu Peppersów... Trochę wszystkiego, ale wszystko się mocno kupy trzyma. Najczęściej słuchana przeze mnie ostatnio ich płyta (nie mam jeszcze "Stadium arcadium") i w ogóle, myślę, że jeśli komuś nie odpowiada zbytnio piosenkowe oblicze z "Californication" to warto polecić mu na początek. Chyba nawet lepiej niż "Blood sugar"...
P.S.w sumie "Higher ground" to trzeci faworyt... nie napisałem o niej, a jest bardzo dobra
Blood sugar sex magic ****1/2
Tu już niczego nie brakuje... Dużo czadu, dużo rapu i ogólnie funk w najlepszej, hardcore'owej postaci. Zaczyna się od "The power of eqality" jest szybko, mocno i tak jak powinno być. Bardzo skoczny kawałek, jeszcze bardziej dynamiczny niż otwieracze na dwóch poprzednich płytach... A gdy potem nadchodzi nieco wolniejszy, opierający się na jednym akordzie gitary i bujającej grze basu "If you have to ask" to już w ogóle rewelacja... Ten utwór kojarzy mi się trochę z pierwszą płytą Cypress hill (też wyszła w 1991, ale nie wiem co pierwsze) i zresztą te skojarzenia będą jeszcze wracać:"Mellowship slinky in B major" (zajebisty wstęp!!!), "Give it away"... Jednak prawdziwy hardcore robi się w "Suck my kiss": gitara zamiast grać akordów gra razem z basem pod perkusję i to daje rewelacyjny efekt, stosowany później często przez (wspominany przy okazji każdej płyty) RATM i liczne kapele nu-metalowe... I jeszcze ten refren... To jest dopiero kop! "Naked on the rain" to niezły, funkowy kawałek z ciekawym, nietypowym refrenem, "Apache rose peacock" jest już bardziej melodyjny - rzekłbym nawet przebojowy... I jeszcze tylko dodać utwór tytułowy (z bardzo fajnym przejściem instrumentalnym po drugiej i trzeciej zwrotce), nieco mroczniejszy "Funky monks" i bujającą rapowankę "Sir Psycho Sexy" to już będą wszyscy faworyci... Sporo, ale naprawdę ciężko było by mi któryś odrzucić...
Ale za to nie obraziłbym się jakby coś z reszty ciachnięto. Bo nadmiar jest główną wadą tej płyty."The greeting song" i "My lovely man" nie są ciekawymi utworami, a ballady po prostu tu nie pasują.... Nawet jeżeli były ich największymi przebojami... Dlatego cztery i pół, a nie pięć.
Jeszcze w sprawie brzmienia - nie uważam, żeby Rick Rubin był jakimś rewolucjonistą, ale jest dużo czystsze i nie ma tylu niepotrzebnych szczegółów brzmieniowych co wcześniej... Wychodzi na plus.
Biorąc do kupy, best songi:The Power Of Equality,If You Have To Ask, Funky Monks, Suck My Kiss, Mellowship Slinky In B Major, Give It Away, Blood,Sugar,Sex,Magik, Naked In The Rain, Apache Rose Peacock, Sir Psycho Sexy.
No ze względów komercyjnych i tych, którym to się naprawdę podoba to te 3 ballady(Breaking the girl, I could have lied i Under the bridge) by mogli ewentualnie dorzucić. I by płyta na mocne 5 wyszła. A tak jest jednak trochę syfu, a szkoda.
Californication ****1/2
Nie słuchałem jej od ponad roku (zgubiłem na jakiejś wycieczce), więc za dużo teraz napisać nie mogę... Podoba mi się, że w dużej części utworów, mimo iż są balladami sekcja rytmiczna gra taki oldschoolowy, funkowy sposób. Najlepszym przykładem kawałek tytułowy. W ogóle solo z tej piosenki to chyba najlepsze solo jakie kiedykolwiek słyszałem. Proste, ale idealnie dobrane dźwięki, bardzo klimatyczne i daje po prostu zajebisty efekt razem z basem... Ogólnie jest bardzo gitarowo: konkretniejsze riffy, solówki... No i oczywiście melodyjniej. Nawet funkowe kawałki mają melodyjne refreny:"Get on top", "Around the world".
Pierwsze poznane przeze mnie utwory Peppersów to single z tej płyty.. Złapało od razu. Ja ją traktuję na równi z BSSM.
Best songi: "Around the world", "Scar tissue", "Other side", "Californication", "Easily", "Road trippin'"
By the way ***1/2
O ile na poprzedniczce było "tylko" melodyjnie to tu momentami jest wręcz popowo... Po mocnym (ale i z przebojowym refrenem) kawałku tytułowym aż do "Zephyr song" słyszymy całkiem miłe, ale jednak mimo wszystko wygładzone, przebojowe kawałki. Najbardziej z nich lubię "Universally speaking" i "This is the pleace". Następne dwa już średniawe... Ale potem bardzo ładny Zefir (utrzymany w stylistyce poprzedniego albumu - nawet jest jedynym kawałkiem z ciekawą solówką. w pozostałych albo nie ma, albo jest słaba) i - chyba najlepszy kawałek na płycie - funkowo-przebojowe "Can't stop" kojarzące mi się trochę z "Around the world". Dalej kiepskie techno w "Throw away your television" i kilka smętów. Dopiero przy końcu robi się fajnie: "On mercury", "Minor thing", "Venice queen" - typowo peppersowskie (jeżeli mówimy o Peppersach z tej i poprzedniej płyty oczywiście), nostaligiczno-melodyjne (lecz już nie rażące tak mocno popowością) kawałki. Wypada całkiem nieźle.
Jednak płyta jako całość jest - niestety - zbyt kompromisowa i zbyt mało orginalna żeby dorównać poprzedniczce.
Nie mam "Greatest hits" ale promujący kawałek "Fortune faded" oceniam na ****. Kontynuacja stylistyki "By the way" (płyty, nie kawałka), jednak dużo ciekawsza.
"Stadium arcadium" na razie nie mam. Słyszałem "Dani california" i naprawdę mi się podoba trochę pachnie odcinaniem kuponów od Californication, ale mimo to można powiedzieć, że jest na miarę tamtych kawałków (no, może tylko "Other side" i "Californication" są lepsze, bo to już naprawdę rewelacje) jak dla mnie piosenka na ****1/2
A cała płyta dostała w Teraz Rocku 5 gwiazdek, więc ciekaw jestem co sądzą o niej ci z was, którzy słyszeli.